Po tym, jak w dwóch meczach ligowych z Levante, rozegranych na przestrzeni ostatnich kilku dni, Atletico Madryt zdobyło tylko jeden punkt, walka o tytuł mistrza Hiszpanii niespodziewanie stała się sprawą otwartą. Czy Real i Barcelona będą na tyle mocne, by ponownie włączyć się do wyścigu o tytuł?
O ile jeszcze na środowy, wyjazdowy remis Rojiblancos z Levante można było machnąć ręką, o tyle już sobotnia wpadka z tym samym rywalem na własnym stadionie (pierwsze ze spotkań było odrobieniem zaległości z 2. kolejki) to rzecz dla Diego Simeone nieakceptowalna. Jego podopieczni w trywialny sposób rozpuścili niemal połowę komfortowej przewagi nad grupą pościgową, na którą pracowali w pocie czoła przez cały sezon, a dokonali tego w zaledwie 4 dni!
Tymczasem w najbliższym czasie lżej wcale nie będzie. Atletico wraca do gry w Lidze Mistrzów, gdzie mierzyć się będzie z odmienioną przez Thomasa Tuchela Chelsea. Luis Suarez i spółka muszą się więc szykować na piekielnie ciężkie starcia, a jakby tego było mało – uciążliwe podróże. Jak bowiem wiemy doskonale, mecz domowy z londyńczykami lider La Liga rozegra w odległym Budapeszcie… Po powrocie z Węgier czeka go kolejny trudny wyjazd, tym razem na mecz z Villarrealem.
Okazja dla Realu i Barcy na odrobienie dystansu jest więc doskonała. Niestety, po obejrzeniu weekendowych popisów „Królewskich” i Blaugrany kibice tych drużyn mogą mieć poważne wątpliwości, czy ich ulubieńcy są w stanie zaprezentować mistrzowską formę.
Piłkarze Zinedine’a Zidane’a wygrali wprawdzie w sobotni wieczór w Valladolid, ale było to zwycięstwo straszliwie wymęczone. Jedyną bramkę w meczu po stałym fragmencie zdobył Casemiro, poza tym madrytczycy nie pokazali niczego, co wzbudziłoby zachwyt własnych kibiców. Całkowicie zawiodła linia ofensywna, na czele z Viniciusem Juniorem.
Dość powiedzieć, że najbardziej efektownym zagraniem meczu było dośrodkowanie Ferlanda Mendy’ego… we własne pole karne. Francuski obrońca Los Blancos niedorzecznym zagraniem zupełnie zaskoczył swoich kolegów, których zresztą podanie elegancko minęło, trafiając wprost na nogę rywala. Skórę koledze i całej drużynie uratował świetną paradą Thibout Courtois – fakt, że Belg został oceniony najwyżej w całej drużynie (obok Krossa), wiele mówi o występie Realu.
Mimo wszystko, wydaje się, że jeśli ktoś ma rzucić w tym sezonie rękawice Atletico, to właśnie lokalny rywal. Ofensywa „Królewskich” powinna nieco rozkręcić się po powrocie Benzemy, zawsze jest też nadzieja na wystrzał formy Edena Hazarda. Kapitał stanowić będzie zawsze defensywa, jeśli tylko zdolny do gry będzie Sergio Ramos.
Na Barcelonę bowiem chyba nie ma co liczyć. W niedzielne popołudnie Blaugrana tylko zremisowała na Camp Nou 1-1 z beniaminkiem Cadiz, tracąc decydującą bramkę w 89. minucie. Jedynego gola dla Barcy zdobył z rzutu karnego Leo Messi. Duma Katalonii wygląda na zespół rozbity i pozbawiony wiary we własne umiejętności. A przecież to właśnie Barcelona ma najtrudniejszy terminarz spośród klubów hiszpańskiej wielkiej czwórki: zarówno z Atletico, jak i Realem, zagra na wyjeździe.
Osobną kwestią jest rywalizacja hiszpańskich drużyn na arenie międzynarodowej. Wiele wskazuje na to, że ten sezon będzie dla drużyn La Liga najgorszy od lat, przynajmniej jeśli chodzi o Ligę Mistrzów. Barcelona i Sevilla są już praktycznie za burtą rozgrywek, tymczasem patrząc na formę madryckich gigantów trudno od nich oczekiwać „manifestacji siły” hiszpańskiego futbolu.