Rywale Legii chłopcami do bicia w LE – i jak my mamy gdziekolwiek aspirować?
27 listopada 2020Redakcja
Omonia: jeden punkt zdobyty, trzy gole strzelone, siedem straconych. Karabach: 0 punktów zdobytych, trzy bramki strzelone, dziewięć straconych. Co łączy obydwie ekipy? Oba kluby nie miały najmniejszych problemów z wyeliminowaniem Legii Warszawa najpierw z eliminacji Ligi Mistrzów, a następnie Ligi Europy.
Możemy brać poprawkę na wszystko, wskazywać fakt ciężkich rywali grupowych wspomnianych wyżej drużyn, ale czy tak właściwie jest to uczciwe postawienie sprawy? Pewnego rodzaju wskazówką będzie rzut oka na tabele dwóch grup tegorocznych zmagań.
Grupa E:
1. Granada (10 pkt.)
2. PSV (6 pkt.)
3. PAOK (5 pkt.)
4. Omonia (1 pkt.)
Grupa I:
1. Villareal (10 pkt.)
2. Maccabi Tel – Aviv (7 pkt.)
3. Sivasspor (6 pkt.)
4. Karabach (0 pkt.)
Delikatnie powiedziawszy: szału nie ma. Oczywiście, gdzieś tam możemy się czarować, że są to wielce klasowi rywale, których od wymienionych zespołów dzieli różnica klas, natomiast z drugiej strony – jeżeli aktualny dorobek Lecha Poznań wynosi trzy punkty, a my jesteśmy wręcz zdruzgotani postawą Kolejorza w ostatnim meczu, jak mamy usprawiedliwiać jeszcze gorsze wyczyny byłych przeciwników aktualnego mistrza Polski? Być może całość byłaby jeszcze jakkolwiek do obrony, gdyby Legia w którymkolwiek ze starć odpadła po równorzędnej walce. Z poczuciem, że oto miniony rywal miał zdecydowanie więcej szczęścia. Doskonale pamiętamy jednak, że występy najpierw Omonii (2:0 przy Łazienkowskiej), a następnie Karabachu (3:0 w stolicy) śmiało moglibyśmy oznaczyć hasztagiem #LaZabawa.
Tutaj już naprawdę nie chodzi o znęcanie się nad samymi Wojskowymi: mamy bowiem przekonanie, że nie byliby oni gorsi w grupie niż aktualnie Karabach. Bardziej natomiast zastanawia nas, jak wyjść z bańki, która wcale nie zaczyna pękać i pomagać nam odnaleźć się w rzeczywistości, a raczej coraz bardziej się od niej oddala. Lechowi ta sztuka się udała: wówczas jednak na horyzoncie pojawił się kolejny problem dotyczący punktowania w ważnych meczach, co najprawdopodobniej już całkowicie zaprzepaści szanse na wyjście z grupy i awans do fazy pucharowej. Czy tego rodzaju stan rzeczy może dziwić? Jeżeli bowiem po kolejnych meczach niezakończonych dorobkiem punktowym klepiemy wszystkich po pleckach i mówimy „no ale gra była niezła”, coś jest zupełnie nie tak. Piłkarska Europa zaczyna nam uciekać w niezwykle zaskakującym tempie i nie zmienia tego niestety nawet awans Kolejorza do tegorocznej fazy grupowej Ligi Europy. Bo jeżeli jesteś mistrzem kraju, nie podejmujesz walki z dwoma drużynami, które bez problemu przyjeżdżają na twój obiekt i wywożą awans, a następnie same są chłopcami do bicia: coś w całej układance kompletnie nie gra…