To bez dwóch zdań jedna z najpopularniejszych, największych osobowości w świecie sportu. Człowiek, któremu nie da się nie kibicować. Gracz, dla którego w czasie przedcovidowym przychodziło się na trybuny, a dziś po prostu ogląda się go, podziwiając. Zlatan Ibrahimović. I wszystko jasne.
Po ostatnim hitowym meczu z Napoli dorobek w całej karierze legendarnego Szweda prezentuje się następująco: 478 goli, 186 asyst w 771 meczach rozegranych dla największych klubów świata. Statystyka ta, podana przez portal Transfermarkt, nie obejmuje początków Ibry w szwedzkim Malmoe, dla którego strzelił jeszcze 16 bramek. Zresztą, jeśli mowa o początkach jego wielkiej kariery, warto odpalić sobie film dokumentalny sprzed 5 lat pod tytułem: „Być jak Zlatan”. Kto nie widział, niech koniecznie nadrobi zaległości. W dzisiejszym futbolu chyba nie ma początkującego piłkarza, który nie chciałby „być jak Zlatan” właśnie, choć… tego jesteśmy pewni: drugiego takiego może długo nie być. Długo taki ktoś może się nie narodzić.
Zlatan to Zlatan i koniec kropka. Facet z ogromnym ego, na którego pracuje tak naprawdę cała drużyna, ale i on sam wykonuje wielką robotę dla reszty kolegów. Naturalnie, nie zawsze i nie wszędzie (np. w Barcelonie) było kolorowo. Czasami na przeszkodzie stały konflikty w drużynie, niekiedy kontuzje, nierzadko to sam Ibra jest dla siebie największym rywalem. Nie zmienia to jednak faktu, że 116-krotny reprezentant Szwecji jest fenomenem.
Skąd wziął nam się jego temat? Bo po pierwsze był bohaterem ostatniego spotkania z Napoli. W wieku 39 lat w jednej z najsilniejszych lig w Europie on nadal trzyma formę. „Co do Ibry – w każdym meczu widać jak wielki to jest zawodnik. Staramy się dawać z siebie to co najlepsze. Podczas treningów Zlatan ciągle wymaga od nas ogromnego profesjonalizmu i podnoszenia swojego poziomu” – przyznał w rozmowie z klubową telewizją jego kolega, Ismael Bennacer, rocznik 1997, a więc piłkarz z zupełnie innego pokolenia. I pewnie pod jego słowami mógłby podpisać się każdy zawodnik z kadry Milanu. A tak w ogóle wiecie, co nas uderzyło? Filmik z Twittera:
#BramkaZKalendarza – 23 listopada 2010
AC Milan po bramkach zdobytych przez Zlatana Ibrahimovicia i Ronaldinho pokonuje 2:0 Auxerre w meczu Ligi Mistrzów. pic.twitter.com/Gjm7w2URKF
— Bramka z Kalendarza (@BKalendarza) November 22, 2020
Dokładnie 10 lat temu Ibrahimović też biegał po murawie w koszulce Rossonerich. Biegał i zadziwiał. Zdobywał gole i to jakiej urody… Kto wówczas mu partnerował? Genialni Brazylijczycy, którym jednak w pewnym momencie zabrakło siły charakteru, nakazującej im wylewać siódme poty na i poza boiskiem: Ronaldinho oraz Robinho. To przecież także piłkarze wybitni, którzy mają swoje miejsce w historii, zwłaszcza Ronnie. A teraz, słuchajcie, najlepsze: Ibra urodził się w 1980 roku, Ronaldinho rok później, Robinho zaś w 1984. Gdzie teraz są ci słynni Brazylijczycy? Ten pierwszy niedawno siedział w pace, drugi zaś miał już na stole ofertę od swojego Santosu, ale powrót na boisko okazał się jak na razie niemożliwy, bo na 36-latku ciąży sprawa „napaści na tle seksualnym” sprzed 7 lat, gdy Brazylijczyk… grał w Milanie właśnie. Trzej kumple z mediolańskiej szatni, wszyscy wybitni, ale to Ibra nadal jest podziwiany, w dalszym ciągu uchodzi za mentora dla młodszych, czego o jego brazylijskich kolegach powiedzieć się nie da. Oby tylko kontuzja, jakiej Szwed doznał w meczu z Napoli nie okazała się groźna. Bo my wciąż chcemy podziwiać go na boisku!
JH
Mecze lig zagranicznych wytypujesz na stronie forBET!