MŚ w biathlonie: Polacy bez medalu, ale z nadzieją
Bez medalu zakończyli występy reprezentanci Polski podczas mistrzostw świata w biathlonie, które rozegrano w czeskim Nowym Mieście. Nie oznacza to jednak, że kibice nie mieli powodów do radości. Na koniec zmagań nasze sztafety zajęły miejsca w czołowej dziesiątce. Do historii przeszedł z kolei Norweg Johannes Thingnes Boe, który dopiął swego i zdobył na Morawach 20. złoty medal MŚ!
Ostatnie dni rywalizacji w Czechach przyniosły sporo emocji i dobrych rezultatów Biało-Czerwonych. Najpierw znakomicie spisała się nasza sztafeta mieszana. Natalia Sidorowicz i Marcin Zawół zajęli 13. miejsce, co jest najlepszym rezultatem Polski w tej konkurencji w historii! Oboje dobrze biegli i unikali karnych rund. Zawół pięć razy pomylił się na strzelnicy, a Sidorowicz zaliczyła tylko dwa pudła. Polacy stracili ponad 2 minuty i 20 sekund do złotych Francuzów Quentina Filllona Maillea i Lou Jeanmonnot. Srebro przypadło Włochom, a brąz Norwegii.
Jeszcze lepszy wynik zanotowała w Nowym Mieście na Morawach polska sztafeta kobieca w składzie Natalia Sidorowicz, Anna Mąka, Kamila Cichoń i Joanna Jakieła, która zajęła wysokie, szóste miejsce. Na strzelnicy nasze biathlonistki pomyliły się ledwie trzykrotnie – każda raz, z wyjątkiem Jakieły. Do zwyciężczyń straciły 2 minuty i 14 sekund. Ostatni raz tak wysoko Polki były w 2021 roku w Pokljuce. Złoto przypadło ponownie Francji, w składzie Lou Jeanmonnot, Sophie Chauveau, Justine Braisaz-Bouchet i Julia Simon. Na podium znalazły się jeszcze Szwedki i Niemki.
Powody do radości mieli też panowie, bo nasza męska sztafeta osiągnęła w MŚ najlepszy wynik od... 19 lat, zajmując dziewiąte miejsce. Konrad Badacz, Andrzej Nędza-Kubiniec, Jan Guńka i Marcin Zawół od początku spisywali się bardzo dobrze. Pierwszy z nich oddał pałeczkę na dziewiątej pozycji, a jego kolegom udało się finalnie utrzymać ten wynik. Na uznanie zasługuje fakt, że ostatni Zawół ani razu nie pomylił się na strzelnicy. Polacy stracili 3 minuty i trzy sekundy do złotych Szwedów w składzie Viktor Brandt, Jesper Nelin, Martin Ponsiluoma i Sebastian Samuelsson. Srebro zdobyli Norwegowie a brąz Francuzi.
Na zakończenie rywalizacji w Czechach kibice obejrzeli biegi masowe z udziałem najlepszych zawodniczek i zawodników. W rywalizacji pań pobiegły dwie Polki i nie mają powodów do wstydu, bo spisały się całkiem dobrze. Natalia Sidorowicz ledwie dwa razy pomyliła się na strzelnicy i zajęła 16. lokatę. To jej kolejne miejsce w pierwszej dwudziestce podczas MŚ, bo wcześniej była 14. w biegu pościgowym. Nieźle spisała się też Joanna Jakieła, która także miała dwa pudła, ale biegła wolniej i ostatecznie zajęła 25. miejsce w gronie 30 zawodniczek. Postawa Polek daje nadzieję na jeszcze lepsze rezultaty w przyszłości. Mistrzynią świata została Francuzka Justine Braisaz-Bouchet, srebro dla Włoszki Lisy Vitozzi, a brąz dla kolejnej Francuzki Lou Jeanmonnot.
W biegu masowym panów Polacy nie startowali, co nie znaczy, że nie było tu emocji. Wiadomo było przed startem, że jeśli Norweg Johannes Thingnes Boe wygra, to przejdzie do historii dyscypliny i zrówna się z rodakiem Olem Einarem Bjoerndalenem pod względem zdobytych złotych medali MŚ. I tak się stało, bo od niedzieli obaj biathloniści mają ich po 20. Srebro w ostatniej konkurencji czempionatu przypadło Łotyszowi Andrejsowi Rastorgujevsowi, a brąz wywalczył Francuz Quentin Fillon Maillet.
30-letni Boe poza wyścigiem masowym wygrał w Nowym Mieście bieg pościgowy i indywidualny. Na koncie ma też m.in. pięć złotych medali olimpijskich (jedno z Pjongczang i cztery z Pekinu), a także cztery Puchary Świata. Pierwszy raz mistrzem świata został w 2015 roku, w fińskim Kontiolahti. Jego starszy brat Tarjei Boe także jest biathlonistą. Obaj już 22 razy byli razem na podium, ostatni raz kilka dni temu na MŚ w biegu indywidualnym, gdy Tarjei wywalczył srebro.