Wczoraj zostało rozegrane osiem spotkań w ramach 30. kolejki Ekstraklasy – wszystkie mecze rozpoczęły się o godzinie 18:00. Najwięcej uwagi poświęcono rywalizacji o tytuł mistrzowski, w tym pojedynkowi Legia Warszawa – Pogoń Szczecin. Mistrzowie Polski chcieli tego dnia udowodnić, że najgorsze już dawno za nimi i na dobre włączyć się do walki o obronę ligowego tytułu.
Emocje piłkarskie rozpoczęły się……. A właściwie miały się rozpocząć, jednak uniemożliwiło to mnóstwo serpentyn rzuconych przez kibiców, z popularnej Żylety, na murawę – fani po raz kolejni dali wyraz niezadowoleniu z decyzji PZPN i, podobnie jak w Zabrzu, publiczność mogła zobaczyć wielki transparent z napisem: „Ostatni gwizdek – nic o nas bez nas”. Zamieszanie trwało około piętnastu minut i jego zatrzymanie było dość syzyfową pracą, gdyż fani niespecjalnie zamierzali zaprzestać protestu, co potęgowały ogłuszające wręcz gwizdy. Nie pomogły prośby spikera, który jasno mówił, że takie postępowanie może skończyć się sankcjami ze strony związku. Piłkarze obydwu zespołów wykorzystywali ten czas na rozgrzewkę i krótkie podania. Choć powodem zachowania fanów nie była chęć opóźnienia spotkania, niejako zakłóciło to ideę rozgrywania kolejki o tej samej godzinie – wszędzie ruszyli, a na Łazienkowskiej jeszcze walczono z kibicami, którzy zdawali się mieć z tego ogromną frajdę. No ale nic, na szczęście fani mogli wnieść ograniczoną liczbę takich materiałów, więc wiadomym było, że kiedyś muszą przestać….
Pierwsze dziesięć minut Legii do zapomnienia. Rozegranie jeszcze gorsze niż we wtorkowym meczu z Górnikiem i mnóstwo błędów przy kreowaniu akcji od tyłu – dwie takie sytuacje mogły spokojnie zakończyć się stratą gola, jednak Pogoń nie potrafiła tego wykorzystać. To Portowcy zresztą w pierwszym kwadransie mieli najlepszą okazję, lecz Adam Buksa znalazł się na ofsajdzie. Z minuty na minutę warszawiacy próbowali przesuwać się do przodu, ale była to tylko iluzja, gdyż najczęściej ich ataki kończyły się w okolicy 30-40 m. Kolejna ciekawa akcja? Znowu Pogoń – dość niezła wymiana piłki w środku pola i prawą stronę ruszył Jakub Piotrowski, który zagrał za mocno do Buksy – gdyby piłka została lepiej dostarczona, napastnik stanąłby oko w oko z Arkadiuszem Malarzem. Po paru minutach wszystko zmieniło się nie do poznania – bardzo dobrym zagraniem na lewej stronie popisał się Sebastian Szymański, który zgrał piłkę w pole karne – tam odbiła się ona jeszcze od obrońcy i spadła pod nogi Kaspera Hamalainena, który także z pomocą któregoś z defensorów wpakował piłkę do siatki. To była pierwsza poważna akcja Wojskowych, od razu zamieniona na gola.
Pogoń przed 30. minutą próbowała odpowiedzieć, jednak przy strzale Ricardo Nunesa dobrze zainterweniował Malarz. Chwilę później kapitan Legii również wystąpił w roli bohatera, gdy w świetny sposób powstrzymał strzał z rzutu wolnego wspomnianego wcześniej skrzydłowego. Pogoń wydawała się powoli otrząsać po stracie gola, natomiast często próbowała pomagać swoim rywalom prokurując niebezpieczne straty w okolicy pola karnego. Obraz meczu nie uległ znaczącej zmianie, a goście ruszyli z kolejną akcją –na lewej stronie Legii powstała luka, którą natychmiast wykorzystano do zagrania w środek pola karnego – warszawiacy od takich problemów mają jednak Malarza, który po raz kolejny popisał się dobrą interwencją. Gospodarze stawiali dzisiaj na minimalizm i kiedy już atakowali, były to bardzo groźne akcje – tak jak 41. minucie, gdy Sebastian Szymański mógł celniej przymierzyć z 16 metra, jednak posłał piłkę nad bramką. Do końca pierwszej polowy Portowcy starali się swoją niefrasobliwością w obronie pomóc w stworzeniu jakiejś groźnej akcji przeciwnikom, lecz nic takiego się nie wydarzyło i przerwę powitaliśmy z rezultatem 1:0 dla mistrza Polski.
Wnioski po pierwszej połowie? Odwrotność meczu w Zabrzu – tam Legia potrafiła stworzyć trzy – cztery naprawdę dobre okazje, lecz nie była w stanie ich wykorzystać – zupełnie odwrotnie było tym razem, gdyż stołeczni stworzyli dwie stuprocentowe szanse i wykorzystali jedną. Daleko jednak było od poczucia, że ten mecz jest rozstrzygnięty i w drugiej części spotkania mogliśmy spodziewać się, ze przy paru poprawkach w wykończeniu nie jest wykluczone, że piłkarze Runjaica jeszcze mogą zagrozić.
