W poniedziałek w Paryżu Leo Messi wygrał siódmą Złotą Piłkę w karierze. Złotą Piłkę chyba najmniej zasłużoną ze wszystkich, jakie do tej pory odebrał. Złotą Piłkę, którą sprzątnął sprzed nosa Robertowi Lewandowskiemu. Mimo że Argentyńczyk pokonał Polaka w głosowaniu (miał nad nim przewagę 33 głosów), dla wielu osób to werdykt niesprawiedliwy. Messi pod względem statystyk indywidualnych przegrał w tym roku z Lewandowskim. Pod względem osiągnięć klubowych stał na podobnym poziomie (choć nie zdobył mistrzostwa ligi, w jakiej występował do czerwca, w przeciwieństwie do Lewandowskiego). Wszyscy mieli więc nadzieję, że wreszcie będzie to moment Polaka. Lewandowski nie wygrał jednak ani rok temu, ani teraz. A do kolekcji Messiego dołączyła kolejna ZP. Wiele osób twierdzi, że przesądził o tym triumf w Copa America. Początkowo również tak uważaliśmy. Ale jeśli przyjrzeć się sprawie dokładniej, wnioski mogą być już inne.
Dlaczego Lewandowski nie pokonał Messiego? Copa America to nie wszystko
Zacznijmy od początku – Messi pokonał Lewandowskiego przewagą dokładnie 33 głosów. I śmiemy założyć, że duża część z tych głosów nie wynikała z sukcesu Messiego na mistrzostwach Ameryki Południowej. Skąd takie założenie? Np. stąd, że Alexis Sanchez, który w 2016 roku miał bliźniaczo podobne statystyki do tych Messiego z tego roku, także wygrał Copa America z reprezentacją Chile, a z klubem dotarł do tego samego etapu Ligi Mistrzów (1/8 finału). On jednak Złotej Piłki nie zdobył. Ba! Jego nie było nawet w czołowej trzydziestce plebiscytu.
Skoro więc nie Copa America, to co wpłynęło na te 33 głosy? Wiele czynników. Ale po kolei:
1. Rozpoznawalność
W Polsce żyjemy w przeświadczeniu, że każdy na świecie wie, kim jest Robert Lewandowski. Otóż tak do końca nie jest. Wystarczy cofnąć się o kilka lat, konkretnie do 2018 roku, gdy pod rosyjskimi stadionami, na których rozgrywane były mistrzostwa świata, „jutuberzy” kanału XGOL prosili przechodniów o wymienienie nazwisk kilku polskich zawodników. Owszem, wielu z nich wymieniało Lewandowskiego (większość wymieniała właściwie tylko jego), ale zdarzali się też tacy, którzy nie znali żadnego. A przecież to kibice żyjący w Europie, w tej samej (albo niemal tej samej) strefie czasowej. Co więc z tymi, którzy na mecze Bayernu Monachium musieliby się budzić w środku nocy, w tygodniu pracy śpiąc zaledwie kilka godzin, by zobaczyć klub z Bawarii np. w Lidze Mistrzów? W Stanach Zjednoczonych i krajach azjatyckich Lewandowski jest rzecz jasna popularnym człowiekiem. Jednak nie tak popularnym, jakby się nam mogło wydawać. W Stanach „soccer” jest zresztą sportem drugorzędnym. A w Azji prym wśród kibiców piłkarskich wiodą kluby angielskie i hiszpańskie (głównie Real Madryt i FC Barcelona), które w czasach przepandemicznych regularnie zaliczały azjatyckie tournee w przerwach międzysezonowych. Oczywiste jest więc, że Cristiano Ronaldo, czy przede wszystkim Leo Messi, na innych kontynentach są bardziej rozpoznawalni.
2. Social media
Powiązane z powyższym punktem, ale nie bezpośrednio, są też zasięgi Messiego i Lewandowskiego w social mediach. Ten pierwszy jest nich nieporównywalnie bardziej znany. Wystarczy spojrzeć na liczbę obserwujących obydwu piłkarzy osób na Instagramie. Podczas gdy Messi followersów ma 285 milionów, Lewandowski ma ich 10 razy mniej (konkretnie 22,4 mln). Jasne, w większości na tą liczbę składają się kibice. Ale składają się też dziennikarze, którzy nie śledzą na co dzień Bundesligi i dokonań polskiego napastnika. Dziennikarze właśnie z małych azjatyckich krajów, czy z krajów afrykańskich, którzy w plebiscycie też przecież oddawali głosy.
3. Prestiż klubu i ligi
„Rok temu zapytałem Petera Schmeichela kiedy Robert Lewandowski zdobędzie Złotą Piłkę. Odpowiedział, że dopóki będzie grać w Bayernie to nigdy. Teraz rozumiem, co miał na myśli” – w poniedziałek po ostatecznym werdykcie na gali w Paryżu napisał na Twitterze Marek Szkolnikowski, dyrektor TVP Sport.
