AFC Bournemouth Artura Boruca jest na prostej drodze, by w słabym stylu pożegnać się z Premier League. Co gorsza, mimo fatalnej postawy defensywy i co najwyżej miernej gry podstawowego golkipera, Polak jest bardzo daleko od wybiegnięcia na boisko. Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią więc: czas pakować walizkę i opuścić południe Anglii!
W miniony weekend Manchester United z lekkością zaaplikował Wisienkom 5 bramek, choć można odnieść wrażenie, że gdyby Czerwone Diabły musiały dołożyć jeszcze dwa albo trzy trafienia, nic nie stałoby na przeszkodzie. Na pewno nie obrońcy gości, ani też bramkarz Aaron Ramsdale, który przy dwóch bramkach mógł zachować się lepiej.
Mimo nie najlepszej dyspozycji Anglika, nie ma aktualnie większych szans, by Boruc podniósł się z ławki. Tym bardziej, że jak się wydaje jest on dziś dopiero numerem trzy w hierarchii Eddiego Howe’a. Rozstrzygnąć tę kwestie jednoznacznie jest bardzo ciężko, bo szkoleniowiec znajduje miejsce w kadrze meczowej dla aż trzech golkiperów – to oczywiście ewenement w skali całej Premier League. Pamiętamy jednak, że kiedy Ramsdale doznał urazu, do skladu na mecz ligowy wskoczył młodziutki Travers. Był to jasny sygnał w kierunku Króla Artura, że na grę w kluczowych dla Bournemouth meczach nie powinien obecnie liczyć.
Póki co jednak 40-letni bramkarz nie mówił głośno o chęci zmiany otoczenia. Może się to zmienić, jeśli gra i wyniki The Cherries nie ulegną nagłej poprawie. Na osiem ostatnich spotkań koledzy Boruca przegrali siedem, uzyskując po drodze tylko jeden remis! Ich kalendarz na finiszu rozgrywek jest tymczasem beznadziejnie trudny – Wisienki zmierzą się z Tottenhamem, Leicester, Manchesterem City oraz Evertonem. Strata do bezpiecznego miejsca nie jest duża (wynosi ledwie 1 punkt), ale ciężko powiedzieć gdzie Bournemouth miałoby odrabiać straty. Szczególnie, że rywale w walce o utrzymanie przeciwników mają nieco bardziej wdzięcznych.
Jeśli klub z Dean Court poleci z hukiem z Premier League, zniknie ostatni argument, dla którego nasz rodak miałby pozostać nad Kanałem La Manche. Bycie częścią najpopularniejszej i prawdopodobnie najlepszej ligi świata, nawet w roli zmiennika, to zawsze genialna sprawa. Wizyty na wspaniałych obiektach, nieustanne obcowanie z genialnymi piłkarzami… Nie ma wątpliwości, to może skusić każdego. Po ewentualnym spadku argument ten zniknie – bycie rezerwowym w Championship to żaden zaszczyt. Trudno tymczasem przewidywać, że grającego tak sobie Ramsdale’a czy jeszcze słabszego Traversa kluby z elity będą chciały wyciągnąć z Bournemouth za wszelką cenę, zwalniając tym samym miejsce w bramce dla polskiego weterana.
A więc może faktycznie Legia? W czerwcu minęło dokładnie 15 lat od ostatniego meczu Boruca w koszulce Wojskowych. Lepszej okazji, by spiąć karierę klamrą, z pewnością nie będzie. Przy Łazienkowskiej intensywnie poszukują następcy Radosława Majeckiego, by młodziutki Wojciech Muzyk nie był wrzucany na głęboką wodę, a zamiast tego terminował u doświadczonego fachowca. Lepszego mentora niż Boruc nie sposób sobie wyobrazić, ale co najważniejsze i coraz bardziej widoczne: mariaż byłego reprezentanta Polski z Legią wygląda dziś z każdej strony jak małżeństwo doskonałe.
MM