Był Andrzej Gołota, był Tomasz Adamek. W międzyczasie Artur Szpilka, Mariusz Wach, zdarzyło się wstać w nocy na pojedynek Izu Ugonoha. Raz na jakiś czas był impuls, aby nastawić sobie budzik i emocjonować się boksem. Adam Kownacki również elektryzował fanów – miał w sobie coś, co powodowało, że kibice chcieli go oglądać. Kiedyś napisałem po jego walce z Charlesem Martinem, że Polak nawet z pogrzebu potrafiłby zrobić karnawał w Rio de Janeiro. Głowacki też dał nam powód do radości wiele razy, tak samo jak jego starszy imiennik Włodarczyk, który od dawna jest po drugiej stronie rzeki. Potencjalna wygrana z Riakporhe mogłaby tę karierę wydłużyć. Sobotnia porażka, której nie życzę, ale która może przyjść, zamknie okres oczekiwania na coś, co finalnie się nie wydarzyło. Głowacki po wywalczeniu tytułu mistrza świata i pierwszej jego obronie zgasł. Z małymi przebłyskami ani razu nie pokazał między linami pełni swoich możliwości.
Niedawno karierę zakończyła Joanna Jędrzejczyk i też wielu polskim fanom łezka się w oku zakręciła. Karolina Kowalkiewicz jest daleko od swojej optymalnej dyspozycji – nie ma osoby na świecie, która wierzy w to, że KK dopcha się jeszcze do dużych walk o stawkę. Z pięściarzy mamy walczącego raz na jakiś czas w USA Macieja Sulęckiego, Michała Cieślaka, Mateusza Masternaka, w MMA Jana Błachowicza, Mateusza Gamrota, Marcina Tyburę i to tyle. Michał Oleksiejczuk i Krzysztof Jotko regularnie wychodzą do octagonu UFC, ale nie są jeszcze na tyle rozpoznawalni, aby kibice masowo przerywali w weekend sen, aby zobaczyć popis ich umiejętności.
Nie chcę napisać wyświechtanego sloganu, że „kiedyś to były czasy”, ale za każdym razem mieliśmy kogoś, kto elektryzował. Kto był magnesem dla fanów i naszym ambasadorem w Ameryce. Dziś poza walkami Błachowicza i będącego od niespełna dwóch lat w USA Gamrota nie mamy nikogo, kto mógłby rozpychać się łokciami na największej scenie sportów walki na świecie. Nie mamy w Ameryce swojego ambasadora. Nie ma nikogo, kto byłby dla nas magnesem to wstawania w środku nocy i zaprzepaszczanie snu w celu obejrzenia dobrej rozrywki okraszonej spektakularnym sukcesem.
Darek Michalczewski, Tomek Adamek, Krzysiek Włodarczyk i Krzysiek Głowacki – przez lata za każdym razem mieliśmy swojego człowieka, który zierżył pas mistrzowski w boksie i dobrze nam było mając kogoś na szczycie. Niejako pałeczkę przejęli nasi bohaterowie z formuły mieszanej – najpierw Jędrzejczyk, potem Błachowicz. Polskiego mistrza świata w szermierce na pięści nie widać, trudno powiedzieć, czy Cieszyński Książe wróci jeszcze na szczyt. Gamrot? Pewnie za jakiś czas dopcha się do ścisłego topu, ale to nic pewnego, bo poziom kategorii lekkiej jest bardzo wysoki. To co, czyżby czekała nas dłuższa przerwa od sukcesów? Czyżby szans na nasze triumfy było tak mało, że optymizm w tej sytuacji posądzany jest o oznaki szaleństwa?
Od lat nasi ludzie w Ameryce robili wielkie rzeczy i dobrze było mi ze świadomości, że raz na jakiś czas w niedzielę będę chodził niewyspany. Wydaje mi się, wróżony przez wielu koniec kariery Głowackiego, po ewentualnej porażce w sobotę, może przyjść szybciej, niż jeszcze chwilę zakładaliśmy. Jego następców, jak pewnie się domyślacie, na horyzoncie nie widać.
Jakub Borowicz