Drugi dzień Halowych Mistrzostw Świata w lekkiej atletyce przyniósł nam wreszcie upragniony medal. Srebro w biegu na 60 metrów wywalczyła Ewa Swoboda z czasem 7.00 s. Lepsza od Polki była tylko Julian Alfred z Saint Lucia (6.98).
Swoboda potwierdziła status faworytki w bieg półfinałowym, który wygrała w czasie nowego rekordu Polski oraz najlepszego w tym roku wyniku na świecie. (6.98). W finale podopieczna Iwony Krupy nienzacznie spóźniła start i finiszowała druga z czasem 7.00, ulegając jedynie Julien Alfred. Trzecia na metę z wynikiem 7.05 wpadła Włoszka Zaynab Dosso (7.05), która właściwie cały sezon rywalizowała ze Swobodą. Sam finał opóźnił się o kilka minut ze względu na dramat Alei Hobbs z USA. Już po oficjalnej prezentacji, na sekundy przed startem, Amerykanka doznała nagłego skurczu, który wykluczył ją ze startu w finale. To wybiło z rytmu pozostałe sprinterki, ale główne faworytki potwierdziły swoją moc.
– Z jednej strony jestem mega zadowolona. Z drugiej jest niedosyt. Po półfinale spodziewałam się naprawdę dobrego biegania. Niestety zabrakło trochę prądu. To jednak był już mój trzeci dziś bieg. Super, że we wszystkich kręciłam się wokół życiówki – podkreśliła Swoboda.
Przypomnijmy, że Ewa to wybitna specjalistka od krótkiego, halowego sprintu. W 2017 roku zdobyła brąz Halowych Mistrzostw Europy, a dwa lata później już zgarnęła złoto. W 2022 roku na Halowych Mistrzostwach Świata w Belgradzie była czwarta, w tym roku też się poprawiła.
Na półfinale przygodę z halowymi mistrzostwami świata zakończyła druga z naszych sprinterek, Magdalena Stefanowicz. Zajęła ósme miejsce z czasem 7.37.
– To mój pierwszy start w halowych mistrzostwach świata i kończę go na półfinale. Oczywiście ten bieg był beznadziejny. Nie jestem zadowolona, uzyskałam słaby wynik. Teraz chwila odpoczynku i ruszam do dalszych przygotowań – powiedziała Stefanowicz.
Niesamowity wieczór w Glasgow zapewnił polskim kibicom także Jakub Szymański. 22-letni płotkarz z Trójmiasta zaimponował już w półfinale. Spisał się w nim wyśmienicie i czasem 7.46 poprawił własny rekord Polski. Tym samym umocnił w kibicach wiarę w zdobycz medalową. Niestety w finale młody polski płotkarz nie ustrzegł się błędów i ostatecznie finiszował piąty z wartościowym czasem 7.53.
– W rywalizacji na hali najważniejszy jest start z bloków i pierwszy płotek. Niestety trochę to zepsułem. Pierwszy płotek podszedłem za blisko i zamiast go przebiec to go przeskoczyłem. Było widać, że na drugim płotki jestem ostatni, ale z tendencją na dogonienie miejsca medalowego – analizował na gorąco Szymański.
Po dobrym biegu półfinałowym udział w mistrzostwach globu zakończył także drugi z naszych płotkarzy Krzysztof Kiljan, prywatnie partner Ewy Swobody.
– Ogólnie rzadko jestem zadowolony ze swojego biegania, ale dziś jest inaczej. W półfinale, tak jak zapowiadałem, troszkę zaryzykowałem. Przez to wdarły się pewne błędy i się usztywniłem. Jednak mój czas 7.66 nie jest zły. Parę lat temu był to dla mnie kosmos, a teraz biegam w nie do końca udanym starcie taki wynik. Cieszy mnie, że dowiozłem formę do mistrzostw. Finał był w zasięgu, ale płotki męskie są w tym roku wyjątkowo mocne. Poziom jest historyczny. Półfinał zatem wstydem nie jest – przyznał Kiljan.
Reprezentacja Polski ma na koncie jeden srebrny medal. W niedzielę ostatni dzień mistrzostw. Na starcie sztafety 4 x 400 metrów, płotkarki Weronika Nagięć i Pia Skrzyszowska, tyczkarz Piotr Lisek oraz skoczek wzwyż Norbert Kobielski.
Zdjęcie: Polski Związek Lekkiej Atletyki
Lekkoatletyka Sporty wodne Żeglarstwo Wioślarstwo Kajakarstwo Tenis Tenis stołowy Snowboard Łyżwiarstwo Boks Narciarstwo Biathlon Hokej Saneczkarstwo Zapasy Judo Podnoszenie ciężarów Szermierka Koszykówka Badminton Piłka siatkowa Piłka ręczna Gimnastyka Jeździectwo Strzelectwo Łucznictwo Kolarstwo Amp Futbol Rugby Sport motorowy Wspinaczka Pięciobój nowoczesny Korfball Inne