Dzień 25 listopada dla fanów sportu bez wątpliwości oznacza stratę. Płacze bez mała cały świat, bo umarł jego niekoronowany „Boski” król. Ale płacze także światek, ten tak w makroskali niewielki, ten tak bardzo nasz, polski. Wiecie co je łączy?
Zawsze ludzie mówią: ej, porównujcie sprawy i rzeczy porównywalne. Nie ma co iść z motyką na słońce. Ale, cholera, wiecie, co? Świat sportu dlatego jest fantastyczny, bo ogarnia wszystkich. Wystarczy czasem słowo, by nawiązać jakąś nić. Oczywiście, gdy mowa o piłce nożnej tam niemal od razu jakaś relacja z miejsca się rodzi. Gdy mowa o żużlu: sprawa jest nieco utrudniona. Ale tak czy inaczej: 25 listopada jest szczególną datą.
Szczególnie, dodajmy, smutną. Najpierw, zwłaszcza dla fanów żużla, spadła przerażająca wiadomość: umarł Zenon Plech. Człowiek, który przez swój talent i sukcesy – co wówczas absolutnie nie było łatwe – także na arenie międzynarodowej zyskał mir. Szacunek na niewielkim, acz wpływowym, poletku żużlowym. W swoim dorobku nie miał tylko tytułu mistrza świata: indywidualnego, drużynowego lub w parach. Był zawsze świetnie przygotowany, ale nie tak, żeby osiągnąć najwyższy, złoty pułap. „Oczywiście jestem bardzo zadowolony z wyniku uzyskanego na Stadionie Śląskim (w 1979 roku podczas finału IMŚ – przyp. red), choć złoty medal był bardzo blisko” – mówił Plech po zawodach, w których przegrał tylko z absolutnym dominatorem dyscypliny, Ivanem Maugerem.
Przywołaliśmy w bardzo niewielkim stopniu to, kim dla żużla w Polsce i nie tylko był Zenon Plech. Kim zaś był Diego Armando Maradona dla całego świata – wiadomo. Ale wiecie, co łączy te dwie postaci? Nie tylko fakt, że nikt, absolutnie nikt nie odbierze im miejsca w historii: tej sportowo wielkiej i tej raczej lokalnej. W gruncie rzeczy nie ma to większego znaczenia. Bo dla kogoś w, dajmy na to, Gdańsku postać Plecha (zwłaszcza dla starszych kibiców) jest tak samo legendarna, jak dla kogoś z np. Buenos Aires Maradona. Nie wierzycie?
Ok., to zerknijcie na nas. Od razu zmiarkujecie, czym jest magia sportu bez względu na upływający czas. Plech? To dla naszego pokolenia przede wszystkim trener i ekspert telewizyjny (Wizja TV , te sprawy). Maradona? Poza wzmianką w Telexpressie, że w 1997 roku rozegrał swój ostatni mecz (w Boca Juniors) nie bardzo mogliśmy podziwiać jego kunszt. Ale od czego są materiały archiwalne i relacje tych, dla których obaj ci tak różni ludzie byli ważni. Ważni naprawdę. I my jedziemy, bo bardzo tego chcemy, z pamięcią o nich dalej, przez kolejne pokolenia. Nawet jeśli byli dla nas, ze względu na różnicę lat, tylko i aż żyjącymi mitami. Niechaj trwają!
JH