Trudno było wytrzymać na zawodach pod tytułem PGE Indywidualne Międzynarodowe Mistrzostwa Ekstraligi. Wiało jak w Kieleckiem, ale też z toru Motoareny wiało nudą, co zastanawiające o tyle, że stawka zawodników była akurat najlepsza z możliwych. Żużlowe crème de la crème, a jednak rozczarowanie.
Tego dnia w Toruniu 45. urodziny obchodził Nicki Pedersen. Duńczyk jest kotem, 3-krotnym mistrzem świata, gościem, na którego od lat „się chodzi”, bo nigdy nie wiadomo, co odwinie. Wywiezie kolegę w płot, nie-kolegę zaatakuje w bardziej dosadny sposób, kamerzystę opieprzy, mechanika splaskaczuje… Cały Nicki. I każdy to wie, jaki Duńczyk jest. A mimo to i mimo wszystko jesteśmy zaskoczeni po weekendzie.
W Toruniu Nicki był szybki – 12 punktów i 4 miejsce w klasyfikacji o tym świadczy najlepiej. Bo przecież nie to, że wykonał jakieś nieszablonowe akcje torowe, nie. Tor się do tego nie nadawał. Było równo, nudno (i zimno), nic więcej. Zresztą w sumie podobnie było nazajutrz w Poznaniu, gdzie odbyły się zawody drużynowe spod znaku Mistrzostw Polski Par Klubowych. Tutaj zawodnik GKM-u Grudziądz, niejaki Nicki musiał zrobić swoje. Co takiego? Po zwycięskim wyścigu obraził się na partnera z zespołu, na cały klub, trzasnął drzwiami od samochodu, wyjechał z parku maszyn i tyle go widzieli… Warto przypomnieć, że rok temu na naszych łamach napisaliśmy to:
„Drugi wyścig piątkowego spotkania GKM-u ze Spartą Wrocław miał kluczowe znaczenie. Goście stracili Taia Woffindena (złamana lewa łopatka), co miało ogromny wpływ na resztę spotkania. W powtórce zaś doszło do kuriozalnej sytuacji, w której Pedersen tak zawzięcie walczył o drugie miejsce ze swoim kolegą Przemysławem Pawlickim, że skończyło się wywrotką Duńczyka”.
Historia najwyraźniej zatoczyła koło, bo Nicki w MPPK wytrzymał jeden, słownie jeden (też z Przem. Pawlickim) wyścig, po którym zakończył udział w zawodach. – Przed zawodami naszemu liderowi bardzo zależało na tym, żeby odjechać ten turniej drużynowo. Zawodnicy sporo o tym rozmawiali, a później od razu doszło do nieporozumienia i cierpliwość Nickiego się niestety skończyła. Efekt był taki, że nie pojechał w dalszej części zawodów. Rozumiem, że żużel to twardy sport i że można mieć do siebie pretensje, ale jednak jestem również zdania, że należało jechać do końca w pełnym składzie – powiedział szef GKM-u Grudziądz Marcin Murawski (za: Sportowe Fakty). Po czym dodał: – Na pewno będziemy o tym jeszcze rozmawiać. Dyskusję z Nickim mam już za sobą. Z pewnością spotkamy się jeszcze wszyscy razem, ale te sprawy będziemy załatwiać już między sobą. Trzeba to szybko wyjaśnić, zamknąć i skupić się na lidze, bo w niedzielę czeka nas arcyważny mecz w Ostrowie.
No co chłop miał mówić? Prezes GKM-u i tak ogarnął tę niecodzienną rzeczywistość w spokojny, wyważony sposób. Bo Nicki to Nicki? Zgadza się. Raptus jakich mało, każdy zawiadujący klubem żużlowym to wie: gość nadal gwarantuje sporo punktów, ale i co najmniej schrzanioną atmosferę wewnątrz zespołu. ALE mimo całej tej wiedzy nie spodziewaliśmy się, że szydło z worka wyjdzie tak szybko, na tydzień przed startem Ekstraligi.
JH