Futbol nie przestaje nas zadziwiać. Nie mówimy tylko o boisku, choć praktycznie w każdym oglądanym przez nas spotkaniu dzieje się coś, co wyłamuje się poza szeroko rozumiany schemat. Co spotkanie, to akcja, której wcześniej nie widzieliśmy, co jakiś czas widzimy kontrowersję, z którą nigdy wcześniej nie mieliśmy do czynienia.
W drugim półfinałowym meczu Pucharu Króla Betis podejmie na swoim boisku Valencię. Kursy forBET: 1 – 2.50, X – 3.20, 2 – 2.85.
Jak piłka, to Anglia, jak Anglia, to fanatyczni kibice, którzy bardzo często są w stanie pójść w ogień za swoją ulubioną ekipą. Nie w ogień, a do piekarni czy też cukierni udał w grudniu fan Bournemouth, czyli ekipy naszego Artura Boruca. Sympatyczny jegomość siedział sobie wygodnie na trybunach, oglądał w akcji swoich pupili, przyglądał się temu, co na boisku wyczynia Cesc Fabregas i Willian (spotkanie przeciwko Chelsea), aż nagle, jak gdyby nigdy nic, wyciągnął z kieszeni placek i rzucił nim w kierunku boiska.
Nie wiemy co prawda, w kogo celował, czy trafił i jakie były tego skutki, ale domyślamy się, że placek był słodki i po chwili śledztwa doszliśmy do wniosku, że prawdopodobnie z wiśniami. Skąd takie wnioski? Wchodzimy na Wikipedię, czytamy o Bournemouth, a tam:
Klub w sezonie 1909/1910 po raz pierwszy wystartował w rozgrywkach o Puchar Anglii. W tym okresie klub otrzymał przydomek „Wiśnie”, który ma związek z wiśniowymi pasiastymi koszulami, w których zespół wówczas grał, a także z bliskim sąsiedztwem terenów Dean Court z nieruchomościami Cooper-Dean, obejmującymi liczne sady z wiśniami.
Wiemy już zatem kto, wiemy czym, ale nie wiemy i pewnie nigdy nie dowiemy się, po co to zrobił. Co było motywem przewodnim takiego posunięcia? Trudno powiedzieć. Jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, że będąc w większej grupie lekko podpitych kibiców można zdecydować się przy chwili „odcięcia” na rzucenie czymś w kierunku boiska. Nie pochwalamy oczywiście takiego zachowania, ale pamiętamy jak na Camp Nou w Luisa Figo rzucano świńskim ryjem, często bywamy na meczach ekstraklasy, gdy również zdarza się, że w kierunku boiska lecą zapalniczki czy butelki. To samo w sobie by nas nie ruszyło. Bardziej interesuje nas jednak, jak można wpaść na pomysł, aby placek zabrać ze sobą na stadion. Jak go zmieścić w kieszeni? Jak przejść przez bramki, żeby nikt tego nie zauważył? No i po co idąc na mecz żywić się plackiem, skoro można kupić sobie kiełbaskę z grilla lub frytki z ketchupem?
To oczywiście pytania retoryczne, nie chcemy, żeby ktokolwiek z was próbował nam to tłumaczyć. Efekty tego zachowania kibic odczuje na pewno – przez trzy lata nie wejdzie na żaden angielski stadion. Miesiąc od tamtego wybryku podjęto decyzję, że ten mężczyzna kolejne spotkania będzie oglądał sprzed telewizora. O aspektach finansowych kary nic nie wiemy, ale strzelamy, że jego kieszeń też to poczuje, co nas bardzo cieszy, bo za głupotę musi być kara.
Trzy lata to sporo czasu na refleksję i… Trening. Kto wie, czy o tym kibicu jeszcze nie usłyszymy. Nie z powodu kolejnych głupich decyzji, a sukcesów. W rzucie plackiem oczywiście.