Bardzo często bywa tak, że drużyna, którą na początku sezonu wszyscy się zachwycają następne spotkanie… przegrywa. Kto jest na okładce ligowego dodatku w piątkowym „Przeglądzie Sportowym”? Dani „El Profesor” Ramirez. Z kim czytamy najwięcej wywiadów? Z Maksymilianem Rozwandowiczem. Nazwa „ŁKS” odmieniana jest przez wszystkie przypadki. Historia odrodzenia tego zasłużonego klubu prezentowana jest w każdym możliwym miejscu. Poznajemy każdego z jej współtwórców.
Nadmierny szum nigdy nie jest wskazany. Na szczęście przy Alei Unii Lubelskiej 2 nikt nie odlatuje. Wszyscy twardo stąpają po ziemi. Przyjechał Lech Poznań i choć dość szczęśliwie, to jednak pokonał słusznie chwalonego za początek sezonu beniaminka. Praca, poświęcenie, pokora. Trzy razy „P” powinno towarzyszyć każdemu, kto pracuje w tym zawodzie. Nie można o tym zapominać i dobrze, że po świetnym spotkaniu z Lechią Gdańsk i pokonaniu Cracovii drużyna potwierdziła swoje kwalifikacje. Ale też przekonała się, że w futbolu jakość nie zawsze równa się wynik.
Początek sezonu nie był dla ŁKS-u łaskawy, bo zespół Kazimierza Moskala na „dzień dobry” dostał całą ligową czołówkę. Za tydzień przyjedzie tu Mistrz Polski, Piast. I ze względu na fakt, że już pożegnał się z marzeniami o Europie, będzie groźniejszy. Nie będzie miał za sobą pucharowego spotkania w czwartek. A to zawsze działa na niekorzyść.

W drugiej połowie „Kolejorz”, którego ofensywna siła z Jevtićem, Amaralem, Gytkjaerem i Jóźwiakiem nie podlega dyskusji kilka razy wracał z tzw. dalekiej podróży. Podkreślali to dyrektor sportowy Tomasz Rząsa, który realnie ocenił przebieg meczu i widział, że remis, a nawet wygrana ŁKS-u jak najbardziej była w zasięgu gospodarzy. Zabrakło jedynie odrobiny skuteczności, zimnej krwi lub „lepszej” decyzyjności. Tego, co pokazał Lech szczególnie w sytuacjach, po których padały gole. Łodzianie jeszcze będą się musieli tego nauczyć.
Zaimponowała mi reakcja trenera w przerwie. Przegrywamy 1:2, wprowadzamy dwie zmiany. Potem do Rafała Kujawy dokładamy jeszcze Wojciecha Łuczaka. Ja jestem jednak najbardziej zauroczony postawą Artura Bogusza. Rośnie znakomity, pewny siebie i mogący grać na obu bokach obrońca. Klasa. Mimo, że ma „już” 26 lat, może jeszcze zauważy go ktoś z „większych”? Choć nie mam wrażenia, że w Łodzi nie jest mu dobrze. Będę się mu przyglądał i czekał na potwierdzenie tej dyspozycji co tydzień.
Najważniejsze jednak, że wszyscy, którzy pofatygowali się w ten wieczór na stadion albo usiedli przed telewizorem zobaczyli świetny mecz. Trzymający w napięciu do ostatniej minuty. Po czwartkowym pucharowym zakalcu, wizyta w Łodzi była dla mnie przyjemnym orzeźwieniem. I to nie tylko dlatego, że spędziłem je w przytulnej loży sponsora strategicznego klubu, firmy forBET.