Oddajmy na początek głos dwóm polskim bohaterom ostatniego Grand Prix w niemieckim Teterowie (cytaty za Eurosportem):
Patryk Dudek: Nie śledzę tego, ile razy stałem na podium, ale cieszę się z tego. Ważniejsze jest dla mnie to, że cało i zdrowo odjechaliśmy te zawody, bo warunki były takie, jakie były. Czuję się bardzo obolały, bo cześć między nogami i pachwiną jest bardzo mocno „nadszarpnięta”, lekko mówiąc.
Bartosz Zmarzlik: Jestem bardzo szczęśliwy z drugiego miejsca, ale nie pamiętam, kiedy tak bardzo się umęczyłem. Trzeba było kontrolować jazdę, aby nie zrzuciło z motocykla, a ciężko było zaplanować jakiś atak czy cokolwiek, bo to mogło się źle skończyć dla nas i dla kolegi.
Jeśli w takim tonie wypowiadają się ci z najwyższych stopni podium, to co po niemieckim „wyśmienitym” turnieju mogą powiedzieć doświadczeni Jason Doyle i Tai Woffinden, których wprost aż wystrzeliwało z żużlowego siodła. Wszystko przez zdradliwe koleiny, których nie byli w stanie dojrzeć nawet tak świetni rajderzy.
Zawody w Teterowie potwierdziły smutną prawdę: speedwaya z najwyższego, światowego pułapu nie da się oglądać. Chyba, że kibic strzeli sobie to i owo w płynie, wtedy być może. Ale w pełni ogarniając rzeczywistość, zawody spod znaku SGP (ale także SGP2, co pokazała ekstremalna impreza w Pradze) należą do tych, które trzeba jak najszybciej wyrzucić z pamięci. Z czterech dotychczasowych rund, tylko ta inauguracyjna w chorwackim Gorican była do przełknięcia, jeśli chodzi o poziom widowiska. Po rywalizacji w Warszawie, Pradze i teraz w Teterowie trudno będzie kogokolwiek „zielonego” przekonać do tego sportu.
Nie da się ukryć, że mamy tu pewną rozbieżność, choć nie co do efektów końcowych. Na arenie międzynarodowej tory są zazwyczaj wymagające, dziurawe, często znacznie przyczepniejsze niż w Polsce. U nas z kolei pieści się je aż do bólu… do bólu kibicowskiego zęba, bo przecież tego też nie da się oglądać z powodu jazdy gęsiego tuż po starcie (najnowszy przykład to mecz w Toruniu Apatora z Włókniarzem).
– Dlaczego tory u nas przygotowuje się „na jedno kopyto”? Chodzi tylko i wyłącznie o bezpieczeństwo. Żeby można było się ścigać na całej długości i szerokości toru i by było jak najmniej kolein. Wiadomo, jakie teraz są silniki: nie mają tak wielkiej mocy jak kiedyś, są nieco „przyduszone” – powiedział nam anonimowo jeden z obecnych komisarzy toru, który później dodał też m.in.: – Ludzie przychodzą na żużel z różnych powodów. Jedni chcą rywalizacji, inni żałują, że zawody nie udały się, bo nikt się nie przewrócił.
Obecnie często żużel wygląda tak, że nie ma walki i jest „bezpiecznie”, albo jest niebezpiecznie przez warunki torowe – a rywalizacji na „całej długości i szerokości” jak nie było, tak nie ma. Może warto pochylić się nad tym problemem w szerszym ujęciu i np. wrócić do dawnych parametrów sprzętu, do czasów, gdy jego regulacja nie odgrywała decydującej roli? A może – co wydaje się łatwiejsze i bardziej realne – dogłębnie przeszkolić ludzi odpowiadających za przygotowanie nawierzchni tak, by żużel był atrakcyjniejszy dla oka? Za moment ze stadionów znikną fani, wraz z nimi spadnie zainteresowanie telewizji i sponsorów, a to niechybnie spowoduje krach w całej dyscyplinie. Przykład Anglii złowieszczo dzwoni w uszach…
Jacek Hafka
Żużel obstawisz na stronie iforbet.pl!