Na górskiej krawędzi. Pasja i historia European Hill Climb Championship

Mówi się, że Formuła 1 to najwyższa forma motorsportu, ale w moim sercu górskie wyścigi samochodowe zajmują miejsce równie wyjątkowe. FIA European Hill Climb Championship (EHC) to jedna z najbardziej ekstremalnych i pasjonujących dyscyplin, jakie zna świat motoryzacji.
Już od pierwszych sekund, gdy silnik ryczy na starcie u podnóża góry, a adrenalina pulsuje w żyłach, wiesz, że to nie jest zwykły wyścig. To pojedynek człowieka i maszyny z naturą i czasem – dynamiczny taniec po wąskich, krętych drogach prowadzących wprost do chmur.
Historia mistrzostw EHC sięga początków XX wieku i odzwierciedla ewolucję całego motorsportu. Inauguracyjny sezon odbył się w 1930 roku – to właśnie wtedy europejscy pionierzy wyścigów górskich zainaugurowali oficjalne mistrzostwa na starym kontynencie. Już w tych pierwszych latach pojawiały się nazwiska, które przeszły do legendy: Hans Stuck (znany jako "Król Gór"), Rudolf Caracciola czy Tazio Nuvolari – asy kierownicy, którzy rywalizowali zarówno na torach Grand Prix, jak i na stromych podjazdach. W tamtych czasach wyścigi górskie były polem do popisu dla najodważniejszych, a samochody ścigające się w EHC bywały wyposażone nawet w podwójne tylne koła, by poradzić sobie z ostrymi podjazdami i zapewnić przyczepność na ciasnych winklach.
Po kilku latach przerwy i zawirowaniach wojennych, mistrzostwa powróciły w latach 50., otwierając nowy rozdział – erę wielkich marek (jak Ferrari, Porsche czy Maserati) oraz narodzin kolejnych górskich legend.
Na przestrzeni dekad European Hill Climb Championship nieustannie się zmieniał, pozostając zarazem wierny swojemu duchowi. Widzieliśmy epokę eleganckich roadsterów i potężnych samochodów Grand Prix przedwojnia, poprzez lata 60. i 70., gdy na górskich trasach królowały prototypy i pierwsze potwory z silnikami turbodoładowanymi, aż po współczesność, w której ultralekkie bolidy z karbonu osiągają niebotyczne moce. Mauro Nesti, włoski dominator lat 70. i 80., zdobył rekordową liczbę tytułów mistrzowskich, stając się ikoną dyscypliny. Z kolei w XXI wieku kibice śledzą z zapartym tchem rywalizację dwóch tytanów z Włoch – Simone Faggioliego i Christiana Merliego – którzy regularnie przesuwają granice możliwości, biją rekordy tras i sprawiają, że publiczność przeciera oczy ze zdumienia. Gdy obserwuję ich przejazdy, mam wrażenie, że prawa fizyki są naginane do granic – tak niesamowite jest tempo i precyzja, z jaką pokonują każdy zakręt na drodze ku szczytowi.
Czym jednak byłyby te wszystkie historyczne fakty bez emocji, które definiują górskie wyścigi samochodowe? Wyścigi górskie to unikalna mieszanka adrenaliny, techniki i odwagi. W odróżnieniu od wyścigów torowych, gdzie kierowcy ścigają się ramię w ramię na pętlach toru, tutaj każdy rusza samotnie do walki z czasem i grawitacją. Trasa wiedzie krętymi serpentynami: z jednej strony ściana skały, z drugiej przepaść i brak pobocza – najmniejszy błąd może oznaczać katastrofę. Jako kierowca zawsze odczuwam ten dreszcz emocji na starcie, gdy stoję sam na sam ze szczytem majaczącym gdzieś wysoko nade mną. Silnik wyje, opony łapią przyczepność na asfalcie, a ja wiem, że mam tylko jedną szansę, by pokonać trasę idealnie. Nie ma tu miejsca na powtórki czy odrabianie strat na kolejnym okrążeniu – liczy się ten jeden perfekcyjny przejazd, koncentracja niczym w oku cyklonu.
Każdy wyścig w ramach EHC to osobna opowieść, bo trasy różnią się od siebie niczym górskie szczyty. Raz ścigamy się na stosunkowo krótkiej, technicznej wspinaczce, innym razem czeka nas kilkunastokilometrowy maraton pod górę, gdzie na finiszu silnik walczy już z rozrzedzonym górskim powietrzem. Legendarny Trento-Bondone we Włoszech to prawdziwy morderca – ponad 17 km w górę, setki zakrętów i zmienna pogoda, która potrafi spłatać figla nawet mistrzom. Z kolei gdy ścigamy się na wąskich drogach w Czechach (Ecce Homo Šternberk) czy w wąwozach Szwajcarii (St. Ursanne - Les Rangiers), doświadczamy prędkości, które na tak wąskiej drodze zapierają dech w piersiach. Każda runda wymaga od kierowcy i zespołu perfekcyjnego przygotowania: znajomości charakterystyki asfaltu, każdej dziury, każdego uskoku czy ślepego zakrętu. Czasem analizujemy trasę pieszo lub w zwykłym aucie, powtarzając w myślach sekwencje zakrętów niczym mantrę. To właśnie ten element czyni wyścigi górskie tak fascynującymi – połączenie sportu, inżynierii i pewnego rodzaju sztuki improwizacji, gdy śmigasz pod górę na granicy przyczepności.
Z perspektywy polskiego zawodnika i Mistrza Polski w wyścigach górskich, mogę dodać, że nasz kraj również ma swój wkład w ten europejski spektakl. Od kilku lat w kalendarzu EHC gościmy rundę w Polsce – w Limanowej, gdzie rodzima publiczność może podziwiać europejską czołówkę walczącą na naszych górskich drogach. Pamiętam emocje, gdy po raz pierwszy stanąłem na starcie właśnie tam, czując na sobie wzrok tysięcy kibiców. Każdy ich okrzyk i każde machnięcie flagą dodawały mi skrzydeł, ale i przypominały, że reprezentuję nie tylko siebie, ale całą polską społeczność motorsportową. Ten przejazd był jednym z najbardziej stresujących, ale i najbardziej satysfakcjonujących momentów w mojej karierze. Kiedy minąłem linię mety na szczycie i zobaczyłem dobry czas na tablicy, ogarnęła mnie euforia – wiedziałem, że byłem częścią czegoś wielkiego, kontynuując tradycję, która łączy pokolenia kierowców.
Na koniec dnia, FIA European Hill Climb Championship to coś więcej niż tylko seria wyścigów. To styl życia i pasja, która spotyka się na skrzyżowaniu historii i nowoczesności. Tu liczy się nie tylko moc silnika czy nowinki aerodynamiczne, ale przede wszystkim duch walki i miłość do rywalizacji w jej najczystszej postaci. Gdy słońce powoli chowa się za szczytami po dniu zawodów, a w dolinie słychać echa ostatnich przejazdów, każdy z nas – kierowców, mechaników, kibiców – czuje, że był świadkiem czegoś niepowtarzalnego.
European Hill Climb Championship to legenda, która wciąż się pisze – z każdym pokonanym zakrętem i z każdym nowym pokoleniem śmiałków gotowych rzucić wyzwanie górom. I choć technologie idą naprzód, a czasy przejazdów stają się coraz lepsze, jedno pozostaje niezmienne: magia górskiego ścigania, która od ponad dziewięćdziesięciu lat rozpala serca fanów i zawodników.
autor: Grzegorz Rożalski - Mistrz Polski w wyścigach górskich GSMP 2024
facebook - Instagram - TikTok