„Der Klassiker” – ten termin nie jest obcy Robertowi Lewandowskiemu. Jako jedyny polski piłkarz grał w niemieckich klasykach po obydwóch stronach barykady. I to właśnie w tych meczach po raz pierwszy przeżył coś, co większość piłkarzy uważa za wyjątkowe, czyli emocje związane z bezpośrednią rywalizacją z byłym pracodawcą. Przy okazji meczu, który dzisiaj o 18:30 odbędzie się na Signal Iduna Park, przypomnę wszystkie mecze Lewego przeciwko Borussii. Ile ich było i jak w nich wypadł kapitan reprezentacji Polski? O tym zaraz, bo najpierw trzeba przypomnieć w jakich okolicznościach Lewy przeprowadzał się z Dortmundu do stolicy Bawarii.
Lewandowski grał w żółtej koszulce przez 4 lata, zaliczając 187 gier, w których strzelił 103 bramki. Zdobył 2 razy mistrzostwo Niemiec, raz uniósł krajowy puchar w górę i tyle samo razy czynił to z superpucharem. Nikt pod koniec jego pobytu w Dortmundzie nie kwestionował jego pozycji w zespole. Nikt, poza władzami z Dortmundu.
„Polak nie będzie zarabiać najwięcej!”
Takie słowa ponoć usłyszał Lewandowski wraz ze swoim agentem, kiedy usiedli do rozmów z włodarzami Borussii nt. przedłużenia kontraktu. Do Lewego nie trafił ten argument, więc grzecznie podziękował za współpracę. Jego ostatnie dni w Dortmundzie nie wyglądały na typowe dla kogoś, kto za chwilę opuszcza zespół na rzecz lepszego. Tak, już przed końcem umowy było wiadomo, że Lewandowski będzie kolejnym piłkarzem, który żółtą koszulkę zamieni na czerwoną. Wśród kibiców ta informacja była odbierana ambiwalentnie – niby polaczek przechodzi do jednego z większych wrogów, ale z drugiej strony ten sam polaczek był autorem jednego z najwspanialszych okresów w historii ukochanego klubu. Nie można zapomnieć o trofeach, o których wspominałem wcześniej i tym bardziej nie można zapomnieć o meczach w Lidze Mistrzów, w których strzelał 4 bramki Realowi Madryt, pomagając tym samym awansować do finału tych rozgrywek.
Kto jak kto, ale kibice z Dortmundu najlepiej wiedzą, że to pieniądz rządzi w dzisiejszym sporcie, więc taka decyzja napastnika nikogo nie dziwiła. Szczególnie, że koniec końców, Lewandowski po pewnym czasie zgarnął w Monachium kontrakt, który gwarantował mu najlepsze zarobki nie tylko w drużynie, ale i w całych Niemczech. A i trofeów wpadło znacznie więcej (4 x Mistrz Niemiec, 1 x Puchar Niemiec, 3 x Superpuchar). W stolicy Bawarii już jakiś czas temu przebił swoje okazałe dokonania z Dortmundu, notując 210 gier, w których strzelił 164 gole. Jego dzisiejsze spotkanie z Borussią będzie już 16 potyczką przeciwko byłemu klubowi (kursy w forBET: BOR – 3.35, x – 3.70, BAY – 2.15).
Aubameyang wychodzi z polskiego cienia.
Pierre-Emerick Aubameyang przez pierwszy sezon w Bundeslidze grał u boku Polaka w barwach Borussii. Kiedy w lipcu 2013 roku Gabończyk przeszedł z francuskiego Saint-Etienne dużo sobie po nim obiecywano. Klub z Zagłębia Ruhry nie zwykł wydawać na zawodników takich kwot jak 13 milionów euro, ale wiedzieli, że mają do czynienia z wyjątkowym zawodnikiem. Podczas pierwszego sezonu nowy nabytek był bardziej pomocnikiem Lewego w zdobywaniu bramek. Jak już wcześniej wspominałem, Polak miał ugruntowaną pozycję w klubie, więc nie dziwne, że obaj grając tyle samo meczów we wszystkich rozgrywkach, wyciągali zupełne inne liczby. O tym, że to Lewandowski był tym bardziej wysuniętym napastnikiem niech świadczy jego dorobek strzelecki (28), który był okazalszy, niż ten Gabończyka (16).
Po odejściu Lewego sytuacja Aubameyanga miała się zmienić i dowodem tego był pierwszy mecz pomiędzy nimi, w którym stawką był Superpuchar Niemiec. Napastnik Borussii zaliczył asystę i strzelił gola, gwarantując swojemu zespołowi pierwsze trofeum w nowym sezonie. Lewandowskiemu wróżono ciężki początek w stolicy Bawarii, bo wprawdzie rozegrał całe spotkanie, ale nie pomógł swojemu zespołowi w uzyskaniu jakiejkolwiek zdobyczy bramkowej. W tym meczu uświadczyliśmy jednak jednego pozytywnego polskiego akcentu – Łukasz Piszczek asystował przy golu Auby. Cieszynka Gabończyka też była wymowna: po skierowaniu piłki do siatki, napastnik wyjął maskę Spidermana i założył ją na głowę, wysyłając tym samym w Świat wiadomość – „nie płaczcie po Lewym! Dortmund ma nowego bohatera!”
