Za nami potężny maraton mundialowy – wczoraj bowiem rozegrane zostały aż cztery mecze! Trudno jednak powiedzieć by były to starcia, które mogły aspirować do miana wielkich hitów – unikalność konfrontacji polegała raczej na tym, że mierzyły się ze sobą zespoły o zupełnie odmiennym stylu gry. Co „Zdarzyło się wczoraj”?
Deja vu…
Pamiętacie taki turniej Euro 2016? To taka impreza, która była rozegrana we Francji, wygrali ją ostatecznie Portugalczycy, a wielu naszych fanów wciąż głęboko wierzy, że uda się doprowadzić do powtórzenia rzutu karnego Jakuba Błaszczykowskiego. Oglądając natomiast spotkanie Francja – Australia mogliśmy odnieść wrażenie, że ktoś puszcza nam mecz otwarcia mistrzostw europy sprzed dwóch lat – przebieg był bardzo podobny. Francuzi zaczęli niezwykle ospale, w pierwszej połowie praktycznie nic im nie wychodziło i tak naprawdę stworzyli sobie tylko jedną sytuacją, gdy Kylian Mbappe w drugiej minucie oddał strzał w kierunku Matthew Ryana – golkiper rywala wykazał się jednak dobrą interwencją. Przed całkiem niezłą okazją stanęli także Australijczycy, gdy po kwadransie gry Trent Sainsbury chciał zaskoczyć główką Hugo Llorisa. To były dwie, najciekawsze akcje w inauguracyjnej części gry – fani zgromadzeni w Kazaniu mogli czuć spory niedosyt sportowych wrażeń.
Każdy oglądający mecz Francja- Australia pic.twitter.com/2SpRs0LFPr
— Pablo (@Pablo_football1) June 16, 2018
Zdecydowanie ruszyło w drugiej połowie. W 58 minucie na mundialu zadebiutował system VAR – sędziowie uznali, że przez zawodnika Australii faulowany był wchodzący w pole karne Griezmann. Na pierwszy rzut oka można było zarzucić graczowi Ateltico Madryt symulkę, lecz po wideoweryfikacji widać dokładnie, jak w ostatniej chwili nogę podnosi obrońca rywali, faulując jednocześnie napastnika. Do jedenastki podszedł sam poszkodowany i pewnie wpakował piłkę do siatki. Mogło się wydawać że Les Bleus złapią wreszcie luz w grze i zaczną kontrolować przebieg pojedynku – nic bardziej mylnego. Już trzy minuty później w polu karnym Trójkolorowych piłkę ręką zagrał Samuel Umtiti, co skutkowało podyktowaniem rzutu karnego – stały fragment gry wykorzystał Mile Jedinak. Zrobiło się 1:1 i było naprawdę blisko ogromnej niespodzianki. Wszyscy łapali się za głowę, gdy w 70. minucie Didier Deschamps zdecydował się zmienić Griezmanna na Giroud, natoamist jedenaście minut później okazało się, że była to roszada na wagę zwycięstwa. Piłkarz Chelsea przeprowadził bowiem szybką wymianą z Paulem Pogbą, a sam pomocnik nieco szczęśliwie pokonał Matthew Ryana – do potwierdzenia trafienia potrzebna była interwencja Goal – line technology. Francuzi wygrali 2:1 i zaczęli bardzo podobnie, jak przed dwoma laty z Rumunią (2:1) – ospale, nieskładnie, ale najważniejsze, że skutecznie. Trudno jednak być niezwykle pewnym faktu, że w tym starciu widzieliśmy jednego z faworytów mundialu…
Islandzka w żyłach płynie krew…
