Obejrzeliśmy wszystko od deski do deski, wszystkie 92 wyścigi w trakcie 4 dni. I wiecie co? Śmiało możemy napisać, że zmarnowaliśmy ten czas. Zostawiając na boku kiepską postawę Polaków (oczywiście poza triumfem młodych w ramach SoN2) trzeba to napisać wprost: takiego speedway’a nie da się oglądać. Będący twarzą całego żużlowego projektu Discovery 6-krotny mistrz świata Tony Rickardsson mógł w Eurosporcie zaklinać rzeczywistość i mówić coś o walce: nie no, tej absolutnie nie było, chyba, że mowa o walce żużlowców z torem, a wcześniej w parku maszyn z dobraniem odpowiednich ustawień.
Warunki w Vojens były, co oczywiste, równe dla wszystkich. I to jest podstawowa sprawa. Nie ma więc, co zrzucać winy za porażkę Polaków na nawierzchnię, choć trzeba podkreślić, że nie tylko nasze tuzy miały z nią poważne problemy. Przecież w wyścigu nr 19 finału wyrwało motocykl z rąk gospodarzowi Leonowi Madsenowi, jego kompan z duńskiej pary będący ostatnio w wybornej formie Mikkel Michelsen także nie przypominał siebie z meczów Motoru Lublin. Idźmy dalej: w zwycięskiej Australii po półfinałowych mękach trener Mark Lemon zrezygnował z Jasona Doyle’a. Tai Woffinden zaś w ogóle nie stanął do rywalizacji finałowej, oficjalnie z powodu kontuzji pleców, jakiej nabawił się po treningu rowerowym.
– Chłopaki z Australii spędzili mnóstwo lat w lidze angielskiej i widać, że dzisiaj ten tor nie stanowił dla nich problemu – na gorącą przed kamerami Eurosportu skomentował sukces Maxa Fricke’a i Jacka Holdera Maciej Janowski.
Słowa wrocławianina można było zinterpretować jako przytyk do sposobu przygotowania torów w Polsce, co najwyżej lekko przyczepnych. I co od razu podniosło głosy, że wszystkiemu winne wygładzone nawierzchnie na naszych ligowych podwórkach. Coś tu się jednak nie zgadza, bo po pierwsze sam Janowski jeździł po trudnych, angielskich torach przez 6 sezonów, po drugie: co w takim razie stało się z Doyle’em? Mistrz świata 2017 wyłączając trzy lata (2009 oraz 2020-21), na Wyspach jeździ nieprzerwanie od 2005 roku.
Drugim, często pojawiającym się wnioskiem po porażce Polaków w Vojens jest rzekomo przestrzelony skład i fakt, że partnerami Bartosza Zmarzlika byli Patryk Dudek i wspomniany Janowski. Po zawodach można oczywiście uprawiać nasz sport narodowy (czyli gdybanie) i rzucać nazwiskami Janusza Kołodzieja, Dominka Kubery czy nawet Kacpra Woryny – ciekawe tylko, że przed startem Speedway of Nations nikt nie podważał decyzji personalnych trenera Dobruckiego, traktując je jako optymalne.
– Starty były kluczowe, a tego nie mieliśmy, podobnie jak podczas półfinałowych zawodów. Wydawało się wczoraj, że dzięki juniorom czegoś się dowiedzieliśmy, a dzisiaj spadł deszcz i byliśmy w punkcie zero. Znowu było dużo znaków zapytania. Nie potrafiliśmy odpowiedzieć – przyznał po finale trener Biało-czerwonych.
Bez przerwy zmieniający się pod wpływem hulającego wiatru i częstych opadów deszczu tor w Vojens, co wiadomo nie od dziś, nie wybacza błędów. Ten przygotowany na SoN nie dawał do tego właściwie żadnych opcji do wyprzedzenia rywala. Nasi żużlowcy na śliskiej, zdradliwej i wymagającej nawierzchni nie nawiązali walki, nie mieli pomysłu, jak optymalnie ustawić swoje motocykle – może warto było wcześniej długo i rzeczowo porozmawiać z Tomaszem Gollobem? Bydgoszczanin o Vojens wie naprawdę sporo, bo na przestrzeni wielu lat przeżywał na tamtejszym torze chwile zarówno piękne (zwycięstwo z kompletem punktów w 2010 roku), jak i zdecydowanie niepiękne (IMŚ 1993, Grand Prix w 1999). To jednak znowu „gdybologia”. Nie ma co po fakcie robić za „wujka dobra rada”, tak samo, jak bezzasadne jest wyciąganie chybionych wniosków i roztaczanie katastroficznych wizji na temat kondycji polskiego żużla.
JH
Mecze żużlowe wytypujesz na stronie forBET