Zbigniew Smółka to osoba, która przez niektórych jest uważana za wybitnego fachowca (pozdrawiamy Romana Kołtonia), a przez innych za wybitnego partacza (pozdrawiamy kibiców Arki). My – jako postronni obserwatorzy – przychylamy się coraz bardziej ku drugiej opinii, bo panu Smółce chyba odcięło prąd.
Żeby dobrze was wprowadzić w nastrój, przedstawimy największe osiągnięcia Zbigniewa Smółki. Ten 47-letni szkoleniowiec prowadził (i prowadzi) zespoły, które nie są byle jakimi drużynami na naszej piłkarskiej mapie Polski. Co by nie mówić, ale Odra Opole, Zawisza Bydgoszcz, Stal Mielec, Arka Gdynia czy – obecny pracodawca – Widzew Łódź, to nie są przypadkowe zespoły bez zaplecza kibicowskiego. Ba, Smółce w tym sezonie udało się nawet zdobyć Superpuchar Polski na boisku ówczesnego Mistrza. Więc co by nie mówić, nie mamy do czynienia z przypadkowym trenerem. Ale czy na pewno?
Możecie na nas narzekać, że łapiemy za słówka, że jesteśmy czepialscy i możecie przy tym nas posądzić o malkontenctwo. Ale to co odwala pan Smółka przechodzi ludzkie pojęcie! Sprawdźcie co 47-latek miał do powiedzenia na konferencji prasowej po towarzyskim meczu z Lechem Poznań (0:3):
„Na samym początku przygotowań graliśmy z bardzo trudnym rywalem. Na pewno możemy dużo wyciągnąć z tego spotkania. Będę brutalnie szczery: fakty są takie, że w przypadku niektórych zawodników występujących w drugiej połowie, ich rodzice powinni nam dopłacać za to, żebyśmy uczyli ich podstaw gry w piłkę” (źr. „gol24.pl”)
Od razu nam się przypomniała pewna kwestia z popularnego serialu.
Dlaczego tak zareagowaliśmy? Ano dlatego, że pan Smółka – mimo tego, że chcieliśmy go na początku przedstawić w wyjątkowo korzystnym świetle – to nie jest wybitny trener. Więcej, to nawet nie jest średni trener. Nie wierzycie nam? To ogarnijcie ile średnio punktów na mecz zdobywał w trzech ostatnich klubach przed Widzewem (w nawiasie liczba meczów, w których prowadził dane zespoły).
Arka Gdynia – 1.13 pkt (32)
Stal Mielec – 1.54 pkt (59)
Zawisza Bydgoszcz – 1.13 (16)
Rozumiemy, że te kluby organizacyjnie nie stały na jakimś wysokim poziomie i to nie do końca mogła być wina trenera, ale nie do końca pojmujemy podstawy pana Smółki co do roszczeń finansowych.
Po pierwsze, panie Smółka: przypuszczamy, że pan już dostaje wynagrodzenie za to, że pan uczy tych zawodników. Po drugie: jakim prawem uważa się pan za tak wybitnego fachowca skoro – według naszej opinii – nie osiągnął pan tyle, żeby prowadzić tak zasłużony klub jak Widzew (obojętnie, w której grałby lidze). I po trzecie: SKORO TAK, TO MY DOMAGAMY SIĘ OD PANA PIENIĘDZY ZA WSZYSTKIE MECZE ARKI Z POPRZEDNIEGO SEZONU, W KTÓRYCH PAN ZASIADAŁ NA ŁAWCE REZERWOWYCH.
To był dramat co pana drużyna wyczyniała w zeszłym sezonie i gdyby nie kontrowersyjna (aczkolwiek, jak się później okazało, słuszna) decyzja władz, żeby pana odsunąć od drużyny, to widzielibyśmy gdynian obecnie w 1. lidze. Jasne, słyszeliśmy, że musiał pan nocować na stadionie itp. w obawie przed krewkimi kibicami. I współczujemy panu tej sytuacji, jeśli miała miejsce. Ale nie rozumiemy kompletnie tej buty i arogancji w wypowiedzi. Bo nawet obrzydzają nas ostatnie wypowiedzi Mourinho, kiedy był jeszcze trenerem United. Ale „Mou” przynajmniej coś osiągnął. A pan? A pan zdobył Superpuchar, mając drużynę, która – nie pod pana przywództwem – wywalczyła Puchar Polski.
Pan powinien dziękować takiej marce jak Widzew, że pana zatrudniła. A pan jeszcze – za przeproszeniem – „sra do własnego gniazda”, próbując się wybielić. W ogóle co ta wypowiedź miała na celu? Przecież szatnia nie będzie teraz stała za panem murem…
Cóż, może to jest jakaś reakcja obronna przed nadchodzącymi zmianami, która – jak widać – są nieuchronne.
To może być jedna z jego ostatnich wypowiedzi, bo Widzew spogląda w stronę Marcina Kaczmarka. https://t.co/e2ZTEEbsYz
— Krzysztof Stanowski (@K_Stanowski) June 24, 2019