Gdy w ostatniej akcji dogrywki w starciu ŁKS Łódź – Lech Poznań padł gol dający awans gościom, w siedzibie Polsatu przy ulicy Ostrobramskiej 77 słychać był głos spadającego kamienia: mecz Chojniczanka – Legia niezagrożony, jakoś zmieścimy się z ramówką Pucharu Polski. W połączeniu z pierwszą kolejką fazy grupowej Champions League, która w wykonaniu stacji wypadła bardzo słabo, nasuwa się dość smutny wniosek: Polsat niespecjalnie radzi sobie z dyscypliną zwaną piłką nożną.
Transfer Tomasza Smokowskiego do Polsatu miał dodać działowi sportowemu bardzo dużo jakości i tak w sumie się stało: doświadczony dziennikarz, który potrafi pracować zarówno w studiu, jak i w budce komentatorskiej, to wartość niemal bezcenna, niespotykana u kogoś, kto dopiero zaczyna pracę w jednej z największych polskich telewizji. Warto docenić także warsztat komentatorski Mateusza Borka oraz Bożydara Iwanowa: obaj potrafią doskonale zająć się komentowanymi zawodami i słuchając ich głosów nie mamy automatycznej ochoty znaleźć zagranicznego streama, mimo że właśnie wydaliśmy 360 zł na roczny pakiet Champions League. A niestety takie uczucie towarzyszyło mi, gdy próbowałem śledzić pojedynek Liverpool – PSG: miałem naprawdę szczerą ochotę obejrzeć ten hit przy oprawie Polsatu, lecz słuchając głosów Cezarego Kowalskiego oraz Dariusza Wdowczyka, którzy ewidentnie psuli przyjemność z oglądania absolutnego hitu tej serii gier, zdecydowałem pomęczyć się z mniej pewnymi źródłami, o co naprawdę trzeba było się postarać. Wybrałem transmisję bez komentarza, co i tak nieco psuło odbiór tego pojedynku, lecz wolałem słyszeć same odgłosy trybun, aniżeli notoryczne mylenie nazwisk, czy zanudzanie niezbyt trafnymi przemyśleniami. Wspomniana przeze mnie wcześniej trójka była przypisana do innych spotkań, więc niestety obawiałem się, że hit dostanie osoba niekoniecznie będąca „Ligą Mistrzów” polskich komentatorów: boli, że takie przypuszczenia się sprawdziły.
Cezary Kowalski i Dariusz Wdowczyk na Liverpool – PSG pic.twitter.com/qpfsalwpaI
— Konrad Marzec (@konmar92) September 18, 2018
Inauguracja kolejki przypomniała mi zamierzchłe czasy, gdy Champions League komentowane było przez dziennikarzy nSport (nie mylić z nc+). Tam mieliśmy do czynienia z dwoma skrajnościami: albo był niezwykle senny komentarz Grzegorza Kalinowskiego, który aż z tego wszystkiego postanowił porzucić karierę dziennikarza sportowego i został pisarzem (bardzo dobrym, zresztą) lub natrafialiśmy na Sergiusza Ryczela, mylącego mecz reprezentacji Polski ze starciem Borussia – Malaga i emocjonujący się golami drużyny Roberta Lewandowskiego, jak zdobyciem mistrzostwa świata. Sporo jakości w komentowaniu tych rozgrywek dała fuzja z Canal +, dzięki czemu przy okazji meczów Champions League mogliśmy okazję słuchać absolutnych asów tej stacji, którzy doskonale odnajdywali się w meczach drużyn z poszczególnego kraju, ze względu na zainteresowanie tamtejszą ligą. Można kwestionować natomiast, czy Tomasz Wieszczycki lub Kazimierz Węgrzyn powinni analizować samodzielnie taktykę Bayernu lub Barcelony, lecz zwykle jest tak, że w telewizji sportowej pracują byli piłkarze z danego kraju. A nasza Ekstraklasa jest, jaka jest, więc raczej nie powinniśmy wymagać swoich: Rio Ferdinandów, Gary Linekerów czy Alanów Shearerów…
Ale wracamy do Polsatu (nie jak Hugo bynajmniej). Była też zapowiedź wielkiego, interaktywnego studia, gdzie swój mecz mogłyby rozegrać Polonia Środa Wielkopolska oraz Hutnik Kraków, lecz dla mnie wygląda to niczym typowy ruch polityczny, robienie dobrego PR’u, podczas gdy naszą organizację prześladują zupełnie inne demony: a w dodatku do tak zajebistego studia wpuszczono Janusza Panasewicza, który miał być głosem lidera opinii. Tutaj odejdę już od samych dziennikarzy i skupię się na działaniach wyższego szczebla. Tak, jak pisałem jakiś czas temu: dalej nie pojmuję, jak można kazać swoim abonentom przedłużać swoje umowy i zmieniać obecne pakiety, podczas gdy konkurencja oferuje darmowy dostęp do końca fazy grupowej rozgrywek. Kontrowersje budzi także sposób przydziału takiego pakietu – jeżeli nie chcesz iść w telewizję satelitarną, masz możliwość załatwienia tego online, lecz jedynie przy wyborze dwóch opcji: 40 zł za tydzień lub 360 zł za cały rok. Nie ma tutaj opcji miesięcznej, co w mojej ocenie jest postąpieniem nie fair ze strony władz Polsatu, choć patrząc na wysokość pokazanych abonamentów, chyba po prostu starano się w ten sposób uniknąć kolejnej fali krytyki. A ta może jeszcze towarzyszyć Polsatowi przez dłuższy okres.
Janusz Panasewicz… jeszcze brakuje Małysza jak na Mundialu w tvpsport. pic.twitter.com/nOaeCgwF97
— Mateusz Cypriański (@MATCYP_) September 18, 2018
No i wreszcie ta nieszczęsna realizacja meczów Pucharu Polski: naprawdę, trzeba kazać marznąć ludziom w Chojnicach, którzy w komplecie wykupili bilety, bo nie jesteśmy w stanie rozłożyć planu transmisji na dwa kanały? Ktoś w Polsacie albo nie myśli, albo nie chce myśleć, co widać, skoro na profilu TT Mateusza Borka, przy okazji spotkań Champions League, mogliśmy przeczytać coś takiego:
Drodzy moi przyjaciele, koledzy, koleżanki , znajomi z Twittera. Mam dużą prośbę. Nie piszcie do mnie, nie oznaczajcie mnie ws: 1) pakietów 2) cen i dostępności 3) obsad komentatorskich 4) wyboru meczów. NIE SĄ TO MOJE KOMPETENCJE. Jestem tylko moderatorem studia i komentatorem.
— Mateusz Borek (@BorekMati) September 19, 2018
I jak traktować stację poważnie w kontekście przetargu o Ekstraklasę? Z drugiej strony jednak może tutaj chodzi o coś innego: może telewizja próbuje dostosować się do poziomu Ekstraklasy, który powiedzmy sobie szczerze, do najwyższych nie należy. Wiem, że i tak o wszystkim zadecydują pieniądze i nie ma to kompletnego znaczenia, lecz na tę chwilę Polsat przypomina mi typowy polski klub w eliminacjach europejskich pucharów: marzeniami jest w fazie grupowej Ligi Mistrzów, a przedstawianym poziomem gdzieś w 30. minucie starcia rezerw Termalica – Sandecja. A prawa wykupione do sezonu 2020/2021…
Karol Czyżewski