Cud Świątek we French Open: tenisistka wygrała przegrany mecz

tenis

Największa sensacja podczas wielkoszlemowego turnieju French Open na kortach ziemnych w Paryżu była naprawdę blisko, a polscy kibice mogli przeżyć zimny prysznic. Liderka światowego rankingu Iga Świątek broniła już piłki meczowej, ale ostatecznie pokonała Japonkę Naomi Osakę 7:6(1), 1:6, 7:5 w II rundzie. Z turnieju odpadły Magda Linette i Magdalena Fręch, a Hubert Hurkacz walczył z... pogodą.

Iga Świątek, która w ostatnich tygodniach w pięknym stylu wygrała turnieje WTA 1000 w Madrycie i Rzymie, jest zdecydowaną faworytką do triumfu również w Paryżu. Zresztą na kortach Rolanda Garrosa czuje się wyśmienicie, bo była tu najlepsza już trzykrotnie, w 2020, 2022 i 2023 roku. Ostatni raz z obrony tytułu we French Open cieszyła się Justine Henin. Belgijka miała nawet serię trzech zwycięstw w latach 2005-07. Teraz Polka może wyrównać tamto osiągnięcie.

W I rundzie raszynianka nie miała najmniejszych problemów z dużo niżej notowaną  Francuzką Leolią Jeanjean (148. WTA), którą pokonała 6:1, 6:2. Spotkanie nie miało większej historii. Reprezentantka gospodarzy została przełamana już w pierwszym gemie, nawet przez moment nie potrafiła postawić się Świątek i pierwszą partię przegrała 1:6. Fani tenisa mogli przez moment mieć nadzieję na większe emocje w drugim secie, bo nieoczekiwanie Iga zaczęła go od straty podania. To było jednak wszystko, na co tego dnia stać było Jeanjean. Za chwilę sama oddała serwis Polce i choć do stanu 2:2 jeszcze walczyła, to potem nie wygrała już choćby gema. Osiągnęła jednak swój cel...  – Nie chcę przegrać w 50 minut – mówiła przed meczem. I przetrwała na korcie 11 minut dłużej.

– Czuję się tu jak w domu, cieszę się, że znów tu jestem. Czuję, że gram całkiem dobry tenis i mam nadzieję być tu jak najdłużej. Mimo, że czuję się pewnie po ostatnich turniejach, to niczego nie biorę za pewnik  – mówiła z kolei Świątek i okazało się, że ma sporo racji. Bo w II rundzie o mały włos nie straciła szansy na trzeci z rzędu paryski triumf.

Jej rywalką była  Naomi Osaka. Dziś to 134. rakieta świata, ale niech ta liczba nie zmyli kibiców, bo normalnie tak utytułowana tenisistka powinna czekać na Polkę w dużo dalszej fazie turnieju. Bo Japonka to była liderka światowego rankingu – pierwsza z Azji – i czterokrotna zwyciężczyni turniejów wielkoszlemowych (dwukrotnie wygrywała US Open w latach 2018, 2020 oraz tyle samo Australian Open w 2019 i 2021). Potem 26-letnia obecnie zawodniczka zaczęła mierzyć się z depresją, o czym sama poinformowała. Opuszczała przez to turnieje, a w 2023 roku zrobiła sobie przerwę od tenisa i latem przyszła na świat jej córeczka. Osaka wróciła na kort w tym roku.

Świątek mierzyła się z nią dwukrotnie przed paryskim starciem. W 2019 roku przegrała w Toronto, ale w 2022 roku zrewanżowała się podczas finału w Miami. Wydawało się, że choć przed Polką trudniejsze niż zwykle zadanie, to jednak powinna uporać się z Japonką, która we French Open dochodziła dotąd najdalej do III rundy. Ale spotkanie przyniosło przeogromne emocje. Od początku było wyrównane, a jako pierwsza z przełamania cieszyła się liderka rankingu. Mogło się wydawać, że Iga kontroluje mecz, aż przyszedł ósmy gem. W nim nasza tenisistka miała już piłkę na 5:3, ale zepsuła ją, a  za chwilę to rywalka wypracowała breakpointa i go wykorzystała. Zrobiło się 4:4, a niedługo potem panie doprowadziły do tie-breaka. Tutaj jednak piąty bieg wrzuciła raszynianka, szybko wyszła na prowadzenie 4:0 i ostatecznie wygrała 7:1.