Parę miesięcy później oba zespoły spotkały się w Monachium na Alianz Arena. Aubameyang znów dobrze zaczął, notując asystę przy golu Reusa, ale później nasz rodak odpowiedział swoim pierwszym trafieniem przeciwko Dortmundowi. Jak można było się domyśleć, Polak zbytnio nie celebrował swojej zdobyczy bramkowej, oprócz gestu w stronę nieba, który był skierowany do nieżyjącego ojca. Bayern Monachium wygrał to spotkanie 2:1 i dziś pewnie Lewandowski skończyłby taki mecz z dwoma golami, ale wówczas karne wykonywał Arjen Robben, który ustalił wynik spotkania na 2:1 w 85. minucie.
Kwiecień 2015 r. – dwa mecze, odmienne rezultaty.
Kwiecień 2015 roku miał być wyjątkowy dla Polaka – dwa mecze z Borussią (w tym jeden o Puchar Niemiec) zapowiadały się niezwykle emocjonująco. W lidze Lewandowski musiał po raz pierwszy wyjść na Signal Iduna Park w innych barwach, niż dotychczas, a mecz o trofeum było dobrą okazją na zemstę po tym co stało się w spotkaniu o Superpuchar.
Test w Dortmundzie były piłkarz Lecha zdał koncertowo. Strzelił jedyną bramkę w meczu, w której pokazał swój kunszt w najczystszej postaci. Zobaczcie jak powinno się grać ciałem we współczesnej piłce.
Jak widać, nadal nie okazywał radości po bramce przeciwko byłym kolegom, ale na pewno miał z tyłu głowy to co miało się zaraz wydarzyć. Lewy wciąż czekał na pierwsze trofeum w nowym zespole.
W finale DFB-Pokal został dopisany kolejny rozdział w rywalizacji Aubameyang vs. Lewandowski. Obaj panowie zaliczyli po trafieniu i zdobywcę pucharu miał wyłonić konkurs „jedenastek”. Ich wykonanie można zaliczyć do jednych z najbardziej żenujących w historii piłki nożnej. Na 7 karnych wykorzystano zaledwie 2 i to były karne wykonane przez piłkarzy Borussii. Lewy jeszcze wtedy nie dostąpił zaszczytu strzelania z 11. metra. Jaki był efekt? Zobaczycie poniżej.
RL9 po raz drugi uległ w finale przeciwko Borussii.
Pogrom i wreszcie wygrane finały.
Jak zauważyliście, pierwsze mecze Lewandowskiego przeciwko swojemu byłemu klubowi nie były do końca udane. Co prawda, Bayern 2 razy wygrał do czego dwukrotnie przyczynił się nasz rodak, ale były to zwycięstwa w Bundeslidze. Kiedy przychodziło do bezpośredniego pojedynku o puchar lub superpuchar, lepsi okazywali się podopieczni Jurgena Kloppa. Borussia Dortmund w międzyczasie zmieniła trenera i w miejscu obecnego szkoleniowca Liverpoolu zatrudnili Thomasa Tuchela.
Bayern Monachium w pierwszym meczu przeciwko Borussii w sezonie 2015/16 pokazał, że ten sezon będzie ich. Wygrana 5:1 przed własną publicznością była dziełem m.in. Roberta Lewandowskiego, którego znowu do strzelania zmobilizował Pierre-Emerick Aubameyang. Po tym kiedy gospodarze prowadzili 2:0 po dublecie Thomasa Mullera, Gabończyk jeszcze w pierwszej połowie (37′) dał sygnał, że to nie koniec meczu. I nie był to koniec, przynajmniej dla Lewego, który podrażniony odpowiedział w drugiej połowie dwoma bramkami w 12 minut. Po tych trafieniach kapitan naszej reprezentacji nie zamierzał już kryć radości. W 66. minucie gwóźdź do trumny gości wbił inny ex-piłkarz Borussii – Mario Gotze. Niemiec był bardziej powściągliwy w okazywaniu swojego szczęścia. Może dlatego, że Polak wcześniej zamknął mecz?
W rundzie rewanżowej trafił się Der Klassiker bez bramek i większej historii. Ot, kolejny ligowy mecz. Najważniejsze pomiędzy obiema ekipami miało się stać chwilę później, wszakże czekał ich mecz o puchar Niemiec.
Tak samo jak w poprzednim ligowym starciu w regulaminowym czasie nie uświadczyliśmy bramek po żadnej ze stron. Po raz kolejny w historii potyczek tych dwóch ekip doszło do konkursu „jedenastek”. Tym razem postawiono na Roberta Lewandowskiego, który nie zmarnował karnego. Tak samo jak Vidal, Costa i Muller, co wystarczyło do sięgnięcia po puchar.
