Anglicy w tym turnieju tak naprawdę nie pokazali niczego nadzwyczajnego. Ich pokaźna wygrana z Panamą 6:1 nieco przykryła nędzny mecz jakim nas uraczyli w pierwszym spotkaniu z Tunezją. „Synowie Albionu” nie potrafili udokumentować przewagi drugim golem i dopiero w doliczonym czasie gry dał o sobie ponownie znać Harry Kane. Można powiedzieć, że Anglicy nawet za bardzo nie zmęczyli się tym turniejem, bo w ostatnim meczu przeciwko Belgii bardziej opłacało im się przegrać, co też uczynili. Dlaczego ta porażka była dla nich opłacalna? Dzięki niej mają pozorną autostradę do finału.
To nieprawdopodobne, że ktoś z takich drużyn jak Anglia, Kolumbia, Szwajcaria, Szwecja, Rosja czy Chorwacja dojdzie do finału Mistrzostw Świata. Można powiedzieć, że spośród wymienionych drużyn najbardziej tego finału spragnieni są Anglicy, którzy od 52 lat czekają na medal. Tak jest, kraj, w którym ludzie żyją futbolem i który posiada najbogatszą ligę spośród wszystkich europejskich od ponad pół wieku nie był bliski awansu do finału. Paradoksalnie, po porażce z Belgią apetyty na Wyspach Brytyjskich wzrosły. Szczególnie, kiedy kibice zdają sobie sprawę, że w swoich szeregach posiadają takiego piłkarza jak Harry Kane.
Bring on tomorrow. ??? #ThreeLions #ENG #WorldCup pic.twitter.com/n1z8i1DYeN
— Harry Kane (@HKane) July 2, 2018
Zawodnik Tottenhamu jest na tę chwilę najlepszym strzelcem na tegorocznym mundialu, ale sam napastnik zdaje się tym nie podniecać. W końcu 3 ze swoich 5 goli strzelił słabiutkiej Panamie. Harry Kane udowodnił jednak poprzednim sezonem, że zalicza się do najlepszych piłkarzy na globie, ale już nie z takimi piłkarzami Anglicy ponosili fiasko na wielkich turniejach. I to ze znacznie słabszymi przeciwnikami niż Kolumbia.
Kolumbijczycy nigdy nie dotarli do finału, ale podopieczni Jose Pekermana również zwietrzyli swoją szansę patrząc na drabinkę. Ich występ w fazie grupowej nie napawa co prawda optymizmem, ale wyjście z pierwszego miejsca zawsze trzeba szanować. Szczególnie, że po meczu z Japonią taka perspektywa nie była za bardzo realna. Trzeba jednak przyznać, że piłkarze z Kraju Kwitnącej Wiśni mieli ułatwione zadanie, bowiem od 5. minuty grali z przewagą jednego zawodnika przy prowadzeniu 1:0. Nawet ten stan rzeczy nie zniechęcił Kolumbijczyków, którzy do samego końca walczyli o remis. O spotkaniu z Polską nawet nie ma co wspominać – Maciej Rybus do teraz pewnie nie może się odkręcić po tym co zrobili z nim Cuadrado i spółka. W ostatnim meczu z Senegalem nie zaprezentowali pasjonującego futbolu, ale osiągnęli swój cel w postaci zwycięstwa. Brzydka wygrana to też sztuka, zwłaszcza w takich turniejach jak ten.
Gracias por sus mensajes. son de gran apoyo y energía positiva, Volveré más fuerte. pic.twitter.com/x8l2Z5HBIZ
— James Rodríguez (@jamesdrodriguez) June 30, 2018
Ostatnie zwycięstwo okupili kontuzją Jamesa Rodrigueza. Gwiazdor Bayernu Monachium – zupełnie jak jego klubowi koledzy – jeszcze nic specjalnego nie zaprezentował na tym turnieju, ale w Kolumbii doskonale wiedzą, że jego błysk, podanie lub strzał może ich zaprowadzić bardzo daleko. Ze sztabu Kolumbii nie płyną dobre wieści nt. zdrowia Jamesa. A i tak są one o wiele lepsze niż te, które można było usłyszeć po pierwszych diagnozach. Jednak optymizm u Kolumbijczyków nie jest tak duży, żeby sądzić, że zobaczymy Rodrigueza na placu gry.
Bukmacherzy nie wierzą za bardzo w piłkarzy z Ameryki Południowej. Biorąc pod uwagę fakt, iż największe angielskie gwiazdy odpoczywały w ostatnim meczu przeciwko Belgii można się zgodzić z taką oceną sytuacji. Z drugiej strony, Anglicy jeszcze nie rozegrali poważnego meczu na tym turnieju (kurs w forBET na to spotkanie: ENG – 2.10, X – 3.15, COL – 4.15).