Można było oczekiwać, że teraz Świątek pójdzie za ciosem, ale stało się zupełnie inaczej. To Osaka zaczęła grać jak natchniona. Szybko dwukrotnie odebrała serwis przeciwniczce i wyszła na prowadzenie 4:0. Na koniec seta jeszcze raz przełamała Polkę i po ledwie 32 minutach wygrała 6:1. Kibice przecierali oczy, a Polka zeszła na chwilę do szatni. Decydująca partia zaczęła się dla Polki najgorzej, jak mogła. Przy dwóch serwisach Japonki miała aż osiem breakpointów, ale rywalka za każdym razem skutecznie się broniła, a sama odebrała podanie Idze i prowadziła już 3:0 i 5:3 (w tym gemie przy serwisie Polki było już 30:0 dla Japonki).

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że porażka faworytki jest nieuchronna, bo Japonka serwowała po zwycięstwo w meczu. I miała nawet piłkę meczową, ale zjadły ją chyba nerwy, bo jej nie wykorzystała, a jak się okazało był to moment zwrotny meczu. Potem na korcie zaczęły się dziać się rzeczy nie z tej ziemi... Polka przełamała Osakę, za chwilę zrobiła to ponownie, wygrała cztery gemy z rzędu i mogła cieszyć się z triumfu 7:5 w dreszczowcu, o którym długo jeszcze będzie mówić cały świat. Rywalizacja trwała niespełna trzy godziny. – Na pewno było to dużo trudniejsza druga niż mogłam się spodziewać i wyciągnę z tego wnioski – powiedziała potem Iga.

Polka ma imponujący bilans z byłymi liderkami światowego rankingu: z 33 takich meczów wygrała aż 23. Na kolejną rywalkę przyjdzie jej poczekać, bo organizatorom szyki krzyżuje deszcz. Będzie to Czeszka Marie Bouzkova (19 WTA) lub Chorwatka Janą Fett (13 WTA).

Niestety, z Paryżem pożegnały się dwie inne Polki. Magda Linette (46 WTA) już w  I rundzie uległa 1:6, 1:6 rozstawionej z numerem 17. Rosjance Ludmile Samsonowej. Polka ani razu nie była bliska przełamania. Z Samsonową grała drugi raz i ponownie przegrała. We French Open najdalej była w III rundzie (2017 i 2021). A za burtą turnieju po I rundzie jest też Magdalena Fręch (49 WTA). Lepsza od niej okazała się rozstawiona z numerem 10. Rosjanka Daria Kasatkina, która wygrała 7:5, 6:1. Nasza tenisistka postawiła się wyżej notowanej rywalce tylko w pierwszym secie. Do stanu 5:5 mieliśmy remis, potem serwowała Polka i wydawało się, że ugra przynajmniej tie-breaka, tym bardziej, że prowadziła już 40:0. Wtedy jednak Rosjanka odwróciła losy gema, odebrała serwis łodziance i za chwilę wygrała 7:5. W kolejnej partii już tylko dopełniła formalności.

W II rundzie jest za to rozstawiony z numerem ósmym Hubert Hurkacz, który stoczył zaskakująco zaciekły pojedynek z Japończykiem Shintaro Mochizukim (163 ATP), którego pokonał  4:6, 6:3, 3:6, 6:0, 6:3. Przed końcem gry nad kortem przeszła ulewa, więc panowie na ponad godzinę uciekli do szatni. Szczęśliwie to nie zdekoncentrowało Polaka. To było ich pierwsze spotkanie. A potem okazało się, że nie był to koniec przygód Hurkacza z kapryśną aurą, bo na dłużej został przerwany również jego mecz II rundy z Amerykaninem Brandonem Nakashimą (84 ATP). Deszcz nie pozwolił im dograć pojedynku w środę, więc  zwycięzca będzie znany w czwartek.

 

Zdjęcie: screen YouTube


Udostępnij ten artykuł na swoim profilu:

Artykuły powiązane