Kolejny mecz w Lidze Mistrzów, kolejne wiadro pomyj wylane na Szymona Marciniaka. Polski arbiter nie zawiódł oczekiwań i ponownie stał w centrum boiskowych wydarzeń na Parc des Princes. Wiele osób wciąż zachodzi w głowę, jak nasz rodak dostał się do tak elitarnego grona sędziowskiego i wciąż otrzymuje zadanie bycia rozjemcą w największych hitach Ligi Mistrzów. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że wczorajsza konfrontacja była jednym z najtrudniejszych meczów w jego karierze i naprawdę ciężko rzetelnie ocenić jakość jego pracy, bo wpływ miało na to mnóstwo czynników. Nie sposób natomiast przyznać, że prawdopodobnie z tego powodu UEFA desygnuje Marciniaka do tak prestiżowych spotkań – jest głośno, a przecież o to chodzi w dzisiejszym świecie sportu…
Ile szkół sędziowskich, tyle prawdopodobnie opinii na temat podyktowanego dla Liverpoolu karnego czy ilości żółtych kartek pokazanych w meczu. Możemy na łamach tego artykułu dyskutować i analizować każdą decyzję, lecz patrząc na całościowy przebieg kariery polskiego arbitra, należy przyjąć o wiele szerszą perspektywę. Ktokolwiek dzisiaj śledzi współczesny futbol, doskonale zdaje sobie sprawę, że nieszczególnie liczą się już rzetelność, jakość pracy, gdyż wszystko zostaje zepchnięte przez tzw. medialność. Mieliśmy okazję śledzić to przy okazji Howarda Webba czy Marka Clattenburga: trudno wszak było jasno zadeklarować, że wspomniany duet to czołówka, jeżeli chodzi o światowe sędziowanie, lecz zawsze dostawali oni mecze pierwszej klasy.. Bo nie chodziło tutaj o to, że podczas starcia wystąpi potencjalnie najmniej kontrowersji – wręcz przeciwnie, z nimi nigdy nie było nudno, a niekiedy byli oni nawet głównymi postaciami spektakli. A to przecież nie lada sztuka przyćmić Cristiano Ronaldo czy Messiego…
Można mieć nieodparte wrażenie, że podobne zjawisko zachodzi przy okazji Szymona Marciniaka. Polski sędzia przed mundialem w Rosji był typowany nawet do obsady finałowego spotkania (na szczęście tylko przez polskich dziennikarzy), a już po fazie grupowej został odesłany do domu. Władze FIFA nie były tak pobłażliwe, względem naszego rodaka, aniżeli UEFA – uwagę przykuł fakt, że mimo dostępności narzędzia w postaci VAR, Marciniak ewidentnie je lekceważył. Arbiter z Płocka bardziej ufał własnemu instynktowi, co może dziwić o tyle, że przecież w rozgrywkach Ekstraklasy miał on do czynienia na co dzień ze wspomnianym systemem. Mimo zaliczenia tak spektakularnego spadku, miłość UEFA pozostała bezwarunkowa, a owoce tego mogliśmy widzieć już w kolejnym sezonie. Nie byle kto wszak dostaje spotkania pokroju Barcelona – Inter, a wczoraj PSG – Liverpool. Z perspektywy polskiego kibica trudno pojąć taki obrót spraw: Marciniak niespecjalnie sprawdza się przecież w naszej lidze, gdzie równie często podejmuje kontrowersyjne decyzje, oceniane następnie w kategorii błędów. Próbując odbić nieco piłeczkę można zawsze bronić Marciniaka, że ten radzi sobie tylko ze spotkaniami klasy światowej, a nie jakimiś rozgrywkami naszej ligi. To tłumaczenie jednak mija się z jakimikolwiek zasadami logiki, bo skoro ponoć jest on w stanie oceniać boiskowe wydarzenia absolutnego topu, nie powinien mieć najmniejszych problemów z sędziowaniem w Ekstraklasie…
Ciekawe ujęcie: Szymon Marciniak wyjaśniający Neymara, że jego nikt newer tacz. #PARLIV pic.twitter.com/9wt17vwRy5
— Maciejo Szczęsny (@MaciejoSzczesny) November 28, 2018
Polityka władz sędziowskich w naszej lidze uległa, natomiast, pewnej zmianie – Marciniak chowany jest przy okazji największych hitów i raczej zostaje desygnowany do nieco mniej medialnych meczów. Tutaj bowiem oblężenie związane z kontrowersjami nie było koniecznie pożądane przez całe środowisko. Postanowiono zatem ograniczyć jego ekspozycję – nikt dzisiaj nie próbuje na siłę wmawiać, że tylko i wyłącznie Szymon Marciniak odpowiednio poprowadzi zawody mogące decydować o losach mistrzostwa Polski. Nie należy umniejszać zasług 37 – latka, bo naprawdę sporo zrobił dla promocji naszej szkoły sędziowskiej. Dziwić może natomiast, że mimo wyraźnego spadku formy, który towarzyszy Polakowi, wciąż jest on uznawany za czołówkę wśród światowych sędziów. Choć gdy cofniemy się pamięcią do roku 2016 i przypomnimy, że tytuł sędziego nr 3 na globie dzierżył Martin Atkinson, chyba nie powinniśmy być specjalnie zaskoczeni takim obrotem spraw. A może to po prostu fryzura Marciniaka stanowi inspirację dla najważniejszych władz w Europie – wszak fajnie stworzyć byłoby Pierluigiego Colinnę 2.o. Tylko czy o to powinno chodzić we współczesnej piłce?
Karol Czyżewski