Pandemia koronawirusa cały czas daje nam się we znaki i kolejne decyzje Rządu tylko uświadamiają nas w tym, że jeszcze dużo wody musi w rzece upłynąć, zanim wszystko wróci do normalności. Całkiem nieźle natomiast poczynają sobie kluby piłkarskie, które z obecnej sytuacji na świecie nic sobie nie robią. Grają jak gdyby nigdy nic pomimo kolejnych zakażeń swoich piłkarzy.
Wczoraj z powodu pozytywnego wyniku testu na COVID Raphael Varane został odsunięty od drużyny Realu Madryt na spotkanie przeciwko Liverpoolowi. Dziś dowiadujemy się, że Serge Gnabry nie wystąpi przeciwko PSG, które będzie musiało sobie radzić bez swojego kreatora w środku pola, czyli Marco Verrattiego. Przeciwko Anglikom na Wembley nie zagrał występujący na co dzień w Premier League Mateusz Klich, przez co nasza reprezentacja straciła znaczną część swojej sportowej wartości. Mecz jednak rozegrano, mimo że pomocnik Leeds był na zgrupowaniu. Nikt nie panikował z powodu tego, że piłkarz mógł zarazić swoich kolegów z zespołu.
Rok temu dyskutowano szeroko o Bartoszu Bereszyńskim, który jako jeden z pierwszych polskich piłkarzy zachorował. Zapytanie ekspertów o to, czy taki zawodnik będzie mógł wrócić do sportu na najwyższym poziomie, analiza kalendarza rozgrywek, żeby oszacować, kiedy mniej więcej będzie w stanie się wyleczyć. Dziś informacja o tym, że ktoś jest chory i nie może grać, jest jednym z wielu newsów i w nikim nie wzbudza to większych emocji. Po prostu – COVID dotarł do kolejnej osoby, jakich wiele na świecie. Nie ma co dramatyzować, bo to najczęściej nie oznacza nic więcej niż tylko kilkutygodniową absencję.
Zmierzam cały czas do tego, że przed rokiem walka z niewidzialnym wrogiem była czymś, co wzbudzało panikę u wszystkich. Przeciętny kibic otrzymywał informację, że nawet najbardziej strzeżony i żyjący w sterylnych warunkach człowiek może się zarazić i cierpieć z powodu choroby, która jest zagrożeniem dla wszystkich ludzi na Ziemi. Dziś natomiast okazuje się, że to w sumie nic takiego, po prostu taka kolej rzeczy. Ten sam wirus i podobne jego konsekwencje nie wzbudzają w nikim większych emocji.
Oczywiście, że nie jestem za tym, abyśmy straszyli wirusem i nie siali panikę wśród społeczeństwa. Każdy po ostatnich 12 miesiącach jest już na tyle wyedukowany w tym temacie, że ma swoje zdanie na ten temat. Dziś jednak świat futbolu pokazuje, że COVID nie ma żadnego znaczenia i nawet absencja czołowych postaci wśród najlepszych ekip globu w najważniejszym momencie sezonu nie spowoduje, że mecz może się nie odbyć. Nawet walcząc o punkty mistrzostw świata, awans do półfinału Champions League czy tytuł najlepszej ekipy swojego kraju nikt nie zwróci uwagi na to, że ktoś wypada z obiegu. Mecz ma być rozegrany, wynik ma iść w świat. Sprawiedliwość nie ma żadnego znaczenia. Liczy się tylko to, aby rozegrać spotkanie i zarobić. Aby przestój nie wyhamował czegoś, co pędzi cały czas swoim tempem.
Kto wygra Ligę Mistrzów w tym sezonie? Wiemy, kto na papierze jest faworytem, ale nie mam prawdę mówiąc pojęcia, bo do czasu końcowych rozstrzygnięć wszystko może się wydarzyć. O ile forma poszczególnych zespołów prawdopodobnie gwałtownie nie poszybuje do góry, o tyle może przybyć zakażonych graczy, którzy wypadną ze składu. A to już z kolei czynnik, przez który ferowanie wyroków dzisiaj brzmi jak szaleństwo.
Jakub Borowicz
Kursy na środowe mecze Ligi Mistrzów znajdziesz na stronie forBET. Sprawdź ofertę TUTAJ.