Druga połowa szybko zweryfikowała aspiracje Portowców. Legia wyszła na tę odsłonę gry zdecydowanie bardziej zmotywowana, czego efekt oglądaliśmy w 48. minucie, gdy po świetnej akcji ładnego gola zdobył Jarosław Niezgoda. Powrót do zdrowia i do strzelania bramek młodego napastnika to dla stołecznych fantastyczna wiadomość. Od tego momentu Wojskowi wyglądali o wiele lepiej, pewniejsi w rozegraniu i zdecydowanie bardziej zmotywowani. Pogoń natomiast po drugiej bramce opadła z sił i widać było, że walka o choćby remis znacząco się oddala. Gospodarze nabierali zaś wiatru w żagle i z każdą minutą coraz bardziej przypominali drużynę walczącą o tytuł. Ataki były coraz lepiej organizowane, a przede wszystkim u piłkarzy Jozaka widać było pogłębioną wolę walki – do ideału wciąż zdawało się być natomiast daleko. Jedna cecha pozostała przez całą długość niezmienna – jak już Legia atakowała, to było szalenie groźnie, czemu wyraz dał Domagoj Antolić uderzając w okolicach 66. minuty w poprzeczkę.
Niezwykle wymowna była sytuacja dwie minuty później – na boisku pojawił się bowiem, w miejsce Krzysztofa Mączyńskiego, Michał Kucharczyk, który został przez wszystkim powitany gromką owacją na stojąco – od razu widać, po której stronie tego krótkiego konfliktu stali fani ze stolicy. Wejście klubowego kolegi przyniosło efekt już nieco ponad trzy minuty później – po wykonywanym przez Pogoń rzucie rożnym z doskonałą kontrą wyszła Legia i w sytuacji nie do zmarnowania stanął Sebastian Szymański. Kto wyprowadził tę akcję? Oczywiście Kuchy King, który nie mógł lepiej przywitać się z Łazienkowską po banicji.
Przez następne dziesięć – piętnaście minut obraz gry nie uległ specjalnej zmianie – Legia zdecydowanie zdominowała rywala i zapewne chciałaby, żeby tak wyglądało to przez całą długość spotkania. W okolicy 84. minuty kibice gospodarzy jasno powiedzieli, co mają walczyć ich ulubieńcy – na stadionie rozległo się gromkie: „Tylko mistrzostwo! Hej, Legio, tylko mistrzostwo!” To, co jeszcze dwa tygodnie temu wydawało się naprawdę daleko, po dwóch wpadkach Jagiellonii może być na wyciągnięcie ręki. Mimo braku podziału punktów zapowiada nam się naprawdę emocjonująca faza pucharowa!
Trochę zaskoczyła mnie pomeczowa konferencja – nie zdziwiły mnie specjalnie słowa szkoleniowca Pogoni, który nieco opowiedział, że wynik nie odzwierciedla przebiegu spotkania, w pierwszej połowie jego drużyna była lepsza, a wszystko mogła zmienić bramka na wyrównanie. To raczej standardowa śpiewka – zresztą, ciężko w takiej sytuacji powiedzieć coś odkrywczego. O wiele bardziej zaskoczyła mnie wypowiedź trenera Jozaka, który przyznał, że nie ma w nim euforii po tym starciu. Chorwat wydaje się zatem zejść na ziemię, bo jego słowa z konferencji po meczu z Górnikiem Zabrze o wysłaniu sygnału Lechowi oraz Jagiellonii, a także dobrym występie mogły śmiało kandydować do miana absurdu tygodnia. Tym razem jego wypowiedzi były bardziej stonowane. Menedżer Legii przyznał wprost –w tym meczu nie zrobiliśmy praktycznie nic. Choć wynik może świadczyć o czymś zupełnie innym trener doskonale zdawał sobie sprawę, że był to co najwyżej poprawny występ. Padło wiele charakterystycznych dla tego szkoleniowca sformułowań, jak chociażby świetna rozmowa w przerwie spotkania czy plan na wejście Michała Kucharczyka. Ogólnie widać było jednak zdecydowaną zmianę nastroju u Chorwata i skupienie się w dużo większym stopniu na zdobyczy punktowej, a nie samym występie. Według Jozaka 13-14 piłkarzy będzie liczyć się w selekcji podczas fazy pucharowej i w miarę możliwość ograniczana będzie rotacja. Chyba największe słowa uznania zostały skierowane pod adresem Sebastiana Szymańskiego, którego grę w minionym meczem szkoleniowiec określił jako „najlepszy występ”, natomiast nadal była czuć w tym stonowanie i wycofanie ze wcześniejszych, niezwykle optymistycznych stwierdzeń.
Czy Legia zdobędzie mistrzostwo Polski? Na to odpowiedzi nie dał nam, na pewno, sobotni mecz – mimo dobrego rezultatu gra Wojskowych w dużej mierze odstawała od tego, co powinni prezentować, jeżeli chcą liczyć się nawet w walce o europejskie puchary. Taki mecz, jak ten z Pogonią, powinien nas jeszcze bardziej utwierdzić w przekonaniu o sile Wojskowych, a zamiast tego mamy niesamowity galimatias, co oprócz jednej wady, czyli braku możliwości przewidzenia, co się zdarzy, ma ogromną zaletę – emocje będą zagwarantowane do 37. kolejki tego sezonu!
Karol Czyżewski