Hurkacz ma półfinał w Estoril, Linette pożegnała Charlestone

Hurkacz ma półfinał w Estoril

Ze zmiennym szczęściem występowali Polacy na tenisowych kortach. Rozstawiony z dwójką Hubert Hurkacz jest już w półfinale turnieju ATP 250 w portugalskim Estoril, po wygranej 7:6 (4), 6:4 z Hiszpanem Pablem Llamasem Ruizem.

Niestety, z turniejem WTA 500 w amerykańskim Charleston pożegnała się Magda Linette, która w III rundzie przegrała  2:6, 2:6 z najwyżej rozstawioną Amerykanką Jessicą Pegulą.

Hubert Hurkacz wciąż znajduje się w najlepszej dziesiątce tenisistów świata, ale jeszcze niedawno był dziewiąty, a teraz ją zamyka po tym,  gdy wyprzedził go Grigor Dimitrow – jego pogromca w IV rundzie turnieju w Miami. Po pokonaniu Polaka Bułgar uporał się tam potem nieoczekiwanie z  wyżej rozstawionymi Hiszpanem Carlosem Alcarazem i Niemcem Alexandrem Zverevem, aby dopiero w finale ulec nowemu wiceliderowi rankingu ATP Włochowi Jannikowi Sinnerowi (na czele niezmiennie pozostaje Serb Novak Djoković).

Po niezłym występie na Florydzie nasz najlepszy tenisista wybrał na początek kwietnia słabiej obsadzony turniej w Portugalii, gdzie wyżej od niego rozstawiony jest jedynie Norweg Casper Ruud (8. ATP).  W I rundzie w Estoril miał wolny los, a w II uporał się z dużo niżej notowanym Brytyjczykiem, mającym polskie korzenie, Janem Choinskim (188. ATP), którego pokonał 7:6 (5), 6:4. Rywal spędził na Półwyspie Iberyjskim wcześniej kilkanaście dni, bo wziął udział w Challengerach w hiszpańskich Murcii i Gironie. Zanotował tam jednak dwie porażki z rywalami z drugiej setki rankingu. Ostatnim zawodnikiem, którego pokonał, był na początku ubiegłego miesiąca  w szwajcarskim Lugano niejaki Coleman Wong z Hong Kongu, który wówczas zajmował ledwie 215. miejsce w świecie.

O dziwo zwycięstwo z tak słabym rywalem, jak Choinski, nie przyszło Hurkaczowi lekko, łatwo i przyjemnie, a w pierwszym secie nie mogło zabraknąć tego, z czego ostatnio jest znany, czyli gry w tie-breaku. W piątym gemie polski tenisista stracił nawet podanie, ale na szczęście udało mu się zrewanżować Brytyjczykowi w dziesiątym gemie, gdy ten prowadził 5:4 i serwował po zwycięstwo w partii. Wrocławianin potrzebował jednak do osiągnięcia celu aż pięciu break pointów. Tie-break był niezwykle zaciekły, obaj gracze wzajemnie się przełamywali, ale ostatecznie do pięciu wygrał Polak.

Po przerwie gra wciąż była wyrównana, a Hurkaczowi do zwycięstwa w secie i całym meczu wystarczyło odebranie jednego podania przeciwnikowi w siódmym gemie. Wtedy już wiedzieliśmy, że poprawi on zeszłoroczny wynik, gdy odpadł właśnie w II rundzie.

A w ćwierćfinale poprzeczka nie została zawieszona dużo wyżej, bo czekał na niego Hiszpan Pablo Llamas Ruiz, dopiero 152. w światowym zestawieniu. Spotkanie było niemal kalką poprzedniego meczu, bo skoro na korcie jest Hurkacz, to można w ciemno szykować się na tie-break. Tak było w pierwszym secie, a różnicą względem wcześniejszego pojedynku było to, że żaden z graczy nie dał się wcześniej przełamać, choć w dwunastym gemie Hurkacz był tego bliski i miał nawet piłkę setową. Nie wykorzystał jej, w tie-breaku musiał się nieco napocić, ale ostatecznie zanotował cztery mini breaki i wygrał do czterech.

W drugiej partii już w drugim gemie był bliski straty podania, ale obronił cztery break pointy. Potem obaj zawodnicy dość pewnie serwowali i zanosiło się na drugą dogrywkę. Do tego nie doszło, bo Polak w końcu odebrał serwis rywalowi w dziewiątym gemie, a potem zachował zimną krew i wykorzystał drugą piłkę meczową. To było pierwsze starcie Hurkacza z Hiszpanem. – Pablo jest świetnym zawodnikiem. Trudno się z nim grało – mówił po meczu. – Wreszcie dotarłem do półfinału na kortach ziemnych – dodał.  Przeciwnikiem Hurkacza w półfinale będzie zwycięzca starcia Chilijczyka Cristiana Garina z Portugalczykiem Nuno Borgesem.

Gorszy humor miała Magda Linette (63. WTA), która pożegnała się z amerykańskim Charleston po szybkiej porażce z rozstawioną z jedynką Jessicą Pegulą (5. WTA). Dla Amerykanki oznacza to występ w drugim ćwierćfinale z rzędu, bo wcześniej właśnie na tym etapie odpadła w Miami po porażce z Rosjanką Jekatieriną Aleksandrową. W pierwszym secie meczu z Polką odebrała jej serwis już w trzecim gemie. Za chwilę zrobiła to ponownie i wiadomo było, że Linette już jej nie dogoni: wygrała 6:2.

Druga odsłona nie odmieniła obrazu gry. Polska tenisistka nie potrafiła w żaden sposób zagrozić wyżej notowanej przeciwniczce. Straciła podanie już w pierwszym gemie, choć pierwszego break pointa jeszcze obroniła. Za chwilę ponownie została przełamana i Pegula prowadziła już 4:0. Linette nie była w stanie już nic zrobić i uległa 2:6. Cały mecz trwał ledwie godzinę, a Amerykanka w drugim pojedynku między nimi ponownie była lepsza.

Magdę Linette czeka teraz drużynowy występ w kwalifikacjach Billie Jean King Cup, czyli dawnym Pucharze Federacji, gdzie wystąpi razem z liderką światowego rankingu Igą Świątek i Magdaleną Fręch. W przyszłym tygodniu w Biel ich rywalem będzie Szwajcaria.

 

Zdjęcie: Wikimedia

Artykuły powiązane