O błędach sędziowskich również pisaliśmy wielokrotnie. Czasami arbiter jest rozkojarzony i nie widzi ciosów poniżej pasa, w innym przypadku nie dostrzega uderzenia w tył głowy, który widać z Kamczatki. Nie mówimy już nawet o punktacjach sędziowskich, bo to woła najbardziej o pomstę do nieba. Jeżeli przyjeżdża rywal zza granicy, to obojętnie jak pokaże się między linami, to po pełnym dystansie nie ma szans walki wygrać. To nie jest przypadłość tylko naszych arbitrów rzecz jasna – morderstwa ze szczególnym okrucieństwem występują na całym świecie i to żadna nowość, ale mimo wszystko, gdy słyszy się, w jak amatorski sposób nasi sędziowie podchodzą do swojej pracy, to aż się włos na głowie jeży. Tym razem nawiązujemy do słów Leszka Jankowiaka, najlepszego polskiego arbitra, który w środę był gościem Kanału Sportowego. Poniżej fragment jego wypowiedzi:
„Nie znam żadnego sędziego bokserskiego w świecie, tym bardziej w Polsce, który by się z sędziowania utrzymywał. Nie ma żadnych sprawdzianów fizycznych, ani w Polsce, niestety, ani nigdzie na świecie przeprowadzanych. Chodzi o szybkość, wytrzymałość, kondycję. Staramy się zdrowo prowadzić, zaszczepić takie podejście, ja osobiście chociażby z szacunku do bokserów, którzy wylewają pot na treningach, staram się być przygotowany. Staram się przygotować i ruszać. Takich sprawdzianów jednak nie ma. Podczas ostatnio prowadzonego kursu dla kandydatów na sędziów zrobiliśmy sprawdzian biegowy na 5 kilometrów i, śmieję się, ale byłem najlepszy. Trochę to świadczy o tej grupie, która tam była. Bieg składał się z dwóch pętli po dwa i pół kilometra. Część z uczestników po pierwszej pętli poszła na herbatę. Źle to wyglądało w moim odczuciu.”
Trochę nie wiemy, co mamy napisać. Czyżby nam się wydawało, czy mówimy o skrajnym amatorstwie? Oczywiście nie wymagamy, żeby pojemność płuc przeciętnego sędziego była rozmiarów tych Michaela Phelpsa, nie chodzi nam o to, żeby arbiter potrafił pokonać taki dystans co Robert Karaś i umiał jedno okrążenie na stadionie przebiec takim tempem jak Patryk Dobek. Nam chodzi o to, żeby sędzia, który decyduje o losach pojedynku bokserskiego, czyli sportu kontaktowego i szalenie niebezpiecznego, był w stanie przebiec 5 kilometrów. Aby miał w sobie tyle samozaparcia, żeby być profesjonalistą – dbać o swoją formę fizyczną i dobrze się prowadzić, aby móc jak najlepiej przygotowanym przystępować do swojej pracy. (od 40:00)
Ktoś powie, że sędziowie zarabiają za mało, dlatego nie są w stanie być w pełni przygotowanym, bo boks to dla nich tylko hobby. Okej – drodzy arbitrzy, nie musicie tego robić. Możecie w weekendy spacerować po parku i grillować w ogrodzie u znajomych. Nikt nie każe wam pracować jako arbiter bokserski. Jeżeli jednak już czegoś się podejmujecie, to weźcie się za to na poważnie. Szczególnie, że bardzo często waszą pracę można ocenić sprzed telewizora oglądając dany pojedynek. Czy na pewno nie zależy wam na tym, aby nie kompromitować się swoją postawą?
Idziemy o krok dalej: jeżeli takie podejście jest to swojej sylwetki, kondycji i wydolności, to jesteśmy w stanie postawić tezę, że arbitrzy nie oglądają walk pięściarzy, którzy walki sędziują. Nie znają tych ludzi, nie wiedzą, co robią w ringu i na co trzeba zwrócić uwagę. Dobra, napiszemy to: a może przychodzą do pracy na kacu? Może są niewyspani? Może balują przed galą w swoim gronie do samego rana, a później są znużeni między linami i decydują o czyimś zdrowiu? Może łamią kariery pięściarzom i robią to nieświadomie, bo ich głowa nie jest w pełni skupiona na swoim zadaniu?
Leszek Jankowiak udzielił wywiadu i zanim zaczęliśmy pisać ten artykuł zerknęliśmy na różne serwisy, żeby zobaczyć, czy ktoś napisał na ten temat cokolwiek. Wiecie co? Cisza. Dla wszystkich ten temat jest tak obojętny, że coś skrajnie niepoważnego nie budzi żadnych kontrowersji i można bez tego przejść bez zawahania. Polski boks przyzwyczaił nas do takich absurdów, że niekompetencja ludzi, którzy decydują o losach walk, na nikim nie robi już żadnego wrażenia.
Jakub Borowicz