Podczas gdy w niedzielę wszyscy emocjonowali się finałem Australian Open, odsypiali nockę po skokach w Sapporo i delektowali się nokautem Adama Kownackiego nad Geraldem Washingtonem, minęła 10. rocznica od bardzo ważnego wydarzenia w historii polskiego sportu. To właśnie 27 stycznia 2009 roku Polacy pokonali Norwegów w ćwierćfinale mistrzostw świata i kilka dni później zdobyli brązowy medal na całej imprezie.
Wszyscy kibice doskonale pamiętają reprezentację Polski prowadzoną przez Bogdana Wentę. Generalnie temte pokolenie polskich szczypiornistów nie tylko mogło pochwalić się wieloma sukcesami na swoim koncie, ale wzbudzało również ogromną sympatię wśród kibiców. Wszycy zdawali sobie sprawę, że drużyna pilkarzy ręcznych to „dobre chłopaki”, którzy poza boiskiem są równymi ludźmi, którzy nie lubią się wywyższać, imponują skromnością oraz dystansem do świata. Po 2007 roku i srebrnym medalu mistrzostw świata wywalczonym w Niemczech wydawało się, że już nic lepszego w życiu tamtej drużynie się nie przydarzy. Dwa lata później miało miejsce jednak to:
Dokładnie 1⃣0⃣ lat temu…"Atak… pusta bramka… GOL, GOL, WYGRYWAMY" ❗? Ten rzut @siodym27 przeszedł do historii ???
Cały mecz obejrzycie tutaj ➡ https://t.co/fTriJNObyY #tvpsport @handballpolska #handballpolska pic.twitter.com/JsAtMmM0Zw— TVP Sport (@sport_tvppl) January 27, 2019
A chwilę przed tą akcją miała miejsce jedna z najsłynniejszych przemów w historii polskiego sportu. Na pierwszym planie architekt sukcesów polskich szczypiornistów, dziś prezydent Kielc, Bogdan Wenta:
Pierwszoplanowanym bohaterem tamtych wydarzeń, poza Wentą oczywiście, został Artur Siódmiak, który dziś, kilka ładnych lat po zakończeniu sportowej kariery, przeciętnemu polskiemu kibicowi kojarzy się właśnie z tamtą akcją. Siódmiak udzielił po tamtej sytuacji niezliczoną liczbę wywiadów i za każdym razem pamięcią wstecz musiał wrócić do 2009 roku i słynnego spotkania przeciwko ekipie Norwegii. Czy ówczesny bohater narodowy trafiłby w identycznej sytuacji jeszcze raz do bramki rywali? „Nie wiem, pewnie nie – dobrze, że wtedy wpadło” – żartował wielokrotnie.
„To fakt. Zostało 14 sekund do końca meczu, a my tylko remisowaliśmy. Sprawa była prosta: kto strzeli, ten awansuje do półfinału. W przerwie wybuchowy na co dzień Bogdan Wenta zachował spokój i kazał nam wykorzystać fakt, że Norwegowie wprowadzą dodatkowego zawodnika kosztem bramkarza. Przejęliśmy piłkę, a ja rzuciłem przez całe boisko i zdobyłem gola, który zadecydował o triumfie. Byłem bardzo zdziwiony, bo bałem się że nie zdążyłem przed końcową syreną. Wszystko jednak było prawidłowo i mogliśmy cieszyć się z półfinału.”
I kontynuuje:
„To niesamowite, że to ja zdobyłem tą decydującą bramkę. Wiele ludzi kojarzy mnie głównie dzięki temu. Ja jednak przez dłuższy czas pracowałem na dobro reprezentacji. Może nie zdobywałem tylu bramek co moi koledzy, ale ostro zasuwałem w obronie, żeby kadra miała ze mnie pożytek.”
Czyli poza oczywistą radością również skromność, bo to był znak rozpoznawczy tamtej reprezentacji.
Mało kto wie, ale… wczoraj zakończyły się mistrzostwa świata piłkarzy ręcznych. Tak, to prawda – impreza, która przez wiele lat gościła w polskich domach na początku roku, teraz przeszła w naszym kraju zupełnie bez echa, bo po raz pierwszy od dawien dawna zabrakło w niej reprezentacji Polski. Natknęliśmy się ostatnio na twetta redaktora naczelnego Sport.pl, Pawła Wilkowicza.
Jutro pierwsze mecze mistrzostw świata w piłce ręcznej w Niemczech i w Danii. Pierwsze MŚ bez Polaków od 2005 roku. Niby człowiek wiedział, ale…
— Paweł Wilkowicz (@wilkowicz) January 9, 2019
… ale nam również jest z tego powodu bardzo smutno. Wierzyliśmy bowiem, że wielkie sukcesy w 2007 i 2009 roku spowodują, że w przyszłości piłka ręczna będzie naszym sportem narodowym, w którym regularnie będziemy zdobywali medale podczas wielkich imprez. A tak… No nic – czekamy na kolejnego Siódmiaka i kolejne wielkie pokolenie polskich szczypiornistów.