Wielobojowe MŚ w łyżwiarstwie szybkim: 11. miejsca Kani i Bosiek
Za nami pierwsze rozstrzygnięcia w wielobojowych mistrzostwach świata w łyżwiarstwie szybkim. W rywalizacji sprinterów Karolina Bosiek i Marek Kania zajęli w niemieckim Inzell 11. miejsca, choć na półmetku rywalizacji lider naszej ekipy był piąty. Teraz czas na rywalizację w „dużym” wieloboju.
Przed mistrzostwami naszą medalową nadzieją był Dawid Żurek, który na niedawnych MŚ panczenistów w Calgary wywalczył brąz na 500 metrów. Niestety, 24-latek zaliczył bolesny upadek podczas treningu, doznał kontuzji i nie mógł wystąpić w Niemczech. – Bardzo żałuję, bo przecież mam dobry sezon, w którym zdobyłem indywidualny medal mistrzostw świata na dystansach. W Inzell te bandy są bardzo niebezpieczne, a kilka lat temu, gdy wywróciło się dwóch Holendrów, to jeden niestety porusza się dziś na wózku inwalidzkim – komentował Żurek, który wspierał kolegów w Inzell.
Rolę lidera polskiej drużyny przejął Marek Kania, świeżo upieczony mistrz Polski (pod nieobecność Żurka), a do tego brązowy medalista ME na 500 metrów w holenderskim Heerenveen i złoty w drużynowym sprincie, razem z Żurkiem i Piotrem Michalskim. I trzeba przyznać, że początkowo wywiązywał się z zadania świetnie.
Przypomnijmy, że w wieloboju sprinterskim – pierwszej konkurencji MŚ – zawodnicy jechali dwukrotnie na 500 i na 1000 metrów. Kania najpierw był drugi w biegu na 500 metrów. Potem jednak nie poszedł mu za bardzo występ na 1000 metrów, bo był dopiero 15. Niemniej piąte miejsce na półmetku rywalizacji dawało nadzieję na dobry finalny rezultat. – Na pewno jestem w stanie pojechać ten tysiąc metrów szybciej. Myślę, że dzisiaj z pół sekundy mogłem jeszcze urwać. Cóż, będę o to walczył, ale wcześniej będę chciał mocno pojechać pięćsetkę, skoro to jest tutaj moja mocna strona – zapowiadał nasz panczenista.
I drugiego dnia rywalizacji od początku walczył o jak najwyższą lokatę. Podczas drugiego biegu na 500 metrów był szósty i zajmował wtedy w klasyfikacji generalnej czwarte miejsce. Niestety, znów nie poszedł mu wyścig na 1000 metrów, bo był ledwie 20. i ostatecznie MŚ zakończył na 11. pozycji. – Wiedziałem, że ten tysiąc metrów muszę przejechać bardzo dobrze, żeby utrzymać pozycję. Szkoda, bo myślę, że przy dobrym tysiącu miejsce w TOP 6 było w moim zasięgu – mówił na mecie.
Siedemnasty w klasyfikacji generalnej był drugi z Polaków – Piotr Michalski, który pierwszego dnia zmagań dwukrotnie mijał metę jako 19., a dzień później nieco się poprawił, bo zajął 11. miejsce na 500 i 14. na 1000 metrów.
Wśród Polek najlepsza była Karolina Bosiek, która podobnie jak Kania, zakończyła start na MŚ na 11. miejscu. – Wiadomo, że mam apetyt na lepsze rezultaty, ale w tym sezonie przyjmuję ten wynik. Dzisiaj popełniłam trzy duże błędy na 500 metrów, a wiadomo, że sprint ich nie wybacza – komentowała. Nasza panczenistka pierwszego dnia była 10. na 500 i 11. na 1000 metrów, a potem 14. na 500 i 10 na 1000 m.
Nieźle spisały się też pozostałe Polki, które debiutowały na imprezie tej rangi. Iga Wojtasik poprawiła rekord życiowy na 1000 metrów, a Martyna Baran na 1000 i 500 metrów. W klasyfikacji generalnej Baran zajęła 14. miejsce, a 16. była Wojtasik.
Mistrzami świata w wieloboju sprinterskim zostali Japonka Miho Takagi, która wyprzedziła dwie Holenderki – Femke Kok i Juttę Leerdam oraz Chińczyk Zhongyan Ning, za plecami którego uplasowali się Holender Jenning De Boo i Kanadyjczyk Laurent Dubreuil.
Teraz czeka nas rywalizacja w „dużym” wieloboju. Tu na lód wyjadą Magdalena Czyszczoń i Mateusz Śliwka.