Nie, życie nie zawsze pisze bajkowe scenariusze. Pisze je z rzadka. Niewątpliwie jednak, gdyby Falubaz Zielona Góra, poprowadzony w ostatnim meczu przez świetnego Piotra Protasiewicza, wjechał do ekstaligowego towarzystwa – mielibyśmy sceny jak z obrazka. Jak z długiego filmu, pełnego zwrotów akcji, zakończonego happy-endem. Ku rozpaczy fanów w grodzie Bachusa, stało się inaczej. A stało się, według nich, głównie za sprawą sędziego Artura Kuśmierza.
Wielokrotnie już na naszych łamach wypowiadaliśmy się na temat pracy sędziów, którzy z kolei… nie wypowiadają się publicznie. Nie ma ich w przestrzeni. Niby funkcjonują, niby podejmują ważne dla tego sportu decyzje, a w ich imieniu wypowiada się tylko ich zwierzchnik, arbiter nad arbitrami, Leszek Demski. To po pierwsze, choć w sumie nie najważniejsze. Najważniejszy jest regulamin, który nadal dopuszcza sytuacje, w których żużlowa Polska dyskutuje o tym, czy zawodnik ruszył się przed startem czy nie i czy na tym skorzystał czy jednak sam się pognębił. „Mikroruchy” nadal trzymają się mocno, a przecież miało być inaczej. Elastyczniej. Niestety, sędzia rewanżowego finału Falubaz vs Wilki był w tej mierze usztywniony jak pal Azji Tuhajbejowicza.
– Bardzo marzyłem o tym, żeby zakończenie było z takim happy-endem. Zabrakło naprawdę niewiele. Rzadko to mówię, ale niestety muszę to powiedzieć. Sędziowanie jest poniżej krytyki. Jeśli chodzi o to, co dzisiaj się działo na wieżyczce, to, co sędzia dzisiaj odstawiał, to jest żenujące. Jak można trzy razy przerywać i szukać na siłę winnego, kiedy go nie ma? Potem dawać warningi, a to nawet nie są mikroruchy. Apeluję, zróbmy porządek, bo sędzia przerywa, godzinę patrzy w monitor i musi na siłę dać warning, żeby być czystym – grzmiał Piotr Protasiewicz przed kamerami Canal+. Dodał jeszcze:
– Trwa to godzinami, wypaczany jest wynik sportowy i to mi się nie podoba. Jeśli po pierwszej sekundzie zapalonego światła zawodnik lekko się ruszy trzy milimetry, potem dwie sekundy stoi, to jaki to jest warning? Panowie, obudźcie się, bo to naprawdę jest żenujące! Wypaczony jest wynik sportowy. Wygrywamy trzy razy 5:1, bieg jest przerywany i później inaczej się układa.
Zachowujący przez wiele lat zimną krew i niemal stosujący na co dzień protokół dyplomatyczny „Pepe” nie wytrzymał, co tylko pokazuje poziom jego wku… zdenerwowania. Jego i całej żużlowej Zielonej Góry. Nie dziwimy się, bo ładunek emocjonalny wokół i waga tego meczu była olbrzymia. A sędzia Kuśmierz zepsuł święto Falubazowi i samemu Protasiewiczowi.
Kurczę, trudno uwierzyć w to, że „Pepe” na dobre pożegnał się z jazdą. Ale jak to? Przecież był w tym sporcie od zawsze, przynajmniej dla nas. Nie pamiętamy czasów, w których 47-latek nie jeździłby na żużlu. Serce kibica mówi nam: „szkoda, cholera, szkoda”. Z drugiej strony szanujemy jego decyzję. No i pokażcie drugiego zawodnika, który przez tyle lat trzymałby tak wysoki poziom. Który w swoim ostatnim meczu jest najlepszym żużlowcem swojego klubu. Jeśli schodzić ze sceny, to właśnie tak.
Piotr Protasiewicz, na szczęście, nie żegna się całkowicie ze speedway’em, co zresztą byłoby niezwykle trudne. Przez trzy najbliższe lata będzie w Falubazie dyrektorem sportowym, a poza tym zapewne i powszechnie szanowanym ekspertem.
Najważniejsze osiągnięcia w karierze Piotra Protasiewicza:
3 x złoto Drużynowych Mistrzostw Świata
1 x złoto Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów
8 x złoto Drużynowych Mistrzostw Polski
1 x Indywidualne Mistrzostwo Polski
… i wiele, wiele innych medali.
Panie Piotrze, dzięki za te wszystkie 31 sezonów na czarnym torze!
Jacek Hafka
Kursy w forBET na 2. finał PGE Ekstraligi:
Motor Lublin: 1.20
Stal Gorzów: 5.00