Jacek Hafka, infosport.pl: Ochłonął pan po meczu w Lesznie?
Krzysztof Gałańdziuk, dyrektor sportowy Apatora Toruń: – Widzieliśmy, co się wydarzyło. Gdyby różnica punktowa w jedną lub drugą stronę była równa 20, to powiedzielibyśmy o błędzie i nie byłoby rozdrapywania ran. Ta decyzja, jak wszyscy wiemy, błędna zaważyła o wyniku meczu, który byśmy wygrali. To nie są domniemania, późniejsze fakty na torze pokazały, że tak by było.
Sędzia Krzysztof Meyze wypaczył wynik meczu, ale jednak nic nie usprawiedliwia ogromnej fali hejtu jaką doświadczył arbiter.
– To, co się dzieje to po prostu skandal. Takich rzeczy robić nie można, tym bardziej, że mówimy o jednym z najlepszych sędziów w Polsce. Jest tylko człowiekiem, pomylił się, błąd był katastrofalny, bo zaważył na wyniku meczu, ale ten hejt w żadnym razie nie jest usprawiedliwiony. A już napady na rodzinę… To przechodzi ludzkie pojęcie.
Co pan myśli o testowanym już żużlowym systemie VAR?
– Nie można a priori zakładać, że coś będzie złe. Tak samo, jak nie wiemy, czy będzie dobre, bo za wszystkim stoją ludzie. Kto będzie siedział w VAR-ze? Człowiek. Pytanie, skąd tych ludzi nabrać tylu, by obsłużyć wszystkie mecze? Cy mamy tylu, nazwijmy, fachowców, którzy będą w stanie pomóc? Z każdym takim krokiem marginalizujemy rolę sędziego. Błędy oczywiście były, są i będą, od nich nie uciekniemy. Sędzia ma do dyspozycji powtórki, a przecież ktoś w wozie VAR będzie miał to samo do dyspozycji, co arbiter. Czy potrzebuje doradców? Nie wiem, mam do tego mieszane uczucia, ale spróbujmy. Zobaczymy, czy to pomoże.
Czynnik ludzki nadal będzie najważniejszy.
– Wie pan, zwielokrotniamy liczbę ludzi decydujących o pewnych rzeczach na zawodach i np. w pierwszej lidze mamy powoływane jury. I ono było na pamiętnym meczu w Krośnie – czy ustrzegliśmy się skandalu? Były tam trzy osoby, mające trzymać pieczę nad tym, żeby tego skandalu nie było… Nad wszystkim czuwają ludzie. Ja chciałbym poznać tych, którzy będą doradzali na VAR-ze. I dopiero wtedy mógłbym stwierdzić, czy to rozwiązanie ma sens. Ale powtarzam: próbujmy, róbmy wszystko, aby takie historie jak ta w Lesznie nigdy już się nie powtórzyła, bo one w ostatecznym rozrachunku będą nas bardzo dużo kosztować.
Przejdźmy do spraw Apatora Toruń – jak pan ocenia postawę toruńskich juniorów? Po Krzysztofie Lewandowskim widać, że dopiero wraca po kontuzji. Czy młodzieżowcy w nadchodzących meczach wydatniej wesprą seniorów? W lidze U24 radzą sobie dobrze i to na różnych torach.
– To prawda. W U24 sobie radzą, w DMPJ sobie radzą, w najwyższej klasie rozgrywkowej sobie nie radzą. Obojętnie czy mamy juniorów topowych czy nietopowych, to to radzenie sobie wygląda mizernie. Jeśli pan pyta o to, czy jestem zadowolony? Nie, na pewno nie jestem zadowolony z ich postawy. Nie ma zielonego pojęcia, czy to się zmieni. Może Ekstraliga to za wysoki próg? Wierzymy w nich, ale ta wiara jest coraz słabsza.
Powiało pesymizmem.
– To nawet nie to, ja po prostu opieram się na wynikach. O ile jeszcze Krzysiu Lewandowski jest w stanie dać coś od siebie drużynie, o tyle dwaj pozostali chłopacy nie stają na wysokości zadania i oni mają tego świadomość. Nie jest tak, że oni myślą, że jest super. Nie, oni też uważają, że jest kiepsko i oni też nie są zadowoleni ze swoich występów. Krzysiu i Karol Żupiński zrobili siedem punktów w sześciu meczach i umówmy się: to jest za mało.
A wedle starej żużlowej zasady nie da się wywalczyć medalu DMP, gdy juniorzy nie jadą.
– Wie pan, Wrocław w zeszłym roku zrobił mistrza Polski praktycznie bez wsparcia juniorów, czyli da się. Ja przypominam, że nasza drużyna była budowana z Emilem Sajfutdinowem, z absolutnym liderem i myślę, że on ze swojej roli by się wywiązywał. Emila nie ma, zastąpić go jest nie sposób nawet, jeśli w Lesznie zrobiliśmy 10 punktów z ZZ-tki, ale przecież należy do tego dołożyć punkty zawodników, którzy mają swoje nominalne biegi, a z tym nie zawsze wychodzi tak, jakby sami zawodnicy i my oczywiście byśmy chcieli. Wie pan, my nie mamy marginesu błędu. Gdy ma się pięciu wyrównanych zawodników i jeden z nich ma gorszy dzień, to pozostała czwórka jest w stanie nadrobić. Jeśli ma się czterech do dyspozycji, a jeszcze do tego nie ma się wsparcia juniorów, to marginesu błędu nie ma żadnego. Każdy musi pojechać na swoim dobrym poziomie, żeby można było myśleć o wygranej.
Rok temu to był pokaz siły @CKM_Wlokniarz w Toruniu a ozdobą meczu był atak Leona Madsena w 15. biegu. Jak będzie w ten weekend?
📺 Do zobaczenia w najbliższy piątek od 20:30 w @canalplusonline! pic.twitter.com/fU5Yy6quIm
— CANAL+ SPEEDWAY (@CPLUS_SPEEDWAY) June 2, 2022
Przed torunianami pracowity czerwiec: aż trzy mecze odbędą się na Motoarenie. Drużyna na domowe mecze ma jakiś konkretny cel np. zwycięstwo co najmniej dwóch z nich?
– Te mecze po prostu trzeba wygrać. Cel jest jeden i nieustanny tak u siebie, jak i na wyjeździe. Nie wyobrażam sobie innego rozwiązania.
Pod ósemką / szesnastką w Apatorze widzieliśmy Zacha Cooka. A co z Emilem Poertnerem, dostanie swoją szansę?
– Wszystko jest możliwe. Kontraktując Emila do drużyny U24 my nie wiedzieliśmy, czy on dysponuje. Zach był zakontraktowany jako pierwszy i także pod kątem DMP, natomiast cała reszta, a więc Jordan Pallin, Emil i Bastian Pedersen to była dla nas niewiadoma. Bastian to jest melodia przyszłości, to jest chłopak z ogromnym potencjałem i jestem przekonany, że on już w przyszłym roku będzie fajnie jechał. O reszcie nie wiedzieliśmy zbyt dużo, a wyniki w lidze angielskiej nie są do końca wiarygodne jeśli idzie o potencjał żużlowców. Na razie Emil nie był na ósemce, ale nie jest powiedziane, że to się nie może zmienić.
Rozmawiał: Jacek Hafka