Prawdziwy szok mogliśmy przeżyć śledząc konfrontację, która rozpoczęła się od godziny 15:00. Dwukrotny zwycięzca mistrzostw świata, czyli Argentyna, musiała zmierzyć się z kompletnym debiutantem na imprezie tej rangi, a więc Islandią. Kibice z Europy doskonale wiedzieli, że tego zespołu nie należy lekceważyć – wygranie swojej grupy eliminacyjnej przed mundialem, a także ćwierćfinał mistrzostw Europy sprzed dwóch lat sprawiał, że gdzieś wszyscy po cichu liczyliśmy na sensację. Tym bardziej, że do sędziowania spotkania wyznaczono Szymona Marciniaka, zatem niemal wiadomym było, że wydarzy się coś ciekawego. Wszyscy, którzy liczyli, że Argentyna ruszy do zmasowanego ataku i zdominuje rywala na całej szerokości boiska musieli czuć spore rozczarowanie – niemniej, to właśnie Albiceleste wyszli na prowadzenie w 19. minucie za sprawą Sergio Aguero. Argentyńczyk dostał mocne podanie w pole karne, bardzo dobrze odwrócił się z piłką i wpakował ją do siatki świetnym strzałem z lewej nogi. Radość faworytów nie trwała jednak długo – już cztery minuty później składną akcję przeprowadziła Islandia, a na zamieszaniu w szesnastce najlepiej wyszedł Alfred Finnbogason, który wyrównał stan tej konfrontacji. Argentyna zdecydowanie dominowała posiadanie piłki, ale niespecjalnie potrafiła to wykorzystać. Przełom mógł nastąpić w drugiej części spotkania…
Im dłużej obserwuję statystyki Argentyna – Islandia, im więcej analizuję zmiany Sampaoliego, tym bardziej dochodzę do wniosku, że ostatnim trenerem tak bardzo nie umiejącym pomóc tej drużynie w meczu o stawkę był chyba Diego. Selekcjoner miał swój równie zły dzień jak Leo i inni.
— Michał Guz (@michal_guz) June 16, 2018
Właśnie w 64. minucie pojedynku głównym bohaterem meczu został rodzimy arbiter z Płocka. Albo raczej antybohaterem. Szymon Marciniak zdecydował się bowiem podyktować rzut karny dla Argentyny, gdyż uznał, że przy walce w powietrzu faulowany był Lionel Messi. Patrząc natomiast na sprawę z punktu zasad logiki – który obrońca naraziłby się na to, aby faulować niższego o głowę zawodnika Barcelony przy dośrodkowaniu? Widać doskonale, że kapitan reprezentacji Argentyny dokonał symulki, lecz nasz rodak był tak pewien swego, że nawet nie sięgnął po VAR! Oliwa sprawiedliwa zawsze na wierzch wypływa i koniec końców golkiper Islandii, który na co dzień jest kamerzystą, powstrzymał jednego z najlepszych graczy na świecie. Do końca meczu Argentyna kontrolowała jego przebieg, przeprowadzając mnóstw akcji, ale większość działała na bazie schematu: „podamy do Messiego i zobaczymy, co się wydarzy. Nie wydarzyło się nic i remis 1:1 to, do tej pory, największa sensacja mundialu…
Latynoski temperament vs europejskie wyrachowanie
Nie było za wiele czasu na wytchnienie i już o 18:00 ruszał kolejny mecz. Tym razem do starcia przystąpiły dwa zespoły, które udział w turnieju zapewniły sobie dopiero w barażach. Drużynie Peru udało się pokonać przeciwników z Nowej Zelandii, zaś Duńczycy pewnie rozbili Irlandię. Wszyscy byliśmy ciekawi, jak latynoski temperament wypadnie przeciw europejskiemu wyrachowaniu. I trzeba przyznać, że to drużyna z Ameryki Południowej zaczęła nadawać ton temu spotkaniu – szczególnie aktywni byli Jefferson Farfan oraz Andre Carillo, którzy raz po raz nękali defensywę rywala. Pod bramką Schmeichela brakowało jednak spokoju i często nie udał się wykańczać nawet najbardziej klarownych akcji. Gdy wydawało się, że oba zespoły pójdą do szatni przy stanie 0:0, znowu zagotowało się pod bramką Duńczyków – w polu karnym padł Christian Cueva, lecz arbiter musiał wspomóc się systemem VAR, aby dostrzec, że faktycznie był on zahaczany przez Yussufa Poulsena. Przed okazją stanął sam poszkodowany i… posłał piłkę nad bramką rywala. Genialna okazja Peru nie została wykorzystana…
