Ósmy tytuł Hurkacza! Polak wygrał turniej w Estoril
Tak dobrego wyniku na mączce jeszcze nigdy nie uzyskał! Rozstawiony z dwójką Hubert Hurkacz wygrał w finale 6:3, 6:4 z Hiszpanem Pedro Martinezem i triumfował w turnieju ATP 250 w portugalskim Estoril. Dzięki tej wiktorii wrócił na ósme miejsce w światowym rankingu.
Hubert Hurkacz wystąpił w swoim dziesiątym już finale turnieju z cyklu ATP, ale dopiero pierwszy raz na kortach ziemnych. Wygrał ogółem osiem turniejów, wcześniej w październiku 2023 roku w Szanghaju na twardej nawierzchni. A ostatnim Polakiem, który triumfował w turnieju singlowym na mączce był Wojciech Fibak, w 1981 roku.
Uczciwie trzeba przyznać, że w Estoril Hurkacz, zaczynający zmagania jako dziesiąty tenisista świata, nie miał bardzo trudnego zadania, bo mierzył się z dużo niżej notowanymi przeciwnikami. A i tak musiał się nieźle natrudzić, aby ich pokonać. W I rundzie miał wolny los, potem przyszła wiktoria z mającym polskie korzenie Brytyjczykiem Janem Choinskim (188. ATP), a następnie wygrana z Hiszpanem Pablo Llamasem Ruizem (152. ATP). W półfinale czekał na niego Cristian Garin (112. ATP). W ostatnim czasie Chilijczyk nie radzi sobie zbyt dobrze, co pokazuje jego miejsce rankingowe, ale jeszcze w 2021 roku był nawet na 17. pozycji, a na koncie ma pięć wygranych turniejów ATP.
I w starciu z wrocławianinem miał przebłyski dobrej gry, choć zaczął najgorzej, jak mógł, bo od utraty podania już w drugim gemie. To jedno przełamanie wystarczyło Hurkaczowi do wygrania seta, choć mógł zakończyć go nawet wcześniej, bo w ósmym gemie miał szansę na drugie odebranie serwisu rywalowi, ale jej nie wykorzystał. Potem to Chilijczyk go postraszył, bo miał dwa break pointy, ale wyżej notowany tenisista wyszedł cało z opresji i wygrał seta 6:3.
Druga partia wyglądała tak samo, jak pierwsza, z tym że to Hurkacz w drugim gemie został przełamany i nie umiał potem dogonić przeciwnika. Obaj nie lubili w tym meczu drugich gemów, bo w decydującym secie znów doszło w nim do utraty serwisu – tym razem zrobił to Garin, a gdy Polak odebrał mu podanie ponownie i wyszedł na prowadzenie 5:1, wiadomo było, że nie wypuści już zwycięstwa, choć waleczny Chilijczyk jeszcze zdołał przełamać wrocławianina w siódmym gemie. Tym samym nasz zawodnik zrewanżował mu się za porażkę w kwalifikacjach Wimbledonu w 2018 roku.
Wydawało się, że w finale rywalem Hurkacza będzie najwyżej rozstawiony Norweg Casper Ruud (8. ATP). Tak się jednak nie stało, bo niespodziewanie pokonał go Hiszpan Pedro Martinez (6:4, 4:6, 6:4 w półfinale). I to 77. w światowym rankingu zawodnik stanął naprzeciw Polaka. Do zwycięstwa wystarczyły wrocławianinowi ledwie dwa przełamania w całym meczu. Pierwsze nastąpiło w czwartym gemie pierwszej partii. Hiszpański tenisista nie umiał przeciwstawić się świetnemu serwisowi przeciwnika i przegrał seta 3:6. W kolejnej odsłonie zaczął od utraty podania, choć dwa break pointy obronił. To z kolei otworzyło Hurkaczowi autostradę do triumfu, co skrzętnie wykorzystał. Ogółem zaliczył aż 15 asów serwisowych. No i wzbogacił się o 88 125 euro, a ciekawostką jest fakt, że organizatorzy przelali mu te pieniądze... jeszcze na korcie, podczas ceremonii wręczenia pucharu.
– Jestem naprawdę zadowolony z mojego występu. To mój pierwszy tytuł na „mączce” i bardzo się cieszę, że wreszcie udało mi się go wywalczyć. Gratuluję mojemu rywalowi. Znamy się od czasów juniorskich i cieszę się, że przyszło nam zagrać w finale – powiedział po meczu nasz tenisista, który dzięki wygranej awansował w rankingu ATP z 10. na 8. miejsce – swoje najwyższe w karierze, na które premierowo awansował w styczniu. Teraz przed nim występ w turnieju ATP 1000 w Monte Carlo.
A jeśli o rankingach mowa, to w tym WTA niezmiennie liderką jest Iga Świątek, która zaczęła 98. tydzień jako pierwsza rakieta świata. To zaś oznacza, że na liście wszech czasów dogoniła Amerykankę Lindsay Davenport i obie zajmują teraz tam 9. miejsce. Wyżej plasuje się Belgijka Justine Henin, która na czele znajdowała się przez 117 tygodni. Najdłużej w fotelu światowej liderki siedziała Niemka Steffi Graf – 377 tygodni.
Zdjęcie: screen YouTube