Na początku września br. „czarny sport” meczem towarzyskim Polska vs. Reszta Świata po 15 latach przerwy wrócił na gruntownie przebudowany, nowy Stadion Śląski w Chorzowie. W najbliższą sobotę odbędzie się na nim sporego kalibru, tym razem oficjalna impreza, a więc ostatni finałowy turniej o Indywidualne Mistrzostwo Europy (SEC).
Ogromny obiekt na Górnym Śląsku ma swoją legendę, zwłaszcza piłkarską. My jednak w naszym historycznym felietonie skupimy się na imprezach żużlowych, organizowanych w chorzowskim „Kotle Czarownic”, jak został nazwany przez brytyjskich dziennikarzy piłkarskich po triumfie Polaków z Anglią w 1973 roku.
Otwarty z wielką pompą 22 lipca 1956 roku po sześcioletniej, żmudnej budowie Śląski nie miał szczęścia do inauguracji – Polska przegrała z reprezentacją NRD 0:2. „Złoty czas” chorzowskiego kolosa z charakterystyczną 40-metrową wieżą miał dopiero nadejść. I choć rekord frekwencji – 120 tys. kibiców – padł na meczu pucharowym Górnika Zabrze z Austrią Wiedeń we wrześniu 1963 roku, to prawdziwy okres prosperity Śląskiego nadszedł w latach 70.
Dokładnie od 8 czerwca 1972 roku możliwe było rozgrywanie w Chorzowie zawodów żużlowych. Wtedy po raz pierwszy na murawie stadionu stworzono pełnowymiarowy tor, spełniający wszystkie ówczesne wymogi światowej federacji. Jednak nie ta data wryła się w pamięci fanów żużla w naszym kraju. Jest inna, duża bardziej znamienna: 2 września 1973 r. Co się za nią kryje? Pierwszy i przez długie lata – do 2010 roku – jedyny tytuł indywidualnego mistrza świata dla naszego rodaka: Jerzego Szczakiela z Opola.
W tamtym czasie trofeum zdobywał żużlowiec najlepszy podczas jednodniowego turnieju, a nie jak dzisiaj po kilku rundach cyklu, rozsianych głównie po różnych częściach Europy. Historia złota Szczakiela obrosła wieloma anegdotami. Fakty są takie, że opolanin nie był zaliczany do grona faworytów, nawet wśród pozostałych czterech reprezentantów Polski, a więc Edwarda Jancarza, Zenona Plecha, zmarłego przed kilkoma dniami Pawła Waloszka i Jana Muchę. Co ciekawe, tygodnik „Sportowiec”, analizując szanse naszych zawodników, w ogóle pominął w swoich typach Szczakiela! Jest to o tyle dziwne, że dwa lata wcześniej zawodnik Kolejarza Opole razem z rybniczaninem Andrzejem Wyglendą zdobył tytuł mistrza świata w parach. I jak to w sporcie, a już w żużlu w szczególności bywa, sprawił wszystkim wielką niespodziankę w Chorzowie.
W trzech pierwszych seriach startów Szczakiel na wypełnionym po brzegi Stadionie Śląskim nie miał sobie równych. W dwóch pozostałych startach przyjechał drugi, więc o złoty medal musiał powalczyć w biegu dodatkowym ze słynnym Nowozelandczykiem Ivanem Maugerem. Jak przebiegała ta rywalizacja? Najpierw oddajmy głos bohaterowi:
„Pamiętam wszystko doskonale. Był ciepły, wrześniowy dzień. Obawiałem się nieco tych zawodów. Nie chciałem zawieść 100-tysięcznej publiczności na stadionie i polskich fanów przed telewizorami. Przed tym kluczowym biegiem dałem Maugerowi pierwszeństwo w losowaniu pola startowego. Wylosował to najbliżej krawężnika, ja tor trzeci. Nie wierzyłem w to, że z nim wygram. Cieszyłem się, że mam już srebrny medal. Podjechałem pod taśmę, ta poszła w górę. Objąłem prowadzenie i wygrałem” – powiedział w rozmowie z Przemysławem Babiarzem.
Proste, prawda? Mauger na drugim łuku drugiego okrążenia trącił tylne koło Szczakiel i upadł. Polak ku wielkiej wrzawie rodaków pomknął do mety po tytuł IMŚ i… 39 tys. złotych nagrody. Tak to wyglądało:
W kolejnych latach „Kocioł Czarownic” jeszcze trzy razy (1976, 1979, 1986) gościł jednodniowy finał indywidualnych mistrzostw świata. Największy sukces – srebrny medal – osiągnął w 1979 roku Zenon Plech, który przegrał o jeden punkt z… Ivanem Maugerem. „Cieszę się z tego wyniku, choć złoty medal był tak blisko” – powiedział Plech. Późniejsza przewaga technologiczna państw zza żelaznej kurtyny oraz kryzys gospodarzy w Polsce nie pozwoliły na doścignięcie światowej czołówki w kolejnych (zbyt wielu) latach.
Na Stadionie Śląskim, oprócz walki o IMŚ, zorganizowano także inne znaczące imprezy o największym międzynarodowym znaczeniu: Mistrzostwa Świata w parach (1978 i 1981) oraz w drużynie (1974). Naszym reprezentantom daleko było do sukcesu Szczakiela. W 1981 roku duet Plech-Jancarz zdobył brązowy medal. Trzy lata wcześniej wybuchł mały skandal w związku z obsadą polskiej pary w chorzowskim finale. Wówczas partnerem Jancarza był jego kolega z gorzowskiej Stali Bolesław Proch, który w finale zdobył tylko dwa „oczka”, wzmagając falę krytyki i żalu z powodu pominięcia przy nominacji Plecha, czy zielonogórzanina Andrzeja Huszczę.
Co interesujące, Stadion Śląski był także żużlowym planem filmowym. To właśnie tutaj kręcono sceny do obrazu z 1977 roku pt. „Poza układem” m.in. z Krzysztofem Stroińskim i Leonem Niemczykiem w obsadzie. Film opowiada historię młodego zawodnika, który wbrew decyzji działaczy chce dostać się do żużlowej kadry Polski na mistrzostwa świata. Brzmi ciekawie, prawda? Następnie… e, nie będziemy opowiadać filmu. Tym bardziej, że jest dostępny na YouTubie.
Po zmianach politycznych w 1989 roku chorzowski kolos tylko dwa razy był areną żużlowych zawodów. W 2002 i 2003 roku Polonia Bydgoszcz zorganizowała na nim rundy Grand Prix, które jednak nie były udane dla naszych reprezentantów. W 2003 roku czwarte miejsce zajął późniejszy drugi – po Szczakielu – indywidualny mistrz świata z Polski: Tomasz Gollob.
Dobrze się stało, że po 15 latach nieobecności speedway, dzięki organizatorom z toruńskiej firmy One Sport, wrócił na Stadion Śląski. To miejsce wyjątkowe dla polskiego sportu, z bogato zapisaną kartą, także w rozdziale pod hasłem: żużel.