Z jednej strony media w Italii donoszą o rezygnacji Juventusu ze sprowadzenia Milika, z drugiej – prezydent Napoli przesądza jednoznacznie, że dla Polaka miejsca na San Paolo już nie ma. Nie pomaga bardzo słaba w ostatnich tygodniach forma 26-latka, która nie przyciąga potencjalnych kontrahentów. Sytuacja robi się więc nieciekawa…
O tym, że plan B Milika, czyli pozostanie w Neapolu, jest mało realny, wiedzieliśmy od wielu tygodni. Teraz jednak pozapadały klamki. Wciąż aktualny jeszcze wicemistrz Włoch pozyskał właśnie za 80 milionów euro Victora Osimhena z Lille – jeśli dodamy, że w drużynie jest już inna gwiazda występująca na szpicy, czyli Dries Mertens, staje się jasne, że dla polskiego snajpera brakuje miejsca. Wypowiedzi klubowych sterników nie pozostawiają zresztą wątpliwości.
– Arek zawsze znajdował się na liście transferowej, bo odkąd się znamy, gdy pytam go: „przedłużamy kontrakt?”, on patrzy na ciebie i nic nie mówi. To sprawia, że musisz wziąć pod uwagę jego odejście. Odejdzie tam, gdzie zapłacą najwięcej. Dla nikogo nie ma zniżek – stwierdził szczerze Aurelio De Laurentiis. – W przeciwnym wypadku pozostanie w Neapolu i prawdopodobnie nie będzie znajdował się w planach trenera – dodał prezydent Azzurrich.
– Rozstaniemy się z Milikiem. Taka jest wola obu stron – stwierdził cytowany przez sobotnią prasę dyrektor sportowy SCC Cristiano Giuntoli. – Spodziewałem się po nim więcej. Jeśli masz pięć lub sześć szans i nie umieścisz piłki w siatce, oczywiście będziesz miał problem – komentował z kolei po meczu z Interem opiekun ekipy spod Wezuwiusza Gennaro Gattuso.
Krytyka ze strony szkoleniowca była niejako zwieńczeniem słabego okresu w wykonaniu reprezentanta Polski. Już wcześniej Milika nie oszczędzały włoskie media, bo napastnik ostatnich tygodniach nawet jeśli formalnie melduje się na boisku, faktycznie go na nim nie ma. Jedynym przebłyskiem było trafienie w meczu z Udinese, ale nie zmienia ono całości obrazu. „Myślami jest już poza Neapolem” – pisali dziennikarze z południa Italii po całkowicie bezbarwnym w wykonaniu „Arkadiuszo” meczu z Bologną.
Mentalną nieobecność Milika w Napoli można rozumieć, niemniej tylko pogarsza ona sytuacje napastnika. Nietrudno przewidywać, że gdyby na finiszu sezonu nasz rodak trafiał do bramki seryjnie, kluby poszukujące napastnika umieściłyby go wysoko na liście życzeń.
A tak, 26-latek jest dziś graczem bez formy, któremu za rok kończy się kontrakt, ale za którego i tak trzeba zapłacić trzeba grube 40 milionów euro! W normalnych warunkach byłaby to suma akceptowalna, lecz w dobie kryzysu ekonomicznego kluby dwa razy oglądają każde euro. Skoro zatem gracza za rok można mieć za darmo, nie ma sensu teraz pozbywać się oszczędności.
Z takiego założenia wyszli m.in. w Turynie. Prasa na Półwyspie Apenińskim od kilku dni konsekwentnie informuje, że Juventus nie zamierza płacić za Milika. Stara Dama z Polakiem może się związać za rok, jeśli będzie on dostępny za darmo (pytanie, czy nie będzie wtedy graczem, który od wielu miesięcy nie grał o stawkę…), póki co rozważa natomiast sprowadzenie innej „dziewiątki”. Na liście jest choćby mający za sobą świetny sezon w Premier League Raul Jimenez z Wolverhampton.
Nie lepiej wygląda sytuacja w sprawie innych klubów, które miały być zdaniem mediów zainteresowane graczem z Górnego Śląska. Atletico, Roma czy Milan na ten moment nie podejmują żadnych działań w celu doprowadzenia do transakcji i nic nie wskazuje na to, by sytuacja miała się zmienić. Na niekorzyść Polaka działa spowodowana pandemią stagnacja na rynku transferowym. Przykład: do pewnego momentu wydawało się, że przenosiny Lautaro Martineza z Interu do Barcelony rozkręcą karuzelę transferową i w Italii dojdzie do serii transferów z udziałem napastników. Problemy Dumy Katalonii wyłączyły taką możliwość. Dla Milika nie ma więc dzisiaj łatwych opcji…
20:45 Napoli – 2.27, X – 3.85, Lazio – 2.95
Kursy forBET na wszystkie mecze Serie A znajdziesz TUTAJ