Niemal od półwiecza Polacy, ale i zagraniczni goście mogą podziwiać nietypową konstrukcję w sercu Katowic, choć już pierwsze plany budowy wielkiej hali w stolicy Górnego Śląska (na obrzeżach miasta) pojawiły się w latach 50.
Budowa katowickiego giganta (341 tys. metrów sześciennych kubatury i ponad 29 tys. metrów kwadratowych powierzchni użytkowej) w kształcie UFO trwała od 1964 roku. 9 maja 1971, a więc za „wczesnego Gierka”, otworzyły się podwoje imponującego obiektu, co na żywo śledziło 12 000 osób, zaś galę uświetnił m.in. występ zespołu „Śląsk”. Od tamtej pory do Spodka zdążyło przyjechać wiele gwiazd muzyki światowego formatu (np. Metallica, Jean Michele Jarre, Elton John, Iron Maiden, Rammstein, czy The Cure), zaś pewną konkretną miarą tego, jak od lat 70. XX wieku zmieniło się życie jest fakt, że od 2013 roku hala przy Alei Korfantego 35 gości tysiące miłośników esportu w ramach Intel Extreme Masters.
Ale gdy my pomyślimy o Spodku, w pierwszej kolejności wspominamy wydarzenia sportowe. Tych na przestrzeni niemal 50 lat nie brakowało. Macie swój top? Bo my, rzecz jasna, mamy.
Choć pierwszymi poważnymi imprezami sportowymi, jakie zorganizowano w słynnej, katowickiej hali były te zapaśnicze (Mistrzostwa Europy oraz Świata), to jednak pierwszy tydzień czerwca 1975 roku upłynął fanom sportu w naszym kraju pod znakiem mistrzostw Starego Kontynentu w boksie. Do stolicy Górnego Śląska zjechała wówczas plejada najlepszych pięściarzy, choć klasyfikację medalową zdominowali – co było wówczas częste przy wielu okazjach – zawodnicy radzieccy, którzy zgarnęli łącznie aż 9 medali (6 złotych, 3 srebrne). Jak wypadli Polacy? Przede wszystkim wywalczyli dwa tytuły mistrzów Europy: w wadze lekkośredniej zwyciężył krajowy dominator Wiesław Rudkowski oraz w ciężkiej Andrzej Biegalski. Ten drugi dokonał tego, co później nie udało się nawet Andrzejowi Gołocie. Poza tymi sukcesami nasi reprezentanci zdobyli także 3 medale brązowe.
3 miesiące przed wspomnianą wyżej imprezą pięściarską, w dniach 8-9 marca odbyły się w Spodku lekkoatletyczne HME, które m.in. dzięki nowinkom technicznym wprost olśniły przybyłych gości. Zawody dopieszczono w każdym szczególe, nawet dostarczając z tyskiego browaru limitowaną wersję piwa przeznaczonego na eksport. To jednak mogło zachwycić przede wszystkim kibiców i dziennikarzy, sportowcom zaś pomagały np. elektroniczne tablice wyników, czy sprowadzony kosztem 300 tys. dolarów tartan. Czy pomógł naszym reprezentantom? Na pewno Grażynie Rabsztyn, triumfującej na 60 m przez płotki oraz Leszkowi Wodzyńskiemu w tej samej konkurencji. Ostatecznie, Polacy zajęli w generalce 5. lokatę.
Rok po powyższych wydarzeniach, Spodek stał się stolicą sportów zimowych, a konkretniej hokeja. W 1976 roku gościł bowiem najlepszych hokeistów świata. To właśnie 8 kwietnia na oczach 10 tys. kibiców doszło do jednej z większych niespodzianek w polskim sporcie: nasi zawodnicy pokonali 6:4 aktualnych mistrzów świata i olimpijskich ze Związku Radzieckiego. Jak to było możliwe, skoro przed samym spotkaniem celem Polaków była porażka w jak najmniejszym wymiarze? W końcu dwa miesiące wcześniej na IO w Innsbrucku nasi dostali łomot aż 1:16. W Katowicach wyszła na lód, jak się okazało, zupełnie inna drużyna. „Wygraliśmy wtedy dwa razy: pierwszy i ostatni” – przyznał bramkarz Andrzej Tkacz, którego dzień wcześniej… zatrzymała i potraktowała gazem łzawiącym wszechobecna w Katowicach SB-cja. Tkacz, Andrzej Zabawa, przede wszystkim strzelec hattricka Wojciech Jobczyk, a tak naprawdę cała drużyna wzniosła się na swoje wyżyny. „Na pewno trudno było nam uwierzyć w ten sukces. Dla nas było to fantastyczne wydarzenie i wielka radość. Po meczu zawsze odgrywano hymny dla zwycięzców. Po raz pierwszy w historii rozbrzmiał Mazurek Dąbrowskiego, gdy przed nami stali Rosjanie, których twarze w końcu były smutne. Wcześniej zawsze byli rozbawieni, patrzyli na nas niemal z pogardą, bo byli zdecydowanie lepszymi zawodnikami. Hokej jednak jest grą zespołową i tamtego dnia lepszą drużyną byli Polacy” – zaznaczył Jobczyk
Już po zmianach systemowych Spodek gościł w swoich murach imprezy koszykarskie dużego kalibru. Pierwsza z nich, Eurobasket kobiet w 1999 roku skończył się największym sukcesem w dziejach tej dyscypliny sportu w żeńskim wydaniu. Największym i równie niespodziewanym – Polki dowodzone przez Małgorzatę Dydek okazały się najlepsze w turnieju, którego… nikt na żywo w naszym kraju nie oglądał. To, jak przyznał potem trener mistrzowskiej ekipy Tomasz Herkt, „był ewenement na skalę światową”, żadna polska telewizja nie była bowiem zainteresowana tym, jak Polki już w fazie pucharowej odprawiły Chorwatki, następnie ograły wicemistrzynie świata z Rosji, by w finale okazać się lepsze od faworyzowanych Francuzek. „Nie wykorzystano naszego medalu, jedynego polskiego złota w historii kobiecej koszykówki tak, jak zrobiono to z siatkówką, czy piłką ręczną” – po latach przyznała kapitan zespołu, Ilona Mądra. Niestety, trudno się nie zgodzić…
Nie będzie przesady, gdy napiszemy: Spodek był przez lata miejscem-źródłem siatkówki w Polsce. I choć w tym czasie powstało u nas kilka pięknych hal, to jednak specyficzny obiekt w sercu Katowic nadal zajmuje tu wyjątkową pozycję. Jeszcze przed zainstalowaniem klimatyzacji Spodek był miejscem rozgrywania dwóch (2001, 2007) finałów Ligi Światowej. Przy pierwszej okazji, zainteresowanie kibiców przeszło najśmielsze oczekiwania i było rekordowe: wtedy na trybunach podczas całej rywalizacji zasiadło niespełna 50 tys. ludzi. Jednak największą siatkarką imprezą w Spodku były bez wątpienia tak szczęśliwe dla nas Mistrzostwa Świata w 2014 roku. Finałowego triumfu nad Brazylią nie ma co opisywać. To po prostu trzeba jeszcze raz zobaczyć!
JH