Już dawno polski zespół czy to klubowy czy reprezentacyjny nie dostał takiego „łomotu” a mimo to nie zyskał tylu pochwał co nasza drużyna U-21, po bolesnym pożegnaniu się z młodzieżowym EURO. Przez tydzień kraj był w niemałej euforii, zaczął marzyć o Igrzyskach, powoływał do seniorskiej reprezentacji Kamila Grabarę, Krystiana Bielika czy Patryka Dziczka. Nie dostrzegając jakby, że w dwóch wygranych pierwszych spotkaniach turnieju, z personalnie mocniejszymi od nas Belgami i Włochami patrząc obiektywnie i realnie piłkarsko byliśmy gorsi. Czesław Michniewicz i jego chłopcy wygrali te mecze sposobem, organizacją, odpowiednio dobraną do własnej charakterystyki taktyką. Nie można też zapominać o dozie szczęścia. I za to im chwała, bo zawsze zwycięstwa nad silniejszymi drużynami są w rozwoju każdego piłkarza ważnym krokiem i wiele pokazują. Taka jest piłka i dlatego tak ją kochamy. Włosi oddali na bramkę Grabary 30 strzałów i nie byli go w stanie pokonać. Hiszpania 35 i 5 wpadło.
Te 6 zdobytych punktów na pewno jest sukcesem. Ale dla mnie był już nim sam awans do najlepszej dwunastki Europy, bo umówmy się. Mało kto poza samą drużyną i jej najbliższym otoczeniem wierzył, że po porażce w Zabrzu z Portugalią uda się wygrać z nią baraż w Chaves. Strzelając w pierwszej połowie 3 gole. To już była wielka sprawa.

Polska pokochała tę drużynę za charakter, zespół zyskał sympatię także dzięki otwartości i normalności trenera Czesława Michniewicza. Jego po prostu nie da się nie lubić. Ale przy tym wszystkim nie możemy zapominać, że ta reprezentacja miała swoje mankamenty. Kłopoty zdrowotne Dawida Kownackiego wpłynęły na jego słabą dyspozycję, graliśmy więc bez … napastnika. Może Karol Świderski zrobiłby więcej niż Adam Buksa? Tego się nie dowiemy, ale przecież to Michniewicz był z tą ekipą i wiedział najlepiej z kogo i w jakim wymiarze skorzystać. Pomoc? Do pracy, biegania, odbiorów nadawali się wszyscy. Ale kogoś kto zagra na przysłowiowym „mózgu” w roli środkowego ofensywnego pomocnika nie było. Na boku musiał grać Sebastian Szymański, który być może w tę rolę by się wcielił, ale po pierwsze wypadł Bartosz Kapustka, po drugie popatrzcie na liczby Sebastiana w Legii. Nie rzucają na kolana. O sytuacji klubowej bocznych obrońców napisano już wszystko, więc nie będę się tu powtarzał.
Dlatego chłopakom i sztabowi trzeba pogratulować. I cieszę się, że nikt tam po tych dwóch wygranych nie „odpłynął”. A tzw. opinii publicznej się to przytrafiło. Przecież niektórzy zakładali już im na głowy olimpijski laur. Zamiast tego Hiszpanie na tę cześć ciała wylali im kubeł zimnej wody. Drużyna samym awansem do EURO zrobiła coś ponad nasz stan. Teraz niech ci chłopcy, szczególnie ci, którzy zmieniają polskie kluby na zagraniczne pokażą, że ta dwuletnia fajna historia nie będzie efemerydą tylko znajdzie potwierdzenie w ich dalszych karierach.