Całe Peru i nie tylko wspiera pechowca Christiana Cuevę, który przestrzelił karnego. Na Instagramie wzruszające słowa otuchy wysłała żona. Poniżej wsparcie z jego klubu Sao Paulo. #Mundial18 https://t.co/I0zTwoFJTE
— Szymon Borczuch (@SzymonBorczuch) June 17, 2018
W drugiej części spotkania obraz gry specjalnie się nie zmienił – Dania dalej stawała na wolne rozegranie piłki i szukanie szansy po kontratakach, Peru zaś liczyło na przebojowy i ofensywny futbol. Na drużynie z Ameryki Południowej zemściło się to w 59. minucie. Świetną akcję wyprowadził lider drugiej linii Duńczyków, a więc Chrisitan Eriksen, który świetnie dograł piłkę do wchodzącego w pole karne Poulsena – napastnikowi RB Lipsk nie pozostało nic innego, jak umieścić piłkę w siatce. Peru rzuciło się do odrabiania strat, masowo wchodziło w szesnastkę rywala, ale zawsze brakowało tam wykończenia. Nie pomógł nawet wprowadzony Paulo Guerrero – także środkowy napastnik nie był w stanie, tego dnia, pokonać dobrze dysponowanego bramkarza Leicester. Mimo, że spotkanie zakończyło się wynikiem tylko 1:0, był to prawdopodobnie najciekawszy, do tej pory, pojedynek.
Czasem liczą się tylko stałe fragmenty gry
Futbolowy maraton kończyliśmy starciem Chorwacja – Nigeria, a więc meczem zespołów o zupełnie innych stylach gry. Chorwaci, z genialnym środkiem pola, gdzie liderami są Rakitić oraz Modrić liczyli na pewne konstruowanie akcji w ataku pozycyjnym i zdobywaniu kolejnych metrów boiska – zupełnie inaczej do sprawy podchodził zespół z Afryki, który stawiał na wykorzystanie swoich warunków fizycznych i zaskakiwanie rywala z kontry. O wiele lepiej rozpoczęła drużyna z Bałkanów – już w 14. minucie dobrą akcję przeprowadził tercet Rebić – Mandżukić – Perisić, lecz ten ostatni skierował piłkę minimalnie nad bramką przeciwnika. Chorwaci grali naprawdę ciekawy futbol, potrafili stwarzać groźne akcje z gry, ale na zmianę wyniku musieli czekać do rozegrania rzutu karnego. W 32. minucie bowiem dośrodkowanie wykonał Ante Rebić, szczupakiem rzucił się Andre Kramarić, piłka odbiła się jeszcze od gracza Nigerii i zrobiło się 1:0 dla drużyny z Europy. Blisko podwyższenia prowadzenia było w 39. minucie – świetną wrzutkę dostał Andrej Kramarić, lecz minimalnie chybił nad bramką rywala. Na przerwę schodziliśmy przy stanie 1:0.
Rosja, Francja, Dania, Chorwacja, Islandia, mecz Portugalia – Hiszpania. Europejska piłka pokazuje na #WorldCup dużą moc reszcie świata. Nie możemy odstawać od trendów 🙂
— Przemysław Rudzki (@Rudzki77) June 16, 2018
Drugą część spotkania lepiej rozpoczęli Nigeryjczycy – w 49. minucie dobre podanie na prawą stronę dostał Victor Moses, który ściął do środka, ułożył piłkę na lewej nodze, ale kopnął obok bramki Subasicia. To była, prawdopodobnie, najgroźniejsza akcja Nigerii w tej części gry. A jak wyglądała Chorwacja? Grali dalej swoje, czego dowodem była 55. minuta – dobre podanie na lewą flankę dostał Ivan Persic, który świetnie dorzucił do Ante Rebicia – ten jednak w fatalny sposób zmarnował niezwykle dogodną szansę. Nie udało się z gry, ale pomoc przyszła po kolejnym kornerze – w 69. minucie piłkę dogrywał Luca Modrić, zdaniem arbitra w polu karnym faulowany był zaś Mario Mandżukić, który doskonale wie, jak zachować się w takiej sytuacji. Do futbolówki ustawionej na jedenastym metrze podszedł Modrić, który nie dał szans golkiperowi rywala. Chorwacja zwyciężyła 2:0 i rozpoczęła w naprawdę udanym stylu.