Rok temu zapytałem Petera Schmeichela kiedy Robert Lewandowski zdobędzie Złotą Piłkę. Odpowiedział, że dopóki będzie grać w Bayernie to nigdy. Teraz rozumiem, co miał na myśli. #BallonDor
— Marek Szkolnikowski (@mszkolnikowski) November 29, 2021
W słowach Schmeichela rzeczywiście może być sporo prawdy. Bo Bayern to oczywiście klub wielki, jeden z najlepszych i największych na świecie. To jednak także klub, niemający w światowym futbolu pozycji tak mocnej, jak Real, Barcelona czy również wcześniej wspomniane kluby angielskie. O ile „niedzielny” kibic z wypiekami na twarzy może czekać nawet na mecz lidera Premier League z ligowym średniakiem, na pewno nie będzie czekał z takimi samymi wypiekami na mecz Bayernu z przykładowym Augsburgiem czy FSV Mainz, z całym szacunkiem dla tych drużyn. Sama Bundesliga też nie przyciąga zresztą tak mocno jak angielska i hiszpańska ekstraklasa. Owszem, w tej drugiej przez wiele lat tytuły zdobywały głównie dwa zespoły. Jednak dwa, nie jeden. W Anglii o pierwsze miejsce w każdym sezonie walka toczy się przynajmniej między czterema drużynami. Tymczasem w Niemczech rozgrywki Bayern zdominował już tak mocno, że mało jest chyba osób, które zaryzykowałyby zakład, że ktoś monachijczykom może odebrać tytuł. W przeszłości, jeszcze jakieś 10 lat temu, próbowała tego dokonywać Borussia Dortmund, ale ostatecznie nie wytrzymała ona tempa rozwoju Bayernu (choć trzeba zauważyć, że w obecnych rozgrywkach ma na razie tylko jeden punkt mniej na koncie). Podobnie dzieje się teraz z RB Lipsk, które nie tylko nie jest w stanie nadążyć za Bayernem, ale po stracie trenera (Juliana Nagelsmanna, który przeszedł właśnie do Bayernu), nie jest w stanie nadążyć za całą niemiecką czołówką.
4. Mniej lat na szczycie
Ważny jest także jeszcze jeden czynnik – czas, przez jaki Messi i Lewandowski utrzymują się na szczycie europejskiego futbolu. Wydawać by się mogło, że reprezentant Polski od dłuższego czasu się na nim znajduje. Takie postrzeganie rzeczywistości brutalnie zburzyć może jednak fakt, że kiedy Messi odbierał pierwszą Złotą Piłkę w karierze, Lewandowski grał jeszcze w Lechu Poznań. Patrząc natomiast na dokładne daty (co zrobił Kamil Rogólski na Twitterze), gdy do Messiego najważniejsze indywidualne wyróżnienie piłkarskie trafiało pierwszy raz, Lewy był kilka miesięcy po odpadnięciu ze Stalą Stalowa Wola w Pucharze Polski i szykował się na mecz z Piastem Gliwice w Ekstraklasie.
Kiedy Messi odbierał pierwszą Złotą Piłkę, Robert Lewandowski był kilka miesięcy po odpadnięciu ze Stalą Stalowa Wola w Pucharze Polski i szykował się na Piasta w Ekstraklasie. Drugie miejsce – dzisiaj zawód, w kontekście całej kariery wyczyn legendarny dla 🇵🇱.
📸 Cyfrasport pic.twitter.com/IhiROtTkke— Kamil Rogólski (@K_Rogolski) November 29, 2021
Oczywiście, Złota Piłka to nagroda za jeden rok gry, nie za całokształt. Niemożliwe jest jednak wyparcie z umysłu wszystkich dokonań danego zawodnika i skupienie się tylko na tych ostatnich. Bo gdyby to było możliwe, tego tekstu by nie było, a Lewandowski od poniedziałku miałby w swoim domu trofeum, które zgarnął Messi. Tym bardziej takie coś niemożliwe jest u dziennikarzy, którzy na co dzień nie śledzą na bieżąco wydarzeń w europejskim futbolu, o czym pisaliśmy kilka akapitów wcześniej.
Czy to już koniec?
Lewandowski nie zdobył Złotej Piłki za rok 2020. A powinien. Lewandowski nie zdobył Złotej Piłki za rok 2021. A mógł. Czy to oznacza koniec jego marzeń na zajęcie pierwszego miejsca w plebiscycie „France Football”? W żadnym wypadku. Bo jeśli Polak utrzyma obecną formę, zdobędzie z Bayernem Ligę Mistrzów i zakwalifikuje się z reprezentacją Polski na mundial w Katarze, Messi, który na razie walczy głównie nie z rywalami, a z aklimatyzacją w nowym otoczeniu, nie będzie mu już mógł zagrozić (chyba, że zdobędzie z Argentyną mistrzostwo świata). Na indywidualny triumf Erlinga Haalanda czy Kyliana Mbappe przyjdzie jeszcze natomiast czas.
Bartosz Rzemiński
Mecze piłkarskie możesz obstawiać w forBET