Od dawna słychać głosy, że kariera Roberta Lewandowskiego prowadzona jest w idealny sposób. Ale tylko z perspektywy samego zawodnika. Mało kto zauważa, że prawie zawsze, gdy „Lewy” zmieniał pracodawcę, to kończyło się to awanturą. Czy w takich okolicznościach można zostać legendą jakiegokolwiek klubu?
Lewandowski, jak dotąd, z prawie każdym zespołem rozstawał się w nieciekawej atmosferze. Wszystko wskazuje na to, że podobnie może być z Bayernem Monachium. Zmiana agenta na Pini Zahaviego, plotki dotyczące jego przejścia do Realu Madryt – to wszystko źle wpływa na postrzeganie polskiego napastnika w Niemczech. Zarzuca mu się tam coraz częściej brak lojalności, zapominając, że w tym sezonie strzelił dla Monachijczyków już 40 bramek. Więcej pisze się nie o jego fantastycznych statystykach, a o tym, że np. kilka dni temu, schodząc z boiska w meczu z FC Köln, nie podał ręki trenerowi Juppowi Heynckesowi.
Heynckes odniósł się po tamtym spotkaniu do tej sytuacji, mówiąc:
My napastnicy jesteśmy egoistami i myślimy o swoim dorobku bramkowym. Wiem to z własnego doświadczenia. W Bayernie o zmianach decyduje jednak trener i każdy piłkarz musi się temu podporządkować. Ja jestem tutaj szefem – nikt inny. Po meczu rozmawialiśmy i powiedział, że był rozczarowany zmianą. Już o tym zapomnieliśmy.
Niby zapomnieli, ale publiczna reprymenda wobec Polaka zaliczona. Karuzela spekulacji przybiera na sile. A zachowanie Lewandowskiego idealnie wpisuje się w narrację niemieckiego prasy, która twierdzi, że nasz kapitan zamierza zniechęcić do siebie ludzi w Bayernie. Po co? By uzyskać upragnioną zgodę na transfer do Madrytu. Media informowały, jakoby w ostatnim czasie „Lewy” zmodyfikował swój stosunek do treningów i kolegów z drużyny. Coś wisi w powietrzu. W innym wypadku Polak nie zmieniałby agenta. Tym bardziej na taką szychę, jak Zahavi. Jeśli jednak Robert odejdzie z Monachium w takiej atmosferze, jaka obecnie wokół niego panuje, to klubową legendą Bayernu Monachium nie zostanie. Bez względu na wszystkie rekordy, jakie wyśrubował.
Historia lubi się powtarzać, bo jego rozbrat z Borussią też wywołał wiele kontrowersji. Kibice w Dortmundzie pamiętają mu, jak długo flirtował z Bayernem. I że ostatecznie poszedł do Bawarii za darmo. Fani BVB nie zapomnieli mu tego. Tuż po tym, jak Monachijczycy oficjalnie poinformowali w styczniu 2014 roku o tym, że „Lewy” zostanie ich zawodnikiem, na anglojęzycznej stronie Wikipedii przy nazwisku piłkarza przez jakiś czas widniało słowo „Judas”. Przez ostatnie pół roku gry na Signal Iduna Park Lewandowski poważnie obawiał się o swoje bezpieczeństwo. Podobno nawet rozważał wynajęcie ochrony. Odchodząc w takiej atmosferze, raczej trudno potem o status klubowej legendy, prawda?
To może chociaż w Lechu było inaczej? A skąd. Rozbratowi Roberta Lewandowskiego z Poznaniem także towarzyszyły złe emocje. O co poszło? Oczywiście o pieniądze.
Trudno mówić o przyjaznym rozstaniu Roberta Lewandowskiego z Lechem, skoro klub z Poznania uzależniał zgodę na transfer od zrzeczenia się przez Roberta wynagrodzenia. A następnie jeszcze mieliśmy proces o prowizję. Nie było to pożegnanie w dobrym stylu – mówił trzy lata temu w rozmowie ze sport.pl ówczesny menedżer „Lewego” Cezary Kucharski.
Kucharski jest przekonany, że gdyby Lewandowski chciał skończyć karierę w Polsce, to na pewno nie uczyni tego w Lechu. Wspomniany w przywołanym cytacie proces o prowizje skończył się dopiero rok temu w Sądzie Najwyższym. Sąd ten orzekł wówczas, że Kolejorz jest zobowiązany do zapłaty agentowi kapitana polskiej kadry 1,3 mln złotych za prowizję przy jego transferze do Borussii Dortmund. Kucharski chciał wyższej sumy – 3 mln złotych.
Ponadto włodarze Lecha żądali by piłkarz zrezygnował ze swojego wynagrodzenia, gdyż wybrał ekipę z Dortmundu, która wcale nie złożyła za niego najwyższej oferty. Przypomnijmy – Borussia zapłaciła za Roberta 4,75 mln euro. Jeszcze więcej dawał np. Szachtar Donieck – około 6 mln euro. Lewandowski zdecydował się jednak na BVB. Na pewno z korzyścią dla siebie, ale z mniejszą dla Kolejorza.
Trudno uznać, żeby po takim rozstaniu „Lewy” mógł być uważany w Poznaniu za klubową legendę. Z resztą sam zawodnik nie wspomina o Wielkopolsce zbyt często, jako o miejscu, do którego wracałby myślami. Sentymentu raczej brak.
Cytowany już Kucharski trzy lata temu powiedział także:
Nie można powiedzieć, aby Robert Lewandowski był mocno związany z Lechem, także dlatego, że ma wiele swoich zajęć, spraw i innych obowiązków. No i jest też wiele innych klubów, w których Robert wcześniej grał, czy to Znicz Pruszków, czy Delta Warszawa, czy Varsovia Warszawa.
Idźmy dalej. Legia? Kariera Lewandowskiego na Łazienkowskiej była nieporozumieniem. W Warszawie zupełnie nie poznano się na jego talencie. Pozostają jeszcze wspomniane wyżej przez jego byłego menedżera ekipy Varsovii, Delty i Znicza. Dla nich Robert Lewandowski na pewno był, jest i na długo pozostanie legendą. Ale z całym szacunkiem do tych klubów – trudno uwierzyć, żeby to kapitana naszej kadry zadowalało.
W sierpniu Lewandowski skończy 30 lat. Do końca kariery bliżej mu, niż dalej. Nawet jeśli przejdzie do Realu, to nie łudźmy się, że tak wiekowy zawodnik może zostać legendą „Królewskich”. Tym bardziej, że butów na kołku na Bernabeu raczej nie zawiesi. Odejdzie kiedyś z Madrytu, być może znów w kiepskiej atmosferze.
Z punktu widzenia bieżącego interesu samego „Lewego”, jego kariera jest do tej pory prowadzona poprawnie. Strategia przyjęta przez piłkarza i jego współpracowników jest dobra, ale być może tylko do czasu. Do czasu, aż przestanie mu się powodzić. Może się okazać, że jakby kiedyś Lewandowski potrzebował pomocy, to żaden jego były klub mu jej nie zaoferuje. Skąd bowiem nie odchodzi, to zostawia za sobą spalone mosty.
Dominik Senkowski
Zdjęcie tytułowe od: Magdalena Salome Zawadzka