Wczoraj podczas ceremonii ważenia Michael Buffer zapowiedział wejście m.in. Marcina Najmana. Kiedy usłyszałem z ust tego wybitnego konferansjera ksywkę „El Testosteron”, kąciki ust mi się lekko podniosły. Zresztą nie tylko mi. Dziś Buffer zapowie grzmoty, mając na myśli pojedynki bokserskie. Miejmy nadzieje, że jego zapowiedzi będą prorocze, a nie okaże się, iż to jest zapowiedź wielkiej ulewy jaka dzisiaj ma przejść przez Warszawę.
Już wiemy, że Mariusz Wach nie zawalczy. Wiadomo, że to nie jest wina organizatora tej gali, bo przypadek Erica Moliny jest dosyć specyficzny i Najman w tym wypadku nie mógł zrobić więcej. Ale sama komunikacja ze strony organizatora – delikatnie mówiąc- nie stoi na najwyższym poziomie. Wszystkie informacje nt. zmiany planów co do walk Rafała Jackiewicza (miał pobić rekord guinessa, a dano mu sześcio-rundowy pojedynek), zagrożonego występu Edyty Górniak czy właśnie absencji Erica Moliny nie wychodziły od organizatora tylko od mediów. Przecież Marcin Najman jeszcze tydzień temu nie wiedział, kiedy przylatują zawodnicy z zagranicy. Proces akredytacyjny dla dziennikarzy też był robiony na ostatnią chwilę, co przy zainteresowaniu tą galą jest sporym niedopatrzeniem. Solidarność zawodowa sprawia, że jest mi żal kolegów po fachu, którzy będą pracować przy tej gali – 1 walka amatorska, 3 walki w formule K1, 1 w formule MMA i 6 pojedynków bokserskich i występy artystów sprawiają, że całe przedsięwzięcie będzie trwało 7-8 godzin.
Wczorajsza ceremonia ważenia dała odpowiedź nam na parę pytań. O dziwo, obyło się bez kontrowersji i przy każdym face to face przeciwnicy okazywali sobie szacunek. Artur Szpilka nawet uciął sobie krótką pogawędkę z Dominick’em Guinne’em. Wszyscy myśleli, że pięściarze sobie dogryzali, ale później Szpila przyznał, że jego rywal dziękował mu za czas na treningi, jakiego jeszcze nikt mu nie dał. Ten pojedynek jest jednym z bardziej elektryzujących ze względu na postać pięściarza z Wieliczki. Od 2015 roku nie wygrał walki, ale podkreśla, że jego kondycja psychiczna jest w jak najlepszym stanie. Guinn z kolei jest pewny swego i mimo dwóch lat przerwy w boksowaniu nie stoi na straconej pozycji. Wszakże mowa tu o pięściarzu, który walczył z najlepszymi i nigdy nie został znokautowany. Dla Szpilki porażka w tym pojedynku może sprawić, że w następnej walce, zamiast wystąpić między linami, wystąpi w klatce, czego nie ukrywa nawet jego promotor.
Najciekawiej zapowiadającym się pojedynkiem, który czeka nas dzisiejszego wieczoru jest walka Izu Ugonoha z Fredem Kassim. Kameruńczyk co prawda nie wygrał pojedynku od 2013 roku, ale nasz pięściarz wraca do kraju po ciężkim nokaucie, który zafundował mu Dominic Breazeale. Kassi też przegrał z tym zawodnikiem, ale jego ostatnia walka przegrana na punkty z Tomaszem Adamkiem pokazała polskiej publiczności, że 38-latek jest nietuzinkowym pięściarzem. Izu Ugonoh nie ukrywał, że był ciekawy przed ważeniem jaką wagę osiągnie jego przeciwnik. Okazało się, że osiągnął on wagę zbliżoną do tej, którą miał gdy mierzył się z Góralem. To powoduje, że pomiędzy bokserami jest różnica ponad 13 kilogramów, po czym można sądzić, że Polak będzie próbował szukać nokautu, co sam zapowiadał przed walką.
Przy zapowiedzi tej gali nie wolno pominąć walki o pas WBC kategorii junior średniej. „Nasza” Ewa Piątkowska stanie naprzeciw Marii Lindeberg. 41-letnia Szwedka jest zaledwie oczko niżej od Piątkowskiej w rankingu boxreca. Doświadczenie może w tej walce okazać się kluczowe, więc Polka doskonale zdaje sobie sprawę, że czeka ją dzisiaj ciężka przeprawa.
Dziś ponoć "największa gala w historii polskiego boksu". Na okładce @przeglad ani słowa. Symptomatyczne… pic.twitter.com/Nm6kRvhVfF
— Jan Ciosek (@JanCiosek) May 25, 2018
Niestety, jak widać ta gala nie „grzeje” tak wszystkich jak powinna. Obecność Michaela Buffera, Izu Ugonoha, Ewy Piątkowskiej i Artura Szpilki nie działa na wyobraźnie kibiców tak jakby się tego spodziewali organizatorzy. Nie wiadomo jaka będzie frekwencja, ale na pewno zobaczymy w telewizji mnóstwo wolnych miejsc, co nie będzie dobrze działało na odbiór tego widowiska. Miejmy nadzieje, że scenariusz nad którym Marcin Najman pracował do ostatniej chwili, jak i walki bokserskie sprawią, że zapomnimy o wszystkich wpadkach przed galą i będziemy się cieszyć czysto sportową ucztą.
Dominik Bożek