We wcześniejszej relacji (KLIK) narzekałem na pewne braki organizacyjne. Powaga dnia finałowego i obecność TVP Sport sprawiła, że oprawa finału była o niebo lepsza od poprzednich dni. Co prawda nadal przed halą nie wisiał żaden baner zapowiadający to – jakby nie patrzeć – prestiżowe wydarzenie i na widowni można było zobaczyć mnóstwo wolnych miejsc, ale i tak lepiej się to oglądało, niż wcześniej. Cieszył brak sąsiadów wspinających się po ściance, jak i to, że konferansjer był dobrze przygotowany. Wejście zawodników na ring też było bardziej efektowne i przede wszystkim pojawiły się ring girls.
Zanim mnie posądzicie o szowinizm, to się wytłumaczę: kiedy w ringu widzisz dwie osoby, które – w bardziej lub mniej sprytny sposób – próbują sobie zrobić krzywdę, to patrzenie w przerwie na urodziwe dziewczyny wydaje się być pięknym kontrastem, ozdabiającym te jakże ciekawe potyczki.
To tyle, jeśli chodzi o oprawę. Teraz zajmijmy się tym co najważniejsze, czyli walkami.
W pierwszej walce w kategorii 49 kg. naprzeciw siebie stanęli Bator Sagaluev (Rosja) z Enkhmandakhem Kharhuu (Mongolia). Rosjanin już w drugiej rundzie napoczął swojego rywala na tyle dotkliwie, że na deskach ringu można było zobaczyć gdzieniegdzie kropelki krwi. Sagaluev pod koniec – widząc, że ma przewagę – pozwolił sobie na opuszczenie rąk i zaprezentowaniu publiczności paru efektownych uników. Werdykt był oczywisty: jednogłośnie wygrał Rosjanin i po drugiej walce mógł odebrać nagrodę od Jerzego Rybickiego.
W następnym pojedynku (kat. 52 kg.) mieliśmy podobny przebieg. Filipińczyk Ian Clark Bautista nie dał żadnych szans Turkmenowi Zaripowi Jumajewowi, który zaliczył podczas pojedynku dwa knock-downy (w 1. i 3. rundzie). Jumajewow pod koniec pojedynku wyglądał podobnie, jak jego rówieśnicy parę godzin później na ulicy Mazowieckiej – chwiał się, ale był mniej szczęśliwy. Znów sędziowie mieli ułatwione zadanie – kolejna jednogłośna decyzja.
Teatr jednego aktora odbył się również w 3. walce w limicie 56 kg. Mohammad Alwadi (Jordania) próbował dorównać swojemu rywalowi pod względem show, ale Kazach Iljas Sulejmenow robił coś więcej, niż uśmiechanie się i opuszczanie rąk – po prostu punktował. Jordańczyk, aż do ogłoszenia werdyktu wyglądał na wygranego pod względem mimiki twarzy. Mina mu trochę zrzedła, kiedy konferansjer ogłosił, że przegrał do zera.
W końcu nadeszła niejednoznaczna walka w kategorii 60 kg. Chursant Imakulijew (Turkmenistan) nieznacznie pokonał Artura Subchankulowa (Rosja) w stosunku 3:2. Pojedynek był wyrównany i można go określić mianem „bokserskich szachów”.
Nadszedł moment, na który czekało większość osób na hali, a już na pewno przed telewizorami. Nasz rodak Damian Durkacz podejmował Kazacha Beldauleta Ibragimowa. Polak nieźle się zaprezentował, ale był gorszy w końcowym rozrachunku i musiał uznać wyższość swojego rywala. „Rywal był ode mnie silniejszy w przeciwieństwie do przeciwników, z którymi mierzyłem się wcześniej. Myślę, że za rok osiągnę cel, jakim jest wygranie tego turnieju” – ocenił na gorąco po pojedynku 19-latek.
W 6. walce znów pojawiła się krew. Cios Kazacha Aslanbeka Szymbergenowa na nos Sergieja Sobylinskijego (Rosja) był na tyle mocny, że potrzebna była przerwa w ostatniej rundzie na interwencje lekarza ringowego. Kolejne jednogłośne zwycięstwo jednego z reprezentantów Kazachstanu.
Konsekwentnie rósł ciężar gatunkowy. Tym razem nadszedł czas na wagę średnia i po raz kolejny mierzyli się bokserzy z Rosji i Kazachstanu i znowu potrzebna była pomoc medyka w 3. rundzie. Różnica między tą, a poprzednią walką była taka, że tym razem rozcięto łuk brwiowy Abaja Tolesza z Kazachstanu, a walkę wygrał Gleb Bakszi z Rosji. Rachunki zostały wyrównane.
W finale wagi półciężkiej zmierzyli się – a jakżeby inaczej – Rosjanin z Kazachem. Georgij Kuszitaszwili miał o wiele lepsze warunki fizyczne od Adibeka Nijazimbetowa, ale miał słaby punkt w postaci rozciętego łuku brwiowego w półfinałowej walce. Kazach wykorzystał ten fakt, aczkolwiek Rosjanin wykorzystał swój wzrost i zasięg ramion cierpliwie punktując swojego rywala. Tak samo, jak jego rodak w poprzednim starciu, wygrał w stosunku 4:1.
W przedostatniej walce w wadze ciężkiej Anton Pinczuk z Kazachstanu wygrał z Arslanbekiem Achilowem z Turmkenistanu 3:2. Turmken dzielnie walczył, mimo gorszych gabarytów, jednak gdy próbował przejść do półdystansu momentalnie wpadał w klincz i nie mógł przez to zadać ciosu.
W finale wagi powyżej 91 kg. Ashraf Amir El-Saey (Katar) podejmował Magomeda Omarowa (Rosja). Wielkolud z Rosji okazał się minimalnie lepszy od Katarczyka, który zadawał mnóstwo ciosów i był bardzo waleczny. Prezes Katarskiego Związku Bokserskiego, który obserwował tę walkę, mógł być dumny ze swojego rodaka. Podczas rywalizacji dochodziło do nieczystych zagrywek, ale po ostatnim gongu obaj panowie podziękowali sobie i swoim narożnikom za dobrą walkę.
Turniej mężczyzn należał do dwóch krajów – Rosji i Kazachstanu, które wygrały łącznie 8 kategorii wagowych (po 4 na każdy kraj). Melodie hymnów tych Państw do teraz mi chodzą po głowie, mimo tego, że ekipa odpowiedzialna za dźwięk, urywała je w dziwnych momentach (np. w środku zwrotki).
Poza tym, jestem usatysfakcjonowany tym, co zobaczyłem wczoraj w hali na warszawskiej Ochocie. Myślę, że obecni ludzie boksu (m.in. Janusz Pindera i wnuczka Feliksa Stamma) też nie narzekali na poziom i oprawę widowiska. Szkoda, że nasz rodak Damian Durkacz nie dał rady zwyciężyć. Miał jednak dobrego rywala, z którym trudno było osiągnąć coś więcej. Jak wcześniej nie widziałem w organizacji tego eventu „ręki” nowego sponsora PZB, tak teraz dało się ją odczuć. Miejmy nadzieję, że to początek dobrej i owocnej współpracy.
Nagranie wszystkich opisanych walk można obejrzeć na stronie TVP Sport.
Dominik Bożek