A jak już Lewy zemścił się za finał pucharu Niemiec, to i za superpuchar też wziął odwet. Tylko, że z mniejszym udziałem. Po tym klasyku na tablicy wyników zapisali się Arturo Vidal i Thomas Muller, a mecz zakończył się wynikiem 0:2. Niemniej jednak Polakowi po raz kolejny zasłużenie zawieszono medal na szyi.
Ostatnie akty polsko-gabońskiej potyczki.
Aubumeyang często mobilizował Lewandowskiego do lepszej gry i strzelania goli. Jednak nie zawsze Polak potrafił odpowiedzieć na trafienie Gabończyka, tak jak to się stało podczas ich pierwszego meczu w Bundeslidze w sezonie 2016/17. Obecny napastnik Arsenalu strzelił jedyną bramkę w meczu, więc to osiągnięcie na pewno było dla niego szczególne. Zarówno Bayern jak i Lewy odpowiedzieli na tę porażkę okazałym zwycięstwem 4:1 przed własną publicznością. Lewandowski już wtedy był nie tylko etatowym wykonawcą rzutów karnych, ale i też rzutów wolnych, co zaprezentował tamtego wieczoru na Allianz Arenie.
Wydawało się, że stadion w Monachium działa na piłkarzy w żółtych koszulkach niezbyt korzystnie, patrząc po ich ostatnich meczach na tamtejszym obiekcie. Nic bardziej mylnego. 18 dni po wyżej wspomnianym pogromie, Borussia wyeliminowała Bawarczyków z pucharu Niemiec, wygrywając 2:3. W tej cudownej potyczce Lewy nie zapisał się do protokołu sędziego, a Auba już tak, strzelając jedną z bramek.
Jeszcze lepszy mecz zobaczyliśmy parę miesięcy później w ramach Superpucharu, gdzie obie ekipy spotkały się po raz kolejny. Można nawet rzec, że tradycyjnie doszło do rzutów karnych, aczkolwiek w ciągu regulaminowego czasu gry działo się naprawdę sporo. I duży w tym udział mieli „stety” i niestety Polacy. „Stety”, bo Lewy strzelił wyrównującą bramkę po tym, jak 6 minut wcześniej Borussia objęła prowadzenie. A niestety, gdyż Łukasz Piszczek również doprowadził do wyrównania, ale na jego nieszczęście był to samobój. I to w 88. minucie po tym jak w 71. minucie Aubameyang ponownie wyprowadził swój zespół na prowadzenie. W serii „jedenastek” lepsi okazali się Bawarczycy.
4. listopada 2016 roku Bayern odniósł pokaźne wyjazdowe zwycięstwo 1:3. Lewy w przeciwieństwie do swojego rywala z Gabonu zapisał się na listę strzelców, kończąc tym samym ich indywiudalne pojedynki w Der Klassiker. W 13 klasykach Polak strzelił o 3 bramki więcej (9), wygrywając 8-krotnie przy 4 porażkach. Byłbym jednak nieuczciwy, gdybym na tej podstawie ocenił, iż Lewandowski jest lepszy od Auby. Trzeba przyznać, że przez wszystkie te lata Bayern konsekwentnie wzmacniał swoją kadrę w przeciwieństwie do Borussii. Ba, często podkupywał piłkarzy swoich rywali, przez co Gabończyk miał gorszych partnerów, którzy byli odpowiedzialni za dostarczanie mu piłek.
Dwa ostatnie mecze? Bilans 8:1 dla Bawarczyków.
Niestety, ostatnie niemieckie klasyki stają się coraz bardziej jednostronne. Po ostatnim meczu Aubameyanga przeciwko Bawarczykom, Borussia uległa dwa razy – raz w 1/8 Pucharu Niemiec 2:1 (asysta RL9), a drugi raz w Bundeslidze 6:0 (hat-trick Lewego). Można powiedzieć, że klątwa Allianz Areny znowu zawisła nad piłkarzami z Dortmundu. Dziś jednak to nie będzie zaprzątać ich głów, gdyż grają u siebie. Kto wie, może dzisiaj Lewandowskiemu urośnie nowy rywal w klasykach? Z obserwacji tego, co dzieje się na rynku transferowym, można dojść do wniosku, iż Lewy jeszcze trochę zagrzeje miejsca w stolicy Bawarii. Wypadałoby więc, żeby miał rywala na takim poziomie, na jakim znajdował się Aubameyang. Może Paco Alcacer będzie kimś takim? Hiszpan na pewno wyjdzie dzisiaj podrażniony brakiem powołania od Luisa Enrique do narodowej kadry, co może zwiastować nam nową erę snajperskich pojedynków w Der Klassiker (kursy w forBET na bramkę Lewego – 1.75, Paco Alcacer – 3.00).
Dominik Bożek
twitter: @DominikBozek