Na 19 dni przed opóźnionym, z wiadomych względów, sezonem w klubach PGE Ekstraligi zapanowały masowe badania na obecność koronawirusa. A to znak, że jesteśmy już naprawdę blisko wystartowania z „najlepszą ligą świata”, co musi wzmagać opinie na temat końcowych rozstrzygnięć.
Która ekipa mistrzem, która spadnie? Kto niespodziewanie wystrzeli z formą, kto utrzyma się na solidnym poziomie, a kto rozczaruje? Tak, to właśnie jest ten czas. Czas wielkich spekulacji, skoro druga data inauguracji rozgrywek (12 czerwca) zbliża się naprawdę wielkimi krokami. Co więcej, pojawiły się spekulacje, że obiekty żużlowe przyjmą pewną liczbę kibiców, choć z drugiej strony, na Górnym Śląsku mamy aktualnie do czynienia z konkretnym koronawirusowym problemem. A to bardzo zła informacja na przykład dla ROW-u Rybnik.
Jeszcze pod koniec kwietnia ekscentryczny prezes 12-krotnych mistrzów Polski bił na alarm, że oto rozwój pandemii może spowodować poważne tąpnięcie w działalności jego klubu. Zwrócił się bezpośrednio do kibiców, apelując, by ci nie zostawiali ROW-u w gigantycznej potrzebie. W końcu za dwa lata rybniczanie mają świętować 90-lecie swojego istnienia.
W mniej więcej podobnym czasie w mediach aż zatrzęsło się od informacji, że szef Mrozek ma do dyspozycji jakieś 2 mln złotych, co zwykle bywało niską kwotą nawet jak na standardy pierwszoligowe. Obecnie sytuacja nie wydaje się być aż tak dramatyczna, bo swoją pomoc (niespełna 2 mln zł) podtrzymuje miasto Rybnik, hojnie wspierające żużel. Pytanie jednak, czy w dobie nadchodzącego kryzysu gospodarczego wywołanego przez pandemię obietnica przekazania tej kasy znajdzie swoje potwierdzenie w rzeczywistości. W tak trudnych czasach przetrwają zdecydowanie najsilniejsi, choć niewątpliwe kryzys dotknie bez mała wszystkie ośrodki żużlowe w naszym kraju.
Ale pieniądze lub ich niedostatek to jedna sprawa. Wgryzając się głębiej w temat ROW-u można wskazać kilka innych – poza kasą – przesłanek do wskazywania właśnie rybniczan jako głównych kandydatów do spadku z PGE Ekstraligi. Oczywistą jest skład, który na papierze nie wygląda mocno, tym bardziej, gdy okazało się, że amerykański weteran Greg Hancock postanowił jednak zakończyć karierę. W zespole ROW-u roi się od gości, którzy niewątpliwe mają coś do udowodnienia. Właściwie każdy z seniorów nie zrobił dotąd, niekiedy przepowiadanej, wielkiej kariery. Czasami przeszkadzały kontuzje (Robert Lambert, bracia Mateusz i Michał Szczepaniakowie), czasem problemy sprzętowe (Andrzej Lebiediew, Vaclav Milik). Mamy nieodparte wrażenie, że ROW jest za silny na 1. ligę, a zdecydowanie zbyt słaby na ekstraligę. No i ci niedoświadczeni juniorzy… Tutaj kryje się największa bolączka w ekipie trenera Lecha Kędziory, który jednak w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” zaprezentował mocną (nad)wiarę w swój zespół: „Nie zawsze jest tak, że ci najsłabsi na początku sezonu, muszą być też najsłabsi na koniec. Każdy może się rozwinąć, zrobić postępy. To jest piękno sportu. Chciałbym, żeby w październiku okazało się, że niektórzy eksperci mocno pomylili w ocenie naszych szans. Ten zespół stać na dobry wynik i murem będę stał za moimi zawodnikami”.
No tak, ale co trener Lech miał mówić? Zwłaszcza, że zupełnie nieoczekiwanie przejął stery w drużynie po grubym zamieszaniu związanym z Piotrem Świderskim. Kilka (bardzo dużych) kroków dalej, także w wypowiedzi dla „PS”, poszedł lider rybniczan, Kacper Woryna, stwierdzając na poważnie, że: „Żaden zawodnik naszej drużyny nie będzie walczył o uniknięcie spadku, tylko o mistrzostwo Polski. Każdy startuje od zera, więc czemu na starcie mamy myśleć o 6. miejscu? Żaden sportowiec nie „walczy” o ostatnie miejsce”. Jasne, ambicja ważna rzecz, ale o co chodzi z tym mistrzem kraju? Da się tu wyczuć robienie dobrej miny do nie tyle złej, co nader wymagającej gry.
Oczywiście, ROW stać na to, by nie powtórzyć scenariusza z 2017 roku, gdy – wobec wpadki dopingowej Griszy Łaguty – drużyna spadła z elity. To, co bowiem wydaje się słabością rybniczan (brak pewniaka do robienia 12-13 punktów w każdym meczu), może okazać się ich poważną zaletą. Tam naprawdę każdego stać na niezły wynik, a gdy klocki odpowiednio poustawia doświadczony trener Kędziora, wespół z Egonem Skupieniem, czy „tatą” Mrozkiem, wówczas skazywani na pożarcie rybniczanie są w stanie utrzymać ligę. Idąc za ciekawym przykładem Motoru Lublin, również skazywanym na pożarcie w poprzednich rozgrywkach.
Jacek Hafka