Wypadek tuż po starcie 8. wyścigu wyglądał bardzo poważnie, choć Walasek nie miał wielkiej prędkości. Po sczepieniu się z Michałem Curzytkiem doświadczony żużlowiec z impetem runął na tor, a następnie bezwładnie uderzył w bandę. Późniejsze obrazki nie pozostawiały złudzeń, co do stanu zdrowia Walaska – w szpitalu okazało się, że oprócz złamanego obojczyka lider Arged Malesy pogruchotał pięć żeber, ale lista urazów może być niestety jeszcze dłuższa. – Kręgi szyjne na pewno są ponaciągane. Co do kręgosłupa, to o bólach wiemy, ale dopóki lekarze nie zrobią badań, to nic bardziej konkretnego powiedzieć się nie da – powiedział Interii szef ostrowskiego klubu, Waldemar Górski.
Dużo zdrowia dla Pana Grzegorza Walaska! Oby wszystko było w porządku! Trzymamy kciuki, jak najszybszego powrotu do zdrowia!✊ #WROOST pic.twitter.com/6oTJJlyngg
— ŻUŻLOWE SONDAŻE 📝📊 (@sondaze_zuzlowe) May 6, 2022
Kurczę, a jeszcze tydzień temu „Walas” wraz z Piotrem Protasiewiczem w pełni zdrowia komentowali w studio pierwsze zawody cyklu Grand Prix w Gorican. „Pepe” dzień później w starciu Falubazu z Wybrzeżem zaliczył upadek: z własnej winy na drugim łuku wpadł w tylne koło Rasmusa Jensena. Obolały wstał o własnych siłach, dokończył zawody, a kolejnego dnia w Bydgoszczy ogłosił zakończenie kariery po sezonie. Będziemy trzymać kciuki, by indywidualny mistrz Polski z 1999 roku cało dokończył obecne rozgrywki, a później został przy żużlu już w innej roli – może w kadrze narodowej, może w zielonogórskim klubie, a może w Bydgoszczy?
Protasiewicza i Walaska sporo łączy. Obaj są prawie rówieśnikami (47-letni „Pepe” jest rok starszy), obaj swoje bogate kariery rozpoczynali w Zielonej Górze, obaj byli stałymi uczestnikami cyklu Grand Prix, obaj zdobywali medale Drużynowych Mistrzostw Świata, obaj stawali na najwyższym stopniu podium w Indywidualnych Mistrzostwach Polski i to w czasach jazdy dominatora, Tomasza Golloba. Zarówno „Pepe”, jak i „Walas” to historia polskiego żużla, którą jeszcze zdążymy na naszych łamach podsumować, bo o ile pierwszy z nich już na pewno zakończy swoją 31-letnią karierę, o tyle drugi, miejmy nadzieję, wraz z kontuzją jeszcze tego nie zrobi. Upływającego czasu nie da się jednak zwieść ani oszukać.
– Myślę, że już swoje wyjeździłem. Chciałbym pozbierać się zdrowotnie. Może jeszcze sezon czy dwa można byłoby powalczyć, ale organizm powiedział dość – przyznał Protasiewicz przed kamerami TVP Sport.
– Tych sezonów i dobrych występów trochę się udało przejechać. Jeżeli chodzi o występy z orzełkiem na piersi, to pierwsze złoto mistrzostw świata juniorów było czymś wyczekanym, wymarzonym i niespodziewanym. Jak we śnie. Później pierwsze drużynowe mistrzostwo świata. Było trochę tych medali. Szczególnie wspominam te, w których byłem tą postacią przywożącą sporo punktów, jadącą ważne wyścigi. Nigdy nie lubiłem wracać do historii, ale czuję się spełnionym żużlowcem. Pewnie można byłoby zdobyć trochę więcej, ale ja się cieszę. Udało się poznać wspaniałych ludzi, wspaniałych przyjaciół, którzy są dla mnie największa wartością tego żużla – dodał.
Cóż, niezależnie od kibicowania tej czy innej drużynie warto nadal kibicować Piotrowi Protasiewiczowi i Grzegorzowi Walaskowi. To barwni zawodnicy, którzy dla średniego pokolenia kibiców, byli w tym sporcie od zawsze. Mamy 2022 rok i nadal w nim są – już za ten fakt należy im się wielki szacunek, nie wspominając, że obaj w swoich domach trzymają całe stosy medali z najróżniejszych zawodów.
Jacek Hafka