MŚ w biathlonie: Polacy wciąż bez medalu, ale z życiówkami
Za nami już siedem konkurencji, ale reprezentanci Polski niestety wciąż nie stanęli na podium mistrzostw świata w biathlonie. Wstydu jednak nie przynoszą i osiągają życiowe rezultaty.
W biegach pościgowych wśród pań Natalia Sidorowicz zajęła w czeskim Nowym Mieście wysokie 14. miejsce, a Joanna Jakieła była 17. Wśród panów życiówkę zaliczył też Konrad Badacz, który ukończył rywalizację jako 31. W biegach indywidualnych było nieco gorzej: pod koniec czterdziestki znalazły się dwie Polki, Anna Mąka i Jakieła, a najlepszy z panów, znów Badacz, był tuż za nią.
Zgodnie z przewidywaniami jak dotąd to żeńska część reprezentacji Polski spisuje się lepiej w Nowym Mieście na Morawach. Bieg pościgowy toczony był w trudnych warunkach, bo przy ulewnym deszczu. Świetną formę z poprzednich dni potwierdziła Natalia Sidorowicz. 25-letnia zakopianka osiągnęła życiowy sukces i przybiegła na 14. miejscu. Miała tylko dwa pudła na strzelnicy, a gdyby raz trafiła celniej, to miałaby szansę nawet na pierwszą dziesiątkę. Na uznanie zasługuje też postawa Joanny Jakieły, która na strzelnicy pomyliła się tylko raz, ale gorzej biegła i ostatecznie była 17. To jej najlepszy wynik w biegach pościgowych i drugi najlepszy w karierze. Trzecia z Polek, Anna Mąka zakończyła bieg na 55. miejscu. Mistrzynią świata została Francuzka Julia Simon, dla której było to już trzecie złoto w Nowym Mieście po sprincie i sztafecie mieszanej.
Wśród panów mieliśmy tylko jednego reprezentanta w biegu pościgowym. Był nim Konrad Badacz, który spisał się najlepiej z Polaków w sprincie, gdzie zajął 40. miejsce, co dało mu przepustkę do startu w kolejnej konkurencji (69. był Andrzej Nędza-Kubiniec, a 73. Jan Guńka, a wygrał Norweg Sturla Laegreid). 21-letni biathlonista dopiero debiutuje w MŚ, a już osiąga całkiem niezłe wyniki. W biegu pościgowym prezentował się nieźle, zaliczył tylko dwa pudła podczas strzelania i już na trasie było widać, że ma szansę osiągnąć życiowy wynik. Jego 31. miejsce jest najwyższym Polaka w tej konkurencji od... 15 lat! Wtedy czwarte miejsce zajął legendarny Tomasz Sikora. Złoto przypadło niesamowitemu Norwegowi Johannesowi Thingnesowi Boe, który na czeskim czempionacie walczy o wyrównanie rekordu rodaka Ola Einara Bjoerndalena, który 20 razy zdobywał biathlonowe mistrzostwo świata. Boe ma już 19 złotych krążków, bo stanął też na najwyższym stopniu podium w biegu indywidualnym (zresztą ze swoim starszym bratem, który wywalczył srebro – obaj już 22 razy byli razem w pierwszej trójce).
W biegu indywidualnym ponownie najlepszym z Biało-Czerwonych był Konad Badacz, który zajął 42. pozycję i zaliczył trzy pudła. Niewiele zabrakło, a byłby w pierwszej czterdziestce. Andrzej Nędza-Kubiniec strzelał ciut lepiej, bo nie trafił tylko dwukrotnie, ale biegł wolniej i ukończył zmagania jako 51. zawodnik. Jan Guńka z trzema pudłami był 61.
Tradycyjnie nieco lepiej spisały się w tej konkurencji nasze panie. Najlepsza była tym razem Anna Mąka, która trzykrotnie pomyliła się na strzelnicy, zajęła 36. miejsce i straciła ponad pięć minut do mistrzyni świata Włoszki Lisy Vitozzi (Francuzka Simon była tym razem trzecia). A jak spisały się pozostałe Polki? Bardzo ważne okazało się 40. miejsce Joanny Jakieły (cztery pudła na strzelnicy), o czym za chwilę. Dopiero 47. była z czterema pudłami Natalia Sidorowicz, a Daria Gembicka, zakończyła bieg na 83. pozycji (sześć błędów na strzelnicy).
Dlaczego tak ważna okazała się ta 40. lokata Jakieły? Otóż prawo startu w kończących zmagania na MŚ niedzielnych biegach masowych, oprócz medalistów MŚ i zawodników z czołowej piętnastki PŚ, mają również najlepsi punktowo uczestnicy MŚ. I w tym gronie, rzutem na taśmę, znalazła się właśnie Jakieła. A, że udało się to też Natalii Sidorowicz, oznacza to, że pierwszy raz od ośmiu lat zobaczymy w tej konkurencji aż dwie Polki. Mistrzostwa świata zakończą się 18 lutego.