Świątek nie zwalnia tempa: powalczy o ćwierćfinał w Miami
Po szybkich porażkach Magdaleny Fręch i Magdy Linette polscy kibice mają w końcu na Florydzie chwile radości. Trwa bowiem zwycięska seria liderki światowego rankingu. Iga Świątek wygrała 6:7(7), 6:4, 6:4 z Czeszką Lindą Noskovą w III rundzie turnieju WTA 1000 w Miami i o ćwierćfinał powalczy z Rosjanką Jekateriną Aleksandrową.
W grze pozostaje też rozstawiony z ósemką Hubert Hurkacz po zwycięstwie w II rundzie 6:4, 6:7(2), 6:3 z Kazachem Aleksandrem Szewczenką w turnieju ATP 1000.
Na Florydzie po deszczowej pogodzie, która wywróciła do góry nogami kalendarz gier w Miami, nie ma już śladu, więc tenisiści mogą nadrabiać zaległości. Amerykańska aura jak dotąd sprzyja Idze Świątek, która po triumfie w kalifornijskim turnieju Indian Wells, teraz na Florydzie wydłużyła serię zwycięstw do ośmiu. Dodatkowo w ostatnich 16 spotkaniach uległa tylko raz, Rosjance Annie Kalinskiej w Dubaju. Przygodę z Miami zaczęła od łatwej wygranej w II rundzie 6:1, 6:1 z Włoszką Camilą Giorgi (108. WTA), którą w trzecim meczu pokonała po raz drugi. Starcie nie miało zbyt wielkiej historii.
Polka zaczęła pierwszego seta od dwóch szybkich przełamań i nie oddała już przewagi. W drugiej odsłonie Włoszka, która rundę wcześniej uporała się nieoczekiwanie z Magdaleną Fręch, zaczęła od obrony podania, ale potem Świątek zaczęła coraz mocniej „odjeżdżać” rywalce i nie pozwoliła jej zdobyć choćby gema. W sumie cały mecz trwał ledwie godzinę i siedem minut.
Większe emocje przyniosło kolejne starcie w Miami. W nim liderka rankingu spotkała się z przeciwniczką, o której chyba już wie wszystko. Mowa o Lindzie Noskovej (31. WTA), z którą w ostatnich tygodniach spotyka się już trzeci raz. – Wyjdę na ten mecz jak na każdy inny. Nie ma to znaczenia, że zagramy ze sobą po raz trzeci, chociaż... mogliby losować te drabinki inaczej, żeby było trochę urozmaicenia – żartowała z tej sytuacji Polka w rozmowie z dziennikarzami. Czeszka nieoczekiwanie pokonała Świątek w wielkoszlemowym Australian Open, ale niedawno w Indian Wells górą była raszynianka. Teraz również to nasza tenisistka przechyliła szalę zwycięstwa na swoją stronę, choć kosztowało ją to sporo trudu.
Mecz rozpoczął się od utraty podania przez Noskovą, ale ta nie straciła rezonu i od razu sama przełamała rywalkę. Potem jednak to ona znów znalazła się w opałach przy swoim serwisie, Iga wykorzystała drugiego break pointa, za chwilę sama obroniła swoje podanie i zrobiło się 5:2. Noskova wytrzymała jednak presję i wygrała trzy gemy z rzędu. Gra się wyrównała i o losach seta decydował tie-break. Tutaj raszynianka miała piłkę setową przy swoim serwisie, ale nie wykorzystała jej, a za chwilę to Czeszka doczekała się dwóch szans na zakończenie seta i wykorzystała tę drugą okazję, wygrywając 9-7.
Druga partia zaczęła się znakomicie dla Polki, która już w pierwszym gemie odebrała podanie przeciwniczce, a niedługo potem powtórzyła to i prowadziła już 5:1. Wydawało się, że to będzie szybko wygrana odsłona, ale Noskova nie poddawała się i udało jej się przełamać Świątek w ósmym gemie, a zaraz potem zrobiło się 5:4. Decydujący gem miał sporą dramaturgię, bo Czeszka doczekała się break pointa. Iga się jednak obroniła, a po chwili wykorzystała pierwszą piłkę setową.
Napięcie w spotkaniu jednak cały czas rosło, a decydująca partia również przyniosła wiele emocji. Obie tenisistki broniły swoich serwisów, aż w piątym gemie przed szansą na przełamanie stanęła Świątek. Udało jej się wykorzystać drugiego break pointa i mogła odetchnąć. Set toczył się wyznaczoną ścieżką do dziesiątego, decydującego gema, w którym Polka serwowała po zwycięstwo. I zaczęła fatalnie, a Noskova wypracowała aż trzy okazje na odebranie rywalce podania. Świątek dokonała jednak niebywałej rzeczy, wygrała pięć kolejnych punktów i to ona cieszyła się z triumfu w meczu. Spotkanie trwało aż dwie godziny i 42 minuty.
Teraz na liderkę rankingu czeka Rosjanka Jekaterina Aleksandrowa (16. WTA). Dotąd na korcie spotkały się cztery razy, z czego trzy razy lepsza była Polka, ostatnio w lutym, podczas turnieju w Katarze. Aleksandrowej ostatnio nie szło z Biało-Czerwonymi, bo w Dubaju przegrała z kolei z Magdaleną Fręch.
A w grze w Miami wciąż jest też rozstawiony z numerem ósmym Hubert Hurkacz, który w II rundzie wyeliminował urodzonego w Rosji, a reprezentującego od stycznia Kazachstan Aleksandra Szewczenkę (58. ATP). To było ich kolejne starcie w ostatnich tygodniach, bo spotkali się też w Marsylii, gdzie to nasz tenisista był górą. Wówczas wygrana przyszła dość łatwo, teraz było już dużo ciężej. Kibice przyzwyczaili się, że w meczach Hurkacza często nie ma zwrotów akcji, a o losach setów decydują tie-breaki. Teraz też długo było podobnie i dopiero przy stanie 4:4 Polak stanął przed szansą na przełamanie rywala. Udało się to przy drugim break poincie i to wystarczyło, aby wygrać partię 6:4.
W drugiej odsłonie panowie skutecznie serwowali i tutaj o zwycięzcy musiał już decydować tie-break. W nim od początku lepiej radził sobie Szewczenko, który ostatecznie wygrał 7-2. A decydująca partia znów przyniosła wyrównaną walkę, choć wrocławianin miał już w drugim gemie break pointa, którego nie wykorzystał. Udało się to jednak chwilę potem i to był – jak się okazało – decydujący moment meczu, a polscy kibice mogli odetchnąć z ulgą. Nie było bowiem powtórki z Indian Wells i potknięcia Hurkacza już na pierwszej przeszkodzie. W III rundzie Polak zmierzy się z rozstawionym z numerem 28. Amerykaninem Sebastianem Kordą. W ich czterech poprzednich meczach polski tenisista wygrywał trzy razy.
Zdjęcie: Wikimedia