Oto autor upadku wielkiego klubu. W ciągu 6 lat od objęcia sterów na Camp Nou Josep Maria Bartomeu poprowadził Barcelonę od miejsca w gronie 3 najlepszych drużyn świata, do momentu, w którym klub na skraju upadku opuszcza jego największa legenda.
Oto decyzje, które poprowadziły Barcelonę nad przepaść:
1. Uparte trwanie przy Valverde
O tym, że były szkoleniowiec Athleticu Bilbao to wysokiej klasy fachowiec nie trzeba nikogo przekonywać. Z czasem stało się jednak jasne, że jego filozofia futbolu, oparta w dużej mierze na pragmatyzmie i solidnej grze defensywnej, nie pasuje do Dumy Katalonii i jej piłkarzy.
Po czterech kolejnych niepowodzeniach w Lidze Mistrzów, połączonych z całkowitą utratą dawnej tożsamości drużyny, władze powinny podziękować Valverde za pracę. Idealnym momentem do tego była końcówka ubiegłego sezonu, zakończonego dramatyczną klęską z Liverpoolem. Bartomeu trwał jednak uparcie przy swoim, zdanie zmienił dopiero na początku 2020 r., w momencie, gdy trudno o zatrudnienie klasowego szkoleniowca, a i czasu na przebudowę drużyny nie ma wcale.
2. Transfery Dembele i Coutinho
Za odejście Neymara trudno Bartomeu winić – Brazylijczyk uparł się, że odejdzie i nic nie mogło przekonać go do zmiany zdania. Jednak już sposób, w jaki Barca łatała dziury po byłej gwieździe, całkowicie obciąża konto władz Blaugrany.
Ćwierć miliarda euro (!) wydane na dwóch piłkarzy, którzy totalnie zawiedli, podsumowuje dobrze politykę transferową Erica Abidala, któremu Bartomeu powierzył odpowiedzialność za transfery.
Co do Dembele, przypomnieć warto, że piłkarz ten, choć nieprzeciętnie utalentowany, przed transferem na Camp Nou był jedynie zawodnikiem rotacji w BVB – rozegrał 50% minut możliwych do uzbierania w sezonie Bundesligi. Był więc dobrym kandydatem na zwiększenie konkurencji w składzie Barcy i inwestycję w przyszłość, ale nie zastąpienie Neymara „tu i teraz”.
Źle oceniono także możliwości Coutinho. 140 milionów zapłacone za tego gracza od początku zdawały się być kwotą przesadzoną, a próba wrzucenia pomocnika w buty Neymara spaliła na panewce – bo też Coutinho nie jest klasycznym skrzydłowym i woli operować w drugiej linii.
3. Weterani zamiast młodzieży, przeciętniacy zamiast fachowców
W porządku – Arturo Vidal to pracowity piłkarz, ale skąd pomysł, że wiekowy już, odpalony z Bayernu Chilijczyk poprawi grę Barcy w środku pola? Nie poprawił, mimo rozegrania kilku dobrych meczów w lidze. Z definicji trafione nie mogły być też transfery piłkarzy pokroju Paco Alcacera czy Jaspera Cillesena – to nieźli gracze, ale nie na giganta pokroju Barcelony…
Do tego dochodzi seria nieudanych „wzmocnień” za niemałe pieniądze w kontekście piłkarzy, którzy mieli pełnić w drużynie istotne role: o takich graczach jak Junior Firpo mało kto poza kibicami Barcy słyszał, a przecież miał to być następca Jordiego Alby. Katastrofalny okazał się też pomysł opierania prawej obrony na słabiutkim w defensywie Nelsonie Semedo.
Krótko mówiąc – w Barcelonie zapomniano, jak sprowadzać graczy na miarę ambicji klubu.
4. Transfer Griezmanna
Eksperci na długo przed finalizacją transferu Francuza na Camp Nou ostrzegali: Griezmann i Messi grają tak samo i poruszają się na boisku w tych samych strefach, ustawienie ich razem będzie wielkim wyzwaniem!
Nie dało to do myślenia władzom Barcy, które lekką ręką wydały 100 milionów euro. Przewidywania komentatorów sprawdziły się tymczasem w 100%. Griezmann, który zarówno w reprezentacji, jak i w dotychczasowych klubach, grał na prawej stronie lub za plecami napastnika, totalnie nie potrafi współpracować z Messim. Grając zaś na nie swojej pozycji (lewy atak), traci niemal wszystkie swoje atuty.
Barca wydała fortunę, a nadal nie ma następcy Neymara.
5. Zatrudnienie Setiena
Co tu dużo mówić, ten plan choć wydawał się szlachetny – drużyny Setiena zawsze grały atrakcyjny futbol – okazał się tragicznie nietrafiony. Można powtórzyć jednak argument, który padł już przy nazwisku Valverde: zatrudnianie trenera, który ma zmienić styl gry drużyny, w samym środku sezonu, to zagranie skrajnie niekompetentne ze strony osób zarządzających klubem.
6. Hejt na piłkarzy za pieniądze klubu
Nie ma wątpliwości, że ujawniona w lutym afera hejterska wpłynęła destrukcyjnie na drużynę i przyczyniła się do decyzji Messiego o odejściu. Przypomnijmy: Bartomeu za klubowe pieniądze opłacił firmę PR-ową, która w mediach społecznościowych szkalowała konkurentów dotychczasowego prezesa w zbliżających się klubowych wyborach, jak również liderów drużyny: Messiego i Pique.
Wydawałoby się, że takie zagranie to domena klubów półamatorskich, ale przecież – mówimy o prezesie Bartomeu.
7. Trzymanie się stołka wbrew wszystkim
O tym, że Bartomeu zupełnie nie nadaje się na prezesa wielkiego klubu, mówiło się od dawna. Ostatnie miesiące były zaś w wykonaniu Hiszpana na tyle kompromitujące, że dziś jego odejścia domagają się wszyscy: kibice, piłkarze i oczywiście dziennikarze.
Gdyby prezesowi zależało na klubie, posypałby głowę popiołem i honorowo złożył dymisję najpóźniej po klęsce z Bayernem 2-8. Widać jednak gołym okiem, że dla Bartomeu liczy się wyłącznie jego pozycja – chce pozostać u sterów do końca, nawet jeśli wcześniej jego okręt zatonie.