„Robert Lewandowski nie zdobędzie Złotego Buta” – taki nagłówek będzie nam towarzyszył przez cały czwartek, ale i pewnie też piątek na wszystkich portalach o tematyce sportowej. Wszystko przez Ciro Immobile, który znowu strzelił w Serie A i wyprzedził Polaka. Kapitan biało-czerwonych będzie zatem drugi i to pod warunkiem, że rzutem na taśmę nie wyprzedzi go Cristiano Ronaldo.
Chcemy. Kibicujemy. Trzymamy kciuki i wierzymy, że ten dzień w końcu nadejdzie. Spędza to nam sen z powiek i wyczekujemy dnia, w którym będziemy mogli z dumą powiedzieć koledze z pracy, że Robert Lewandowski jest w czymś najlepszy w Europie. Nie w Niemczech, nie wśród reprezentacyjnych kolegów. W Europie lub na świecie. W ostatnich latach tak to się wszystko niefortunnie układało, że zawsze pojawiał się ktoś lepszy, kto psuł polskim kibicom wiele krwi. Celowo napisałem polskim kibicom, a nie Robertowi Lewandowskiemu, bo ten się tym w ogóle nie przejmuje. Wychodzi na boisko i robi wszystko, aby wygrać. Mecz, a nie pojedynek korespondencyjny z innym piłkarzem, walczącym w innej lidze o inne cele.
Kilka dni temu France Football podało, że nie będzie w tym roku przyznawało nagrody dla najlepszego piłkarza 2020 roku, mimo że minęło zaledwie tylko kilka miesięcy 2020 roku. Decyzja to rzecz jasna skandaliczna, bo styczeń jest miesiącem, w którym mało kto gra w piłkę, potem niecałe dwa miesiące piłkarze na Starym Kontynencie toczyli boje o ligowe punkty, a potem znowu przez ponad dwa miesiące pauzowali. Gdybyśmy faktycznie policzyli, ile w piłkę w ostatnim czasie grano, to wychodzi mniej więcej cztery miesiące. A gdzie tu dalej, bo to przecież nagroda za cały rok? Jak można podjąć taką decyzję przed skompletowaniem ćwierćfinalistów Ligi Mistrzów?
Rozmawiali o tym eksperci w Polsce i na świecie. Wypowiadał się każdy, kto interesuje się piłką, telewizje śniadaniowe zamieniły się w forum dyskusji o piłce nożnej i naszym pokrzywdzonym kapitanie, któremu znowu coś przeszło obok nosa. Wiecie, kto na ten temat się nie wypowiedział? Tak, tak – Lewandowski. Po raz kolejny to nasz snajper nie odniósł się do dyskusji, która była najbardziej żywiołową w kraju usytuowanym nad Wisłą.
Gdy wybierano najlepszego sportowca w naszym kraju, to Lewy też nie wygrał – wyprzedził go Bartosz Zmarzlik, który we Francji, Brazylii i Chorwacji – bardzo mocnych piłkarsko nacjach, nic nie znaczy. I wiecie, co zrobił Lewandowski w sytuacji, gdy w polskich mediach trwała burza, a każda redakcja przedstawiała swoje rankingi najlepszych sportowców? Pogratulował Zmarzlikowi, podał mu rękę i podziękował za wszystkie głosy. Następnego dnia wstał wcześnie rano i poszedł na trening z nadzieją, że następny mecz również uda się wygrać. Czy to dzięki jego golom, czy trafieniom kolegi z zespołu to tak naprawdę nieistotne. Liczyło się tylko zwycięstwo Bayernu, które przybliży klub do triumfu w Bundeslidze.
Nam wszystkim zależy, aby Lewy wygrywał Złotego Buta, klasyfikacje najlepszych strzelców w roku kalendarzowym, aby mógł pochwalić się największą liczbą wygranych dryblingów i najszybszą prędkością zmierzoną z piłką przy nodze. Na czym zależy Lewemu? Na zwycięstwach i trofeach. Tych zespołowych, które liczą się w zawodowym futbolu.
Czekam na kolejny nagłówek, że Lewy znowu nie dał rady i czekam na komentarz bohatera tego tekstu, który będzie prosty do przewidzenia. Czekam na stoicki spokój i firmowy uśmieszek, który daje do zrozumienia, że w piłce są rzeczy ważne i ważniejsze. Te najważniejsze wygrywa się na boisku całą drużyną.
Jakub Borowicz
Mecze piłkarskie wszystkich lig Europy można obstawiać na forBET.