Wczoraj komisja Ligi nałożyła karę na Lecha Poznań i to – jak na standardy tego organu – bardzo surową karę. Do wcześniejszej kary Wojewody komisja dorzuciła zamknięcie „Kotła” na jeden mecz plus karę trzech meczów dla osób, które były na tej trybunie podczas meczu z Legią, po „odbębnieniu” karencji nałożonej przez Wojewodę. Dodatkowo Lech Poznań musi zapłacić 120 tys. zł. Wcześniej wspomniałem, że jak na standardy Ekstraklasy ta kara jest wysoka, ale już mam ku**a dosyć patrzenia na wszystko przez pryzmat wcześniejszych decyzji komisji Ligi.
Przez cały tydzień poprzedzający ostatnią kolejkę w gabinetach Ekstraklasy i Lecha Poznań miała miejsce gorąca debata nt. tego jakby tutaj uniknąć poirytowania kibiców Kolejorza. Zapadła wiadoma kontrowersyjna decyzja, ale nie na tyle, żeby przysłonić inne skandale z jakimi mieliśmy do czynienia w minionym sezonie Ekstraklasy. Po przebiegu meczu było widać, że piłkarze Lecha nie uczestniczyli w rozmowach, bo im zły humor fanów zgromadzonych przy ul. Bułgarskiej nie spędzał snu z powiek. Skończyło się na tym, że – mimo starań prezesa Rutkowskiego – kibice zrobili swoje, wywieszając przy tym wiele mówiący transparent.
Ja też mam „kurła” dosyć! Ile było gadania, że decyzja Ekstraklasy się obroni, że tak będzie lepiej? Czy wygranie mistrza w takim stylu jest możliwe w innym kraju, niż Polska? Legia trzeci raz z rzędu zdobyła mistrzostwo Polski. W tym czasie klub przechodził permanentny kryzys z przerwą na tytuły. Wystarczy spojrzeć na liczbę trenerów, którzy prowadzili w tym czasie zespół Wojskowych. Prezes Mioduski, słusznie zresztą, cały czas powtarza, że Legia potrzebuje silnego Lecha. Ale jak można traktować poważnie takiego rywala? Prezes Rutkowski gniewnie walił pięścią w stół, mówiąc o zadowolonych z trzeciego miejsca piłkarzy, zapowiada rewolucje u boku trenera z DNA Kolejorza, ale za dużo oglądałem już takich manifestów, żeby w to uwierzyć.
Wszyscy sądzą, że przygoda z europejskimi pucharami dla Legii skończy się tak samo, jak rok temu – po porażce w kwalifikacjach do Ligi Europy z drużyną, która kojarzy się bardziej z westernem, niźli z poważnym europejskim zespołem. I tak może się stać. Wiem, że już czytaliście to setki razy, ale OBECNY MISTRZ POLSKI PONIÓSŁ JEDENAŚCIE PORAŻEK I MIAŁ TRZECH TRENERÓW. Uważam, że podczas ceremonii losowania przeciwników Legii przy nazwie klubu ze stolicy powinno być napisane „Mistrz Polski z 11 porażkami i trzema różnymi trenerami”, a przy nazwie Lecha, Jagi i Górnika powinno dałbym: „drużyna, która okazała się gorsza od zespołu, który miał 11 porażek w sezonie z trzema trenerami”. „Czemu miałoby to służyć?”, zapytacie. Ano temu, że w końcu inne zespoły z Europy zaczęły by nas postrzegać, tak jak powinny, czyli jako kraj ze śmieszną ligą, w której możesz postawić przysłowiowego „klocka” na środku boiska i nie dość, że możesz za to nie zostać ukaranym, to jeszcze może coś wygrasz.
Podobno planem chuliganów Lecha był włam do gabinetów, mieszczących się na stadionie i zrobienia tam kompletnej „rozpierduchy”. Pan Klimczak z Panem Rutkowskim na pewno cieszą się, że do tego nie doszło. Kibice chcą głów, chcą zmian zarządu, ale wiadomo, że Prezesom nie spieszy się do porzucenia posady. Zresztą, nie oszukujmy się – większość z nas postąpiłaby tak samo. Sęk w tym, że w Poznaniu czuć wrogość wobec Warszawy i ok, bo to zjawisko powszechne w naszym kraju, ale nie można na tym budować klubu, co czynią władze Lecha. Przykładem może być chociażby piłkarz, który dopiero co wylądował w Polsce, a już mówił jak on to bardzo nienawidzi Legii przy aplauzie poznańskiej publiczności. Uwaga! Teraz rzucę wyświechtany frazes, ale przecież „na nienawiści jeszcze niczego nie zbudowano”.
Jak Legia ma się rozwijać, skoro jej przeciwnicy potykają się o własne nogi? Trzy lata z rzędu „świńskim truchtem” zdobywali mistrzostwo i ten „świński trucht” był zabójczym tempem dla reszty stawki. Wg. mnie Legia w ostatnich latach najlepiej grała, kiedy rywalizowała w Lidze Mistrzów lub w czasach wielkiej Wisły Kraków. Dziś próżno szukać dla niej rywala i przez to piłkarze warszawskiego zespołu gubią koncentrację przy „pasterzach” z odległych krajów i przegrywają z nimi rywalizację.
Mawiają, że ryba psuje się od głowy. Tak samo jest z naszą ligą. Komisja Ligi wydaje śmieszne kary lub udaje, że czegoś nie widzi (bo musi widzieć, skoro o danym zdarzeniu „trąbią” wszystkie media sportowe), przez co większość podmiotów czuje się bezkarna i mam tu na myśli zarówno kluby, jak i piłkarzy i kibiców. Wszystkie te grupy społeczne są zepsute przez nieudolność władz Ekstraklasy. Wojewoda Wielkopolski zareagował zamykając stadion na 8 spotkań za co należą mu się słowa uznania. Od władz Ekstraklasy oczekiwałem kary dla Lecha Poznań w postaci ujemnych punktów. I to najlepiej czterech ujemnych punktów, które sprawiłyby, że Kolejorz nie mógłby rywalizować w europejskich pucharach. Może taki wstrząs zaprowadziłby normalność w poznańskich gabinetach, którym akademia najwidoczniej przysłoniła cele pierwszego zespołu? Tej kary nie mogło jednak być, bo jeżeli ta sama komisja daje karę dwóch tysięcy złotych za kopanie dmuchanej lali ubranej w barwy lokalnego rywala (Boże, jak to brzmi?!) dla zawodnika, który zarabia co najmniej 20 razy więcej, to trudno mi sobie wyobrazić, żeby akurat w tym przypadku zrobiła coś więcej.
Dziś w Przeglądzie Sportowym ukazał się wywiad z Prezesem Klimczakiem, który narzeka na tak wysoką karę. Zwala w nim praktycznie całą winę na Państwo, które nie daje narzędzi do walki z przestępczością, mówiąc przy tym, że ta kara uderza w ludzi, którzy nie są odpowiedzialni za całe zajście. Po części się z nim zgadzam, ale jakoś trudno mi sobie wyobrazić, że w tym wypadku Lech Poznań jako organizator imprezy masowej nie mógł niczego zrobić i faktycznie miał związane ręce. A jeżeli chodzi o odpowiedzialność zbiorową to nie wiem czy nie jest ona słuszna, bo wydaje mi się, że w czasie, gdy chuligani wchodzili na boisko, to większość kibiców Kolejorza zareagowała na to bardziej pozytywnie, niż negatywnie.
Dominik Bożek