Reprezentacja Polski zremisowała z Portugalią 1:1 i zajęła ostatnie miejsce w swojej grupie Ligi Narodów. O ile przegranie rywalizacji z aktualnymi mistrzami Europy oraz drużyną Włoch nie jest powodem to wstydu, o tyle niesmak po tych czterech spotkaniach pozostanie przez całą piłkarską zimę.
Zgoda – przeciwko Portugalii nie zagraliśmy źle. Dobrze zaprezentowaliśmy się przeciwko mistrzom Europy w pierwszej części gry, w drugiej udało się doprowadzić do wyrównania i przy odrobinie szczęścia ten mecz ekipa Jerzego Brzęczka mogła nawet wygrać. Nie należy jednak zapomnieć o tym, że zespół z Półwyspu Ibersyjskiego nie wystawił do boju przeciwko Polakom najmocniejszego składu, bo był już pewny awansu do najlepszej czwórki Ligi Narodów. Tak czy siak gra biało-czerwonych z Guimaraes może nie napawa optymizmem, ale na pewno pokazuje, że gdzieś bardzo daleko tli się ogień, który może przynieść w 2019 lepszą grę naszej reprezentacji.
Patrząc przed meczem na skład naszej reprezentacji doszliśmy do wniosku, że… my naprawdę nie mamy czym straszyć takich drużyn, jak Portugalia. Zerknęliśmy na nasze wyjściowe ustawienie od trochę innej strony. Wypisaliśmy kluby, w których grają na co dzień grają nasi kadrowicze:
Juventus – Dynamo Kijów – SPAL – Southampton – Sampdoria – Lokomotiw Moskwa – Leeds United – Hull City – Jagiellonia Białystok – Napoli – Napoli
Przecieramy oczy ze zdumienia, bo naprawdę wygląda to bardzo przeciętnie. Oczywiście – nie ma w kadrze Kamila Glika i Roberta Lewandowskiego. Przygodę z kadrą skończył Łukasz Piszczek, a Jakub Błaszczykowski najlepsze lata ma już za sobą i w zespole pokroju Borussii Dortmund już grał nie będzie. Patrząc jednak okiem kibica zza granicy na naszych zawodników można wyciągnąć następujące wnioski:
I tak prawdę mówiąc zaczynamy szukać naszych mocnych stron. Atutów, dzięki którym chcemy zwyciężyć z aktualnymi mistrzami Europy. Naprawdę trudno jest nam cokolwiek wymyśleć, bo patrząc tylko na przynależności klubowe każdego z naszych reprezentantów, dziś jesteśmy absolutnym średniakiem europejskim, który za cel powinien wyznaczać sobie awans do imprezy mistrzowskiej raz na kilka turniejów.
Spójrzmy na naszą ławkę:
W Polsce może i niektóre kluby robią wrażenie – Niemcy, Anglia, Włochy. Ale mistrzowie Europy widząc takie zepsoły pieją z zachwytu – pomiędzy spotkaniami w Lidze Mistrzów ze światowymi tuzami i rywalizacją z drużynami na poziomie w swoich ligach, nagle przyjdzie im się mierzyć w zawodnikami, którzy reprezentują kluby, o których istnieniu słyszą po raz pierwszy w życiu.
Kadra nie zachwyca po raz kolejny, a my cieszymy się, że ten rok już się kończy. Jak na 12 miesięcy, to nam już starczy. Skrajnie negatywnych wrażeń niestety.