Męczarnie tenisistów: Fręch odpadła w San Diego, Hurkacz bliski klęski w Dubaju
Prawdziwą katorgę przechodzili polscy tenisiści w I rundach dwóch turniejów, choć mecze skończyły się dla nich z różnym skutkiem. Rozstawiony z numerem 3 Hubert Hurkacz pokonał 7:6(5), 6:7(4), 7:6(6) Niemca Jana-Lennarda Struffa i jest w II rundzie turnieju ATP 500 w Dubaju. Mniej szczęścia miała Magdalena Fręch, która uległa 4:6, 6:4, 1:6 australijskiej kwalifikantce Taylah Preston na początek turnieju WTA 500 w San Diego.
Najwyżej rozstawiony polski tenisista przyzwyczaja kibiców do trzysetowych meczów oraz licznych tie-breaków. Kilkanaście dni temu w Rotterdamie najpierw po trzech setach i dwóch tie-breakach wygrał z Czechem Jirim Lehecką, a potem po kolejnym trzysetowym boju i trzech tie-breakach uległ Holendrowi Tallonowi Griekspoorowi. Teraz w Dubaju przyszedł czas na kolejny horror, na szczęście z happy endem. Wcześniej Hurkacz z Janem-Lennardem Struffem (25. ATP) grał dwukrotnie i miał z nim bilans remisowy.
Pierwszy set nie przyniósł żadnego przełamania i zwycięzcę musiał wskazać tie-break. Widać było, kto ostatnio częściej rozgrywał takie dogrywki, bo Polak szybko wyszedł na prowadzenie, nie dał się dogonić Niemcowi i wykorzystał trzecią piłkę setową. Druga partia tylko tym się różniła od poprzedniej, że obaj tenisiści byli bliżej przełamania rywala. Break pointy mieli i Struff, i Hurkacz, ale obaj skutecznie się bronili i znów musieli rozegrać tie-break. Dla odmiany lepiej spisał się tym razem niemiecki zawodnik i o wygranej w meczu musiał zdecydować trzeci set. Tu również obaj szukali przełamania i mieli na to szanse, choć ponownie wychodzili cało z opresji. W tym bardzo wyrównanym starciu znów doszło do tie-breaka, w którym emocje sięgnęły zenitu. Lepiej zaczął go Struff i wypracował sobie dwie piłki meczowe. Hurkacz zachował jednak zimną krew, odparł atak i sam zadał decydujący cios – wykorzystał pierwszego meczbola.
W II rundzie Polaka czeka mecz z dużo niżej notowanym Australijczykiem Christopherem O'Connellem (68. ATP). Jak dotąd obaj spotkali się na korcie raz i górą był wtedy Hurkacz (rok temu w Stuttgarcie). Miejmy nadzieję, że nasz tenisista tym razem wygra pewniej, oszczędzając kibicom nerwów.
Tych nie brakowało pewnie Magdalenie Fręch, która tydzień zaczęła od awansu do TOP50 światowego rankingu (jest 42.), aby potem już w I rundzie pożegnać się z turniejem WTA 500 w amerykańskim San Diego. Jej porażka z 18-letnią Austrlijką Taylah Preston – ledwie 153. tenisistką świata – był o tyle zaskakujący, że Polka ostatnio prezentowała się solidnie, a jej forma zdawała się rosnąć. Nie tak dawno w Dubaju postawiła się samej Kazaszce Jelenie Rybakinie (4. WTA), z którą przegrała w trzech setach po zaciekłej walce.
Teraz w San Diego zaczęła występ słabo. W pierwszej partii spotkania z Preston dała się przełamać dwukrotnie, sama zrobiła to ledwie raz i to młodsza rywalka cieszyła się z sukcesu. Drugi set przyniósł jeszcze większą konsternację polskich kibiców, bo 18-latka prowadziła już 3:0. Łodzianka wzięła się jednak w garść, doprowadziła do remisu, po chwili wykorzystała kolejnego break pointa i wyszła na prowadzenie, którego już nie oddała.
Można było mieć nadzieję, że to przełom w meczu i teraz już Polce pójdzie z górki. Nic bardziej błędnego. W decydującym secie gra Fręch całkiem się posypała. Dość szybko została dwukrotnie przełamana i zrobiło się 5:0 dla Australijki. 26-latka wygrała jednego gema, ale na więcej nie było jej już stać. Plus tego jest taki, że będzie miała teraz więcej czasu, aby przygotować się do startu w turnieju WTA 1000 w Indian Wells, który rusza 4 marca. Zobaczymy tam też liderkę światowego rankingu Igę Świątek oraz Magdę Linette.