Serdecznie witam wszystkich, którzy zdecydowali się kliknąć w ten tekst i jak co czwartek sprawdzić, co ciekawego miało miejsce, a także będzie dziać się w Premier League. Z powodu dość specyficznego okresu, jaki przypada na czas po świętach, ale jeszcze przed Nowym Rokiem, wyjątkowo w pojedynkę postaram się sprytnie omówić ostatnie wydarzenia i zapowiedzieć najciekawsze mecze. Zaczynamy!
Bardzo często mówi się o tym, że kto przetrwa maraton z Premier League na pozycji lidera, sięgnie ostatecznie po mistrzowski tytuł. Samoistnie nasuwa się zatem, że tym razem po ostateczny triumf w lidze sięgnie ekip The Reds. Jest tutaj jedno małe ale…
W 8 na 10 ostatnich sezonów lider Premier League na Boże Narodzenie zostawał mistrzem Anglii. W pozostałych dwóch liderem na święta był… Liverpool.
Ale spokojnie, to nie jest opinia ?
— Jarosław Koliński (@JareKolinski) December 22, 2018
Czyżby do trzech razy sztuka? Wydaje się, że tym razem wszystko powinno pójść po myśli The Reds – nie widać specjalnie siły, która byłaby w stanie powstrzymać podopiecznych Jurgena Kloppa. Wczorajsza wygrana 4:0 z Newcastle po raz kolejny pokazała, jak silną ekipą są Salah i spółka – być może to właśni im uda się nawiązać do słynnego osiągnięcia Arsenalu z sezonu 2003/04, kiedy to gracze Wengera przeszli cały sezon bez ani jednej porażki. A najciekawszy w tym wszystkim jest fakt, że to właśnie na starcie z Kanonierami przypada najbliższa potyczka Liverpoolu – tym razem areną zmagań będzie słynne Anfield. (kursy forBET 1 – 1.50, x – 4.85, 2 – 6.00)
Tego samego nie można powiedzieć, natomiast, o The Gunners. Po dobrym początku sezonu i rozegraniu 22 meczów bez porażki, przyszło spotkanie z Southampton, które zostało ostatecznie przegrane 2:3. Potem trafiła się wygrana w wymiarze 3:1 nad Burnley, lecz dalekim od ideału był styl, w którym udało im się osiągnąć ten wynik. Demony Wengera wróciły przy okazji wczorajszego starcia z Brighton: remis 1:1 należy ocenić jako niepotrzebną stratę punktów i ciężko w takich warunkach realnie myśleć o przeciwstawieniu się piłkarzom prowadzonym przez Kloppa. Chociaż mała iskierkę nadziei daje fakt, że na Emirates zakończyło się rezultatem 1:1 – w sobotę taki wynik zostałby odebrany jako naprawdę dobry.
Nieco natomiast zmieniło się odbieranie zespołów grających w Manchesterze. Po zatrudnieniu Ole Gunnara Solskjaera zanotowany został wyraźny progres – nie należy przesadnie zachwycać się rezultatem 3:1 przeciwko Huddersfield, lecz wypada docenić, przy okazji tego meczu, dublet Paula Pogby. Najwięcej negatywnych komentarzy odnośnie prowadzenia Czerwonych Diabłów przez Mourinho dotyczyło właśnie osoby Mistrza Świata – niewystawianie Paula Pogby zdecydowanie osłabiało cały potencjał Manchesteru United, czego potwierdzenie właśnie widzieliśmy. Ciekawe, czy dobra seria zostanie podtrzymana także 30 grudnia, kiedy to na deskach Teatru Marzeń staną piłkarze Bournemouth (kursy forBET 1 – 1.35, x – 5.50, 2 – 8.75)
Niemały orzech do zgryzienia mają za to miejscowi rywale United, a więc The Citizens. Zespół kreowany na absolutnego dominatora tego sezonu, po raz kolejny musiał uznać wyższość rywala. Tym razem taka kolej rzeczy miała miejsce na King Power Stadium, gdy Leicester zatriumfowało nad wspomnianym rywalem 2:1. Wcześniejszą porażkę z The Blues tłumaczyć można było, na przykład, absencją Kevina de Bruyne – tym razem jednak belgijski pomocnik znalazł się w składzie swojego zespołu, a i tak nie pomogło to zdobyć nawet jednego punktu. Co więcej, mecz rozpoczął się doskonale dla Obywateli, bo od prowadzenia 1:0 po golu Bernardo Silvy – ciekawe, kto wówczas spodziewał się, że tym razem nie zakończy się pogromem. Szansa na rehabilitację w wyjazdowym meczu przeciwko Southampton… (kursy forBET 1 – 9.00, x – 5.50, 2 – 1.35)
I chyba nie ma gorszego momentu na pojedynek ze Świętymi, niż właśnie najbliższe tygodnie. Być może przekona się o tym Łukasz Fabiański, który dziś o godzinie 20:45 wyjdzie naprzeciw kolegi z reprezentacji, a więc Jana Bednarka, na murawę St Mary’s Stadium (kursy forBET 1 – 2.15, x – 3.60, 2 – 3.45). Widać wyraźnie, że podobnie jak w przypadku Manchesteru United, skutecznie zadziałał tutaj tzw. efekt nowej miotły. Mimo pechowego debiutu i porażki 0:1 przeciwko Cardiff, wygrane odpowiednio 3:1 oraz 3:2 z Huddersfield oraz Arsenalem pokazują, że Ralph Hasenhüttl skutecznie wpłynął na poczynania swojego zespołu. Zasadnym wydaje się zatem, z perspektywy fana West Hamu, obawiać się o przebieg tej konfrontacji. Bardzo dobra seria czterech zwycięstw z rzędu w Premier League została zakończona przed tygodniem, gdy gracze Mauricio Pellegriniego ulegli Watfordowi 0:2. Z Młotami tak jest w tym sezonie – gdy wydaje się, że wreszcie wyjdą oni na prostą i zaczną wygrywać seriami, sprawa kończy się jakąś wpadką i ponownie trzeba odbudowywać kolejną liczbę wygranych spotkań. Czy pierwsze cegiełka zostanie postawiona już w wieczornym pojedynku? Będzie o to naprawdę ciężko…
Karol Czyżewski