Skłamalibyśmy, że każdy weekend jego drużyny oglądamy od deski do deski, ale zawsze zerkniemy w sobotę w kierunku pólnocnych Włoch, żeby wiedzieć, co u niego słychać. Zwykle jest poprawnie, czasami dobrze, ale raczej bez rewelacji. To gość, który poniżej pewnego poziomu nie schodzi, ale też nie zachwyca i nie powoduje, że rozpisują się na jego temat wszystkie media w naszym kraju.
Karol Linetty nie wyróżnia się z tłumu, a jego gra – hmm, jakby to powidzieć – nie zachwyca. Nie powala na kolana. Nie powoduje, że rano w poniedziałek jedziemy do pracy, dostajemy od pana w tunelu darmową gazetkę, a on widnieje na okładce. Nie biją po oczach wywiady z nim, nie mamy go dość, gdy tylko włączamy internet. Jest, po prostu, gra, daje sobie radę, ale nie ma efektu WOW, jak w przypadku Lewego, Piątka, Milika czy Szczęsnego z Krychowiakiem.
Ten sam Linetty, nasz Karolek z Lecha Poznań, rozegrał wczoraj dla Sampdorii mecz numer 113., dzięki czemu poprawił swój bilans spotkań, które ma na koncie w koszulce Kolejorza. Po raz pierwszy również… został kapitanem swojej drużyny. Rywal? Nie byle kto – Juventus. Stara Dama wygrała 2:1.
Ej, jak to się stało?! Nasz Karolek kapitanem drużyny? Włoskiej drużyny? W meczu Serie A, a nie pucharu Psa Pluto? Nie mamy nic do Linettego, trochę już w Genui jest, wszak Kolejorza opuścił po Euro 2016, więc jakąś renomą zdążył sobie wyrobić i ma wśród wszystkich w Sampdorii tyle zaufania, że naprawdę nie ma czego narzekać. Gdy jednak patrzymy na Karolka, to jesteśmy pewni, że:
– chcielibyśmy, aby nasza córka przyprowadziła nam takiego chłopaka do domu – raczej krzywdy jej nie zrobi
– pożyczylibyśmy mu ostatnie pieniądze – na pewno odda w wyznaczonym terminie
– nie balibyśmy się dać mu swojego auta na wieczór kawalerski – kto, jak kto, ale Karolek będzie dbał jak o swoje
– powiedzielibyśmy mu największą naszą życiową tajemnicą – nikomu nie poda jej dalej
No ogólnie to dobry chłopak, na którym na pewno można polegać. Ale Linetty kapitanem? Tym, co potrafi krzyknąć, ustawić kolegów, spowodować, że przeciwnikom miękną nogi na jego widok, a cała drużyna czuje respekt widząc, gdy ten wykłóca się z sędzią?

Linetty w Sampdorii rozegral już 113 meczów
Po drugiej stronie Bonucci – chłop jak dąb, którego nie chcielibyśmy spotkać w ciemnej uliczce przechadzając się wieczorem po Turynie. A Linetty? Raczej chłopak z sąsiedztwa, syn sąsiadki, który piłką zbił nam kiedyś szybę i przychodził na Halloween po cukierki, a nie wódz, który na wzbudzonym morzu prowadzi swój okręt do właściwego portu.
No nic, fakty są takie, że Linetty po raz pierwszy w historii opaskę kapitańską nałożył na ramię i był najważniejszym piłkarzem Sampdorii w najtrudniejszym meczu sezonu przeciwko Juve. Jego drużyna dzielnie walczyła o zwycięstwo, ale musiała uznać wyższość mistrzów Włoch i przegrała ten mecz 1:2.
Czwartowe mecze ekstraklasy można obstawić na stronie forBET.