Ostatni mecz leszczynian z Apatorem Toruń kolejny raz utwierdził nas w przekonaniu, że „Piter” to żużlowy zakapior, który daleko różni się od swojego brata Przemysława.
O ile jednak w sytuacji, w której Unia Leszno seryjnie zdobywała tytuł mistrzowski, postawa Piotra była chwalona, a jego średnia, no może poza sezonem 2017, oscylowała wokół 10. miejsca wśród najlepszych żużlowców Ekstraligi. Piotr to był konkretny jeździec i kapitan co się zowie. W mistrzowskich latach to często właśnie on dawał żużlowy impuls reszcie kolegów z drużyny, a swoimi płomiennymi przemowami w parku maszyn przyczyniał się do zwiększenia morale. W ubiegłym sezonie jednak to głównie jego marna postawa (śr. 1,667) nie pozwoliła Unii zdobyć kolejnego medalu DMP.
Obecny sezon układa się jak na razie dla młodszego z Pawlickich o niebo lepiej niż poprzedni. W dalszym ciągu jednak „Piter” potrafi lepsze wyścigi (a nawet mecze patrz spotkania we Wrocławiu i Lublinie) przeplatać gorszymi, ale gołym okiem widać, że facet w wykonywaniu swojego zawodu nie męczy się tak, jak w sezonie 2021. Może to zasługa jego ojca, który swoimi radami w parku maszyn znowu mu pomaga? Może.
Chyba nawet Nicki Pedersen w swoim szczytowym okresie nie pojechałby aż tak ostro z Patrykiem Dudkiem, jak zrobił to Piotr Pawlicki. Pawlicki wyznaczą nowe, dość niebezpieczne trendy #LESTOR
— Mateusz Puka (@MateuszPuka) May 22, 2022
Pawlicki od lat ma łatkę żużlowego zawadiaki. Gościa, który po przegranym starcie czy całym wyścigu mocno gotuje się, co nie zawsze przynosi dobre skutki. Ten sezon jest odmienny od poprzedniego, ale jakoś nie możemy pozbyć się wrażenia, że 6. zawodnik Grand Prix z 2016 roku nadal z frustracją rozpamiętuje lepsze lata w swoim wykonaniu. Niby wszystko idzie ku lepszemu, motocykl śmiga szybciej, ale Pawlicki junior w dalszym ciągu podejmuje niekiedy zdecydowanie zbyt odważne decyzje. Tak było przecież w zweryfikowanym meczu ze Stalą Gorzów, tak było także w niedawnym spotkaniu z Apatorem. Sędzia Krzysztof Meyze – oprócz wielkiego babola w 13. wyścigu – pozwalał Pawlickiemu na ostrą jazdę. Wiemy, że żużel, zwłaszcza w ekstraligowym wydaniu to nie szachy, ale naszym zdaniem, gdyby sędzia ostrzegł byłego kapitana Unii za zbyt odważną jazdę (np. w biegu nr 8) to do kuriozalnej akcji w 13. być może w ogóle by nie doszło.
27-latek znany jest z ogromnej ambicji i woli walki. Niekiedy jednak (gdy nie idzie po jego myśli) te sportowe cnoty przeradzają się u niego we frustrację, która z kolei rodzi zbyt dużą agresję w jeździe. Z Pawlickim mamy trochę to, co z Nickim Pedersenem czy Adrianem Miedzińskim: obawiamy się o przebieg biegu, do którego stają pod taśmą. Cała trójka nie odpuszcza, cała trójka potrafi pojechać na granicy faulu, czasami zaś po prostu ową granicę przekraczając, a po wszystkim mówią tylko: „No co, takie rzeczy się zdarzają”.
W środę na torze w Gdańsku odbędzie się półfinał Indywidualnych Mistrzostw Polski. I znając ambicje mistrza kraju z 2018 roku, a także widząc, że jeszcze nie wszystko u niego działa optymalnie, nie chcielibyśmy w jego przypadku znowu mieć o czym pisać: że nieokrzesany, że raptus, że faularz.
JH
Żużel wytypujesz na